Żeby to wszystko już się skończyło.
Mówią, że czas leczy rany, że trzeba żyć dalej, że stało się i trudno... wiele mówią, ale nic z tego nie jest prawdą. Boli tak samo mocno, tyle, że być może rzadziej, tęsknota staje się coraz większa, a serce krwawi. W głowie kotłuje mi się tak, że nie jestem w stanie logicznie myśleć. Płacze po kątach, dzieciaki, te młodsze także. Co mi z wypasionej choinki, milionów ciasteczek i wysprzątanego domu. No co? Nic, kompletnie. Te święta, to będzie jedna wielka walka z dławiącym smutkiem. Narodzi się Jezus, ale Ty nie żyjesz, a wraz z Tobą umarła większa część mnie. Nie umiem sobie z tym poradzić, a huśtawka nastrojów mnie wykańcza. czasem jest dobrze i już, już myślę, że wszystko się poukładało, by w ciągu dosłownie sekund poczuć tak przejmujący żal, że nie da się go opisać słowami. Irek, tak bardzo za Tobą tęsknię, tak bardzo! Nie chcę być w domu w te święta. Zbyt wiele mnie to kosztuje. Najchętniej położyłabym się na Twoim grobie i tam spędziła Wigilię... z Tobą. Dzieci również nie są nastawione optymistycznie. Widziałam to kiedy trzeba było ubierać choinkę - żadne z nich nie czekało na tę chwilę z utęsknieniem, Nie pomogła nawet zmiana choinki ze sztucznej, na żywą, a dekoracje świąteczne ominęły wzrokiem bez słowa. Powiedz co ja jeszcze mogę zrobić, by zacząć czuć się normalnie? Dołączyć do Ciebie? Nie, nie mogę, bo zawsze muszę myśleć o innych. Nawet wyjechać na święta nie mogę, bo przecież jak to? Zostawić rodzinę i jechać? Tylko gdzie w tym wszystkim jestem ja? Mnie nie ma od kiedy nie ma Ciebie...
Czym więcej się staram, tym jest gorzej. Czuję się cholernie źle i mam szczerą ochotę rozebrać choinkę, zrzucić światełka i udawać, że nie ma świąt, że już za kilka dni nie zacznie się mój najgorszy czas w roku. Nie martw się Kochany, nie zrobię tego, bo przecież ja "muszę" myśleć o wszystkich wokół - tylko kto pomyśli o mnie? Jeszcze wczoraj myślałam, że jakoś to będzie, bo gdzieś tam, w pędzie załatwień i przygotowań nie miałam czasu na myślenie, a dziś, kiedy nastał weekend, kiedy to zawsze byliśmy razem od rana do wieczora, po prostu umieram razem z Tobą.
Wiele osób nie rozumie tego, co się dzieje ze mną. No bo przecież panikara jestem i ile można beczeć? Najwyraźniej nie jestem tak silna, jakby się zdawało i kochałam zbyt mocno, by teraz otrząsnąć się po Twojej śmierci z dnia na dzień. I nawet jeśli są wokół mnie dobrzy ludzie, to żaden z nich nie jest Tobą!
Bardzo Cię kocham.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.