środa, 27 kwietnia 2016

392, 393, 394 - PTASIE MLECZKO...


Miał być wczoraj pamiętnikowy wpis, niestety nie było. Powodem takiego stanu rzeczy był brak internetu. Nie wyobrażacie sobie jak przeklinałam mojego usługodawcę, kiedy rano obudziłam się, a na wskaźniku laptopa pisało "sieć niedostępna". Najśmieszniejsze w tym jest to, że  to wcale nie była wina usługodawcy...


Zacznę jednak od początku. Jak już wspomniałam, wskaźnik na laptopie nie nastrajał mnie pozytywnie. Wiedziałam, że jeżeli rano nie napiszę i nie nadrobię, to wieczorem nie będę miała co publikować. Po południu, kiedy córka wraca ze szkoły, nie mam możliwości pomyśleć, a co dopiero napisać. Czemu tak? Bo tak szaleją z synkiem. Ktoś stojący pod oknem mógłby pomyśleć, że jakaś banda Pigmejów mieszka w moim domu. Jest wrzask, śmiech, pisk i dziwne odgłosy. Nie lubię mieć zaległości, więc postanowiłam działać za pomocą internetu w telefonie, no ale cóż, tutaj transfer znika z prędkością światła. Internet pojawił się około 15 - tej, niestety wtedy zbierałam się już na wywiadówkę. Wieczorem zadzwonił do mnie technik z pytaniem czy wszystko już działa. No, działało, do momentu aż technik się nie rozłączył. I znów zostałam odcięta od wirtualnego świata. Koniec końcem zaczęłam bawić się z synkiem w berka, ten biegnąc zahaczył nogą w kabel telefoniczny i... znów był internet. Okazało się, ze to kabel był pęknięty i tak sobie łączył i nie łączył. Skoro usterka się naprawiła, trzeba było na szybko coś wymyślić, bo nazajutrz mieli przyjechać technicy, a lepiej żeby nie zobaczyli pękniętego kabla. Na szczęście mąż miał gdzieś zapasowy i wymienił., a panowie... no cóż, nic nie znaleźli :). To taki odwet z mojej strony za dwutygodniowe naprawianie internetu poprzednim razem, gdzie mają na to 48 godzin ;).

Po południu udałam się na wywiadówkę, pierwszą na której byłam obecna w tym półroczu. Jestem przewodniczącą trójki klasowej, więc wypadało się chociaż raz pojawić. W naszej szkole funkcjonuje dziennik elektroniczny, więc ze wszystkim jestem na bieżąco, ale mieliśmy omówić jeszcze sprawy wycieczki i festynu. I... zapisałam moją córkę na karate. Jest wysportowaną dziewczyną i z całą pewnością będzie zadowolona z tych zajęć, a dodatkowym plusem jest to, że nauczy się panowania nad sobą i pokory. Najważniejszą jednak rzeczą jest dla mnie fakt, że będzie znała samoobronę, co w dzisiejszych czasach zaczyna być niezbędne. Córka zadowolona, matka będzie spokojniejsza i wszyscy będą szczęśliwi.

Dla równowagi dzień dzisiejszy spędziłam leżąc. No cóż, takie są efekty jak się zje całe pudełko ptasiego mleczka samemu. Było pyszne, ale mój brzuch chyba nie podziela tego zdania. Nie pozostało mi nic innego jak przeczekać, popijając herbatkę z melisy i rumianku. Zwlekałam się tylko wtedy, kiedy słyszałam dzwonek do drzwi. Pierwszy dzwonek to nagroda od Wielopokoleniowo (tytułowe zdjęcie), a druga od Lord Somersby:).


Pierwsza będzie w sam raz na wieczory w łazience, a druga  przyda się na grilla, jak tylko pogoda zrobi się w miarę normalna. Zabrałam się też za czytanie książki, kolejnej. Jeszcze trochę i będę musiała rozejrzeć się za solidnym regałem, żeby je wszystkie pomieścić. Szczerze mówiąc odkładałam ją już kilkakrotnie, bo początek okazał się nieco nużący, ale kiedy przebrnęłam przez najgorsze, poszło już jak z płatka, a jutro będziecie mogli przeczytać o niej recenzję. Po południu trzeba było zwlec się z wyra, bo miałam umówioną wizytę u fryzjera, który przypominał mi się już rano. Woli zapobiegawczo zadzwonić, po tym jak ostatnim razem zapomniałam o wizycie. Po części byłam usprawiedliwiona, bo w tym dniu dowiedziałam się o złych wynikach męża, ale tak czy tak, czułam się winna. Dziś byłam punktualna jak w zegarku, a moja fryzura, która wołała już o pomstę do nieba, nabrała świeżości. Ja też od razu poczułam się dużo lepiej psychicznie, natomiast fizycznie... no cóż,mój brzuch nadal strajkuje. Byle dotrwać do jutra...

12 komentarzy :

  1. też nie wyobrażam sobie, że przez dłuższy czas mogłabym nie mieć internetu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Powodzenia na karate :) uwielbiam sztuki walki i gdy mój synek trochę podrośnie również chętnie wyślę go do jakiejś szkółki. Uważam, że uczą one dyscypliny i pokory :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O Ty! Całe opakowanie ptasiego mleczka? Nieźle z tym Internetem - dobrze, że sami to zauważyliście.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja to chyba jestem już uzależniona od internetu, jak go nie ma dłuższy czas to się aż trzęsę z nerwów :D.
    Fajne przesyłki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze, że udało się znaleźć usterkę :) Gratuluję wygranej :) I zdrówka życzę :) herbatkę miętową wypij ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. ... u mnie parę dni temu zabrakło neta na kilka godzin - czułam się jak bez ręki! Masakra, jak człowiek jest uzależniony ;/ oby kosmetyki się spisały! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Haha, ale co tam przejechali się do Ciebie przynajmniej, na nich trzeba czekać, więc chociaż raz oni jechali na darmo! "brawo Ty" :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Aj ten internet ;/

    OdpowiedzUsuń
  9. U mnie z internetem ostatnio kiepsko i wszyscy trochę poddenerwowani chodzą ;) Ja chciałam syna wysłać na takie zajęcia ale w szkole niestety nie ma.. a tam gdzie znaleźliśmy (poza miejscem gdzie mieszkamy ) to są zajęcia w trakcie jego lekcji.

    OdpowiedzUsuń
  10. Coś Ty oszalała? Ptasie mleczko sama? Ja to się zastanawiam, po czym ty tak dobrze wyglądasz? Mnie też coś ostatnio internet szaleje, jakaś plaga czy co?

    OdpowiedzUsuń
  11. Karate to sama bym chętnie potrenowała żeby pozbyć się nadmiaru emocji :p

    OdpowiedzUsuń
  12. Regał to ja już u córki wymieniłam :) Te kosmetyki wyglądają cudnie! Ja jestem sekretarzem w trójce klasowej :)

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka