środa, 5 sierpnia 2015

DZIEŃ 131 - CIASTO Z OWOCAMI...

 
Jak mąż żonę pogłaszcze, dopieści, wycałuje to od razu lepszy ma się humor i w takim właśnie nastroju się dziś obudziłam. Szkoda tylko, że nie mogliśmy obudzić się razem, ale ktoś musi pracować i wypadło na męża ;)Cały dzień "chodziło" za mną coś słodkiego, a że upał trwa, to do kuchni wolałam się nie zbliżać, no chyba, że musiałam, np. w przypadku obiadu, o którym przypomniałam sobie niewiele przed przyjazdem męża z pracy. Wszystko to za sprawą odwiedzin koleżanki. Fajnie się plotkowało, kawkę piło, a potem na szybko kroiło zamrożone mięso na gulasz. Dałam jednak radę i zdążyłam w samą porę. Całe szczęście, że miałam jeszcze pomidorową od wczoraj i synek głodny nie chodził. Po południu moja ochota na coś słodkiego nabrała już takiego rozmiaru, że zdecydowałam się zrobić na szybko ciasto. Zawsze je robię kiedy ściga mnie czas. Pasują do niego wszelakie owoce, mrożone, świeże, z kompotu itp. Akurat teraz jest u nas sezon na śliwki więc je wzięłam na tapetę.

Jeżeli komuś również kiedyś przyjdzie ochota na małe co nie co, to podaję przepis.
 
SKŁADNIKI:
25 dag .mąki
25 dag. cukru
5 jaj
1 margaryna
dwie łyżeczki (płaskie) proszku do pieczenia
owoce
JAK ZROBIĆ:
Do miski wkładamy posiekana margarynę i ucieramy (ja to robię końcówką od robota z nożykiem, chyba blender się to nazywa) stopniowo z jajkami i cukrem. Kiedy będzie w miarę puszyste dodajemy proszek i mąką i miksujemy. Masa jest gęsta. Wykładamy na formę, na wierzch dodajemy owoce i pieczemy około 40 min. w temp 180 stopni C. Ciepłe posypać cukrem pudrem.

Proste? Proste, jak cała moja kuchnia. Nie jestem mistrzem patelni, bo nie lubię pichcić. Czasem zdarzy mi się zrobić coś ekstra, ale zazwyczaj robię rzeczy proste, ale smaczne. To ciasto robi się dziesięć minut. Tak samo jak babkę piaskową czy murzynka ;) Do tego razem z Sandrą zrobiłyśmy koktajl z jeżyn i maślanki i uczta gotowa. Upał dawał nam się dziś tak mocno we znaki, że synek nareszcie zaaprobował wentylator, którego bardzo się bał, więc jakoś dawaliśmy radę. Współczuję mężowi, który już ledwo chodzi bo skutki uboczne chemioterapii dają o sobie znać. Co dziwne,jak byliśmy nad morzem, to podczas dwóch tygodni zażywania chemii nic mu się nie działo (a u nas już po 1, 5 tygodniu zaczyna go boleć), a jak tylko wróciliśmy to zaczęło się na całego. Wygląda na to, że nadmorski klimat bardzo nam służy, tylko co zrobić skoro nie możemy tam być cały czas :(

Gdybym mogła tam mieszkać, pracować, normalnie żyć, nie tylko wakacyjnie, to ciekawe czy by się ten dobry wpływ nie zmienił? Nie wiem i pewnie się nie dowiem. Wzięłam się też za czyszczenie mojej biżuterii, a że jestem wielbicielką srebra w każdej postaci, to trochę się tego uzbierało , no i niestety srebro ma to do siebie, że czernieje. Ponad godzinę zajęło mi moczenie wszystkiego w specjalnym płynie, płukanie i polerowanie. Śmierdziało w całym domu, bo ten płyn cuchnie okropnie, ale mam teraz biżuterię jak nową, tylko nosić. Problem w tym gdzie ją nosić? Do sklepu? Chyba będzie się trzeba gdzieś wybrać. Miałabym ochotę na kino, albo jakąś randkę we dwoje, to jednak raczej nie wchodzi w grę więc będzie trzeba wymyślić jakąś wycieczkę z synkiem, a randkę we dwoje zrobimy sobie w innym miejscu. Ostatnio znów czytam Greya, trochę czytam, trochę oglądam i ciągle mi żal, że nie mam życia jak filmowe gwiazdy, ale pomijając ten szczegół, mam swojego prywatnego Greya i muszę, a nawet chcę się cieszyć z tego co mam. Kurcze, ale fajnie by było też mieć prywatny samolot, kasę na bikini za 1000 dolców i pokój zabaw, i nie mam na myśli gry w X-Boxa (tak, jak to myślała na początku Ana). Nie ma to nie ma, pozostaje improwizacja ;). W tym miejscu pragnę dodać, żebyście to co piszę traktowali czasem z przymrużeniem oka, no bo wiecie... żeby nie było :)

Ach, rozmarzyłam się teraz... nie jest dobrze być romantyczką...

Dobra, koniec na dziś.

A o czym Wy marzycie? Tak w duszy, tak szczerze?

3 komentarze :

  1. ja smakowicie wygląda!!
    dobrze, że jestem jeszcze przed śniadaniem!!!
    ale mi ten widok głoda narobił!

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak... mąż zadowolony, to i żona szczęśliwa ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. a wiesz że ja też wczoraj miałam Gulasz? tyle że ja rano przygotowałam, później dokończyłam ;) taki mały zbieg okoliczności. Ja też ostatnio postanowilam zadbać o siebie bardziej. Zakwasy mam takie że ciężko usiedzieć na dupie, ale mimo "truskawkowych dni" się nie poddaję i cisnę do przodu!

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka