Dzień dobry. Rozpoczynam nowy cykl wpisów, które już od dłuższego czasu są także publikowane na tik toku i zyskały sporą popularność. Mianowicie będzie to cykl o narcystycznym zaburzeniu osobowości i moim doświadczeniu z człowiekiem narcystycznym.
Jak to się zaczęło (i zakończyło)? To, czyli mój ponad dwuletni związek z narcyzem. Paradoksalnie łatwiej „puścić wolno” kogoś, kto umarł, niż kogoś, kto żyje, kto jest jak guma do żucia, na którą nedepnęłam butem. Odkleja się i odkleja, ale jej kawałki stale pozostają przyklejone... Ale do rzeczy...
Był listopad 2020 roku, pandemia covid w rozkwicie, ludzie pozamykani w domach. Byłam wtedy niespełna dwa lata po śmierci męża, świeżo po przeprowadzce do innego mista przeprowadzce i kilka dni po przechorowaniu covid. Do dziś żartuję, że cała ta sytuacja z wplątaniem się w znajomość z narcyzem, alkoholikiem itd. to skutki ubocznego wirusa 😉. Jak chyba każdy inny człowiek w tamtych czasach pragnęłam zwykłej rozmowy i kontaktu z drugim człowiekiem. No i stało się - pojawił się on w całej swej krasie. Na początku było ciekawie, było wiele rozmów, zabawnych, ciekawych i radosnych. Pojawiały się jakieś tam czerwone flagi, ale wyjaśniłam to sobie tym, żemogę się nie znać, bo po wielu latach małżeństwa świat mężczyzn się zmienił, a że byłam ufną osobą, to raz po raz dawałam się nabrać. Pamiętam jak dziś jedną z pierwszych naszych wiadomości tekstowych, gdzie otrzymałam obszerną instrukcję obsługi delikwenta. Było tam wszystko - co będzi robił, czego mam nie wymagać, co mi wolno, a co nie. I podstawowa rzecz - NIE MOGĘ MIEĆ ŻADNYCH OCZEKIWAŃ! Szczerze mówiąc, nie myślałam, że można tak na serio...mój błąd. Tak wiem, wiele z Was pomyśli pewnie, że już wtedy powinnam była uciekać. A jeszcze inne powiedzą „ja bym sobie na coś, takiego nie pozwoliła/pozwolił”. Tu się dziwicie, bo zanim nie wpadłam w te sidła, sama byłam taka mądra i mówiłam „ja bym nigdy…”. Gdybym wtedy wiedziała przez co przejdę i kim on się okażę. No ale nie wiedziałam. Tak to już ze mną jest, że uczę się na błędach, ale głównie na swoich. Na szczęście zauważam te błędy, bo tylko wtedy można się na nich nauczyć. Jestem też osobą, która nie odpuszcza przy pierwszej porażce i zazwyczaj musi się wypalić, by zrezygnować. Dziś śmiało mogę stwierdzić, że ta znajomość była moją życiową porażką i muszę „wypisać” oraz „wyrzygać” cały ten ogrom bólu, złość i wstyd, że dałam się w coś takiego wciągną... wypisać do ostatniej kropki! CD N
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.