czwartek, 21 marca 2019

PÓŁ ROKU BEZ CIEBIE... CZY ŻYCIE TOCZY SIĘ DALEJ?


Wiesz, bałam się tego listu, że wrócą wspomnienia ze zdwojoną siłą, ale przecież one nigdy nie zniknęły, a wręcz pojawiły się nowe, te które do tej pory wypierałam ze świadomości. Twój ból, strach... Wszystko o czym chciałam zapomnieć. Płacz już nie pomaga...




Pierwszy dzień wiosny... marzec, który miał być piękny, bo przecież w marcu, dokładnie dziewiątego marca się poznaliśmy... Minęło magiczne pół roku, w którym to wedle niektórych psychologów powinnam już mieć żałobę za sobą. Oj, mylą się oni i to bardzo. To nie mija, a tęsknota jednego dnia ucieka, by kolejnego przygnieść mnie swoja siłą. Patrzę na Twoje zdjęcia  i tutaj nastąpiła zmiana, bo widzę kogoś, kogo już nie ma i nigdy już nie będzie, kogoś, z kim spędziłam najlepsze chwile swego życia, ale ten ktoś jest jakiś inny, już nie mój... Znam każda zmarszczkę na Twej twarzy od wpatrywania się w fotografie. Paradoksalnie nawet za życia nie znałam Cię tak dobrze... To jakiś obłęd po prostu. Obłęd i mieszanka wszelkich uczuć. Ból, tęsknota, bezsilność pomieszane z ogromnym żalem do siebie, Boga i lekarzy. Chwilami mam wrażenie, że zwymiotuję to wszystko - może wtedy poczułabym się lepiej? Nie, nie byłoby lepiej. Ja po prostu zbyt mocno Cię kochałam, tylko czy można kochać za mocno? Tyle pytań, ciągle nowych, na które nadal nie znalazłam odpowiedzi.

Jestem na Ciebie wściekła, że zostawiłeś mnie tu samą, z tą całą odpowiedzialnością za życie, za dzieci... z tęsknotą rozdzierającą serce, z bólem i strachem, że już nigdy nie będę szczęśliwa tak, jak byłam z Tobą. Kiedy prosiłam Cię, żebyś mnie jeszcze nie zostawiał, mówiłeś, że nigdzie się nie wybierasz, nawet w tym dniu tak mówiłeś, a rano... rano już Cię nie było! Jestem sama, bez Twych ramion. I mimo, że jest spokojniej, to trudno mi to wszystko ogarnąć. Po stokroć wolałabym nadal walczyć z chorym systemem i rakiem, byle tylko byś był kolo mnie. Nie tak miało być - nie tak!

Miałam Kochany cholernie trudne ostatnie tygodnie, tak trudne, że nawet nie chce mi się o tym pisać.  Kolejne wcale nie zapowiadają się lepiej. Tak wiele się wydarzyło rzeczy, z którymi sobie nie potrafiłam poradzić, z ludźmi zwłaszcza. Nie wiem czy z Tobą byłoby mi łatwiej, bo i tak czekałbyś na moje decyzje, ale na pewno z Tobą u boku czułabym się pewniej, a kiedy łzy bezsilności płynęły po mojej twarzy... wtedy mogłabym się do Ciebie mocno przytulić i nabrać sił na kolejny dzień. Pilnujesz Ty mnie tam z góry? Bo coś mi się zdaje, że nie do końca.

Nie ma dnia, żeby Iruś nie powiedział "chciałem mieć tatę i mamę...". Wszystko mu się z Tobą kojarzy - zapach perfum, rybka ukryta w kuli do kąpieli... Boi się śmierci i lekarzy i często mówi, że nie chce urosnąć, bo dorośli umierają. Boże, siedmioletnie dziecko nie powinno myśleć o śmierci - powinno bawić się, cieszyć beztroskim życiem i być po prostu dzieckiem. Nie uchroniłam go od tego... nie uchroniłam Ciebie od śmierci, ale jak miałabym to zrobić?

Zawaliłam w życiu tyle spraw - tonę w morzu niewykorzystanych szans...

Mam wrażenie, że utknęłam w jakimś martwym punkcie, który nie jest dobry dla mnie. Nie potrafię cofnąć się, ani iść do przodu, bo coś zmusza mnie do trzymania się tego, co znam i co jest w pewnym sensie dla mnie bezpieczne. To zupełnie jak nie ja. Spać, zagłuszać myśli muzyką na full i udawać, że jest dobrze - to wychodzi mi najlepiej. Dwadzieścia lat temu, może byłoby inaczej? Młodość rządzi się innymi prawami, a mi... pozostaje już tylko wegetować i czekać dnia, w którym znowu się spotkamy. Nawet nie wiesz jak chciałabym coś zmienić, ale nie mam sił, a dziś z tej bezsilności najchętniej waliłabym głową w ścianę.

Bardzo Cię kocham...

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka