czwartek, 9 lipca 2015

DZIEN 104 - CZAS SIĘ ZBIERAĆ...

Uff, ale ulga. Na dworze chłodno, co jakiś czas padał deszcz, prąd od rana śmigał ( z małą przerwą około trzynastej) czyli kawa też była. Dziecko oglądało bajki (oczywiście do czasu) więc jakoś dzień zleciał. Jak to przy dziecku nie obyło się bez próby sił, ale jakoś dało się przeżyć. Udało mi się wypełnić kilka ankiet i nadrobić zaległości w kampaniach testerskich, które ostatnio nieźle zaniedbałam. Jedyne czego mi brakuje to snu. Jakoś tak się ostatnio składało, że nie mogłam spać - a to przez upał, a to przez burzę albo przez męża.To ostatnie najmniej mi przeszkadzało ;) Dziś wieczorem też planujemy wspólną kolację, a jeżeli to nie wypali to dzięki przesyłce, która dziś otrzymałam w ramach testowania, napijemy się pierwszy raz od jedenastu lat razem wina.
Czemu pierwszy raz od tylu lat? Pisałam już o tym kiedyś - po prostu mój mąż dawno temu pił, za dużo pił, potem przerodziło się to w nałóg. Walka była ciężka, walczyłam i ja i on, jednak to on musiał podjęć decyzję jak chce żyć, i podjął tą właściwą - nie pije jedenaście lat, ani kropelki. Dał radę dla siebie, dla mnie i dla dzieci. Podziwiam go bardzo i doceniam, za miłość i chęć do normalnego życia. Nie każdemu się to udaje i w jego przypadku też wydawało się, że nie ma ratunku. I wiecie co? Potrafił przestać tak z dnia na dzień. Ja również nie piję, ale z wyboru. Tylko od czasu do czasu zdarzy mi się wypić lampkę wina, ale jakoś tak bez niego mi nie smakuje. Dlatego tym bardziej się cieszę, bo wino które otrzymałam jest bezalkoholowe, dla mnie to bez różnicy, a za to wreszcie się razem"upijemy". Pierwsze, które posmakujemy to będzie wino czerwone. Skąd je mam, jak smakuje i całą resztę napiszę jutro w poście. Każdemu winku poświęcę jednego posta :) Oczywiście kolejne pojedzie ze mną nad morze, wypijemy je na plaży, a z takim trunkiem zakaz spożywania alkoholu na plaży nie będzie nas obowiązywał.

 Tak, jak w tytule postu... czas się zbierać, czyli czas zacząć wszystko pakować, żeby we wtorek wysłać ubrania kurierem i niczego nie zapomnieć. Sporo się tego nazbierało.
 Co roku prasowałam wszystkie ciuchy przed wysyłką, a później drugi raz na miejscu.Tym razem zastanawiam się czy to ma sens, czy nie lepiej prasować tylko już na miejscu? Może jak pozwijam ubrania w rulony to się nie pogniotą?Pakował już ktoś z Was w rulony? Na razie powrzucałam wszystko jak leci, żeby wiedzieć co mam, a czego brakuje. Synkowi muszę dokupić kąpielówki. Myślałam,że będzie biegał w majteczkach, lecz po zabawie w mokrym piasku mogłabym ich potem nie doprać. U mnie braki w rybaczkach, ale to załatwię chodząc w sukienkach. Pierwszy raz u męża garderoba jest kompletna, nawet z metkami. Nawet nie pamiętałam, że tyle ubrań mu kupiłam. Zawsze na wyprzedażach czy przy innych okazjach kupowałam jedną rzecz i się nazbierało. To była taka inwestycja na przyszłość. Już nie mogę się doczekać żeby być na miejscu .Minus jest taki, że potem trzeba wracać, a to już nie jest takie super.

Kilka lat temu poznaliśmy w Sarbinowie pewne małżeństwo, mieszkają daleko ode mnie bo w Tarnowie, ale polubiliśmy się i co roku właśnie tam się spotykamy. Razem się plażujemy, ale nikt nikomu nie wchodzi na głowę. Czasem siądziemy wieczorem i pogadamy, czasem razem gramy na automatach, i może dlatego się tak lubimy, bo nikt nikomu się nie narzuca, ani nie włazi z buciorami w życie.W ubiegłym roku bardzo mnie zaskoczyli, pozytywnie. Miałam urodziny akurat podczas pobytu nad morzem, nie wiem skąd się o tym dowiedzieli, ale wieczorem usłyszałam stukanie do drzwi, otworzyłam i patrzę, a tam oni z ciachami i winem, świeczką - śpiewający sto lat na cały głos. Jak ja uwielbiam takie niespodzianki :)wino było słodkie, bo takie lubię. Potem dowiedziałam się, że pytali męża jakie pijam, a on melepeta nie wiedział i delikatnie mnie podpytał. W sumie mu się nie dziwię, że nie wiedział skoro nigdy go razem nie piliśmy. Odwiozłam też dziś moje kochane autko do mechanika - wreszcie się dowiem co mi tak w nim stuka. Samochód został, a ja musiałam chcąc nie chcąc wracać z mężem na motorze .Dla mnie to sport ekstremalny, ale mąż zadowolony bo "wreszcie Cię nie trzeba namawiać do przytulenia się"- tak jakby mnie było trzeba namawiać;) - albo kiedy mocniej zahamował"- ale się na mnie pchasz" . Oj te chłopy :)

8 komentarzy :

  1. oj ja też zaczęłam się powoli pakować, na samą myśl juz mi się nie chce ;)
    a ciuchów nie prasuje, bo to syzyfowa praca, jak mi się będzie chciało to poprasuje na miejscu ;)
    wino, ja zawsze po nim mam mega zgagę, więc wybierając pomiędzy brakiem zgagi a chwilą przyjemności, wybieram brak zgagi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pakowanie najgorsze,a potem pranie po powrocie.Gdzie jedziecie?

      Usuń
    2. do rodziców mych na podkarpacie, do dzieciuchów ;)

      Usuń
  2. Ja wina nie pijam bo nigdy nie mam okazji. Pakować też nigdy się nie pakowałam. Ostatni raz kiedy miałam dwutygodniowy wyjazd to w drugiej klasie technikum na praktyki (do drogi powrotnej już nic mi się nie chciało zmieścić w torbie taki bałagan miałam :) ). Mój codziennie lubi wypić parę piw ale czas zadać mu pytanie czy wybiera piwo czy mnie bo już mnie to denerwuje.
    Życzę udanych wakacji :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu,jeżeli mąz lubi wypić codziennie kilka piw i nie może sobie odmówić to myślę,że to nie będzie takie proste-zadać pytanie"ja albo piwo". Leczenie alkoholika to złożony proces,bardzo,ale jeżeli będziesz wytrwała to może się udać.W razie pytań pisz śmiało na priv :)

      Usuń
  3. Pierwszy raz widzę wino bezalkoholowe, ciekawa jestem jak smakuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm,smakuje jak zwykłe wino półwytrawne.Wolę słodkie :)

      Usuń
  4. Strasznie nie lubię pakowania... a nie- gorsze jest rozpakowywanie :P

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka