sobota, 10 października 2015

DZIEŃ 197, 198 - BLONDYNKA...


Po kilku miesiącach spokoju nadszedł ten dzień, kiedy moja radość życia ulotniła się jak kamfora. Tak po prostu, z minuty na minutę, bez przyczyny. Dopadła mnie chandra gigant, i z tego też powodu nie było wczoraj pamiętnikowego wpisu, sił mi zabrakło na pisanie. Dziś jest już ok, a o tym błyskawicznym sposobie na pozbycie się"doła"właśnie dziś będę pisać.
Zacznę jednak od początku. Wczorajszy dzień nie był taki zły, bo zrobiłam niezły biznes, ale o tym cicho sza ;) i odwiedziłam przyjaciółkę. Poplotkowałyśmy sobie za wszystkie czasy, oczywiście do czasu kiedy jej dzieci nie wróciły ze szkoły, bo wtedy to ciężko już było usłyszeć własne myśli.


Przywiozłam też moje dziewczę z bursy, na weekend do domu. I właśnie w trakcie jazdy do Cieszyna zaczęły się problemy. Ja chyba mam pecha na Cieszyn, bo niedawno zgubiłam rejestrację jadąc z tego okropnego miasta. Jadę więc sobie spokojnie po córkę, mijam trzy radiowozy, kierowcy migają mi z naprzeciwka światłami...no właśnie...kiedy już któryś z kolei mi zamrugał, uznałam, że coś jest nie tak. No i było, okazało się, że spaliły mi się światła mijania-oba. Ciekawe, że żaden z radiowozów, które minęłam nie zatrzymał się żeby wlepić mi mandat. Było jeszcze jasno więc włączyłam długie i sunęłam dalej, ale trzeba było kupić żarówki, tylko jakie? Zestresowałam się, zwłaszcza widmem mandatu za jazdę bez świateł, albo za jazdę na długich, bo powoli zmierzchało. Całe szczęście, że po drodze znalazła się stacja benzynowa, gdzie nawet nie musiałam udawać głupiej blondynki, bo pan sam poszedł zobaczyć jakie to żarówki są mi potrzebne. Nawet zaproponował, że je wymieni, dopóki nie zobaczył dojścia do nich,wtedy zwątpił. A ja wyszłam na prawdziwą głupią blondyneczkę, bo z tego stresu zapomniałam jak się otwiera klapę silnika :( Pierwszy raz wyszłam na prawdziwą ignorantkę. Co innego udawać, a co innego tak na serio, bez udawania. Kupiłam te żarówki, dojechałam jeszcze przed zmrokiem do domu, a światła pozostawiłam mężowi na dziś rano. Pamiętam, że mechanik wymieniał mi je kiedyś, i jemu zajęło to prawie godzinę, więc w przypadku męża przyjęłam, że zejdzie mu na tym ze trzy. I tak było, bo w Stilo żeby cokolwiek wymienić trzeba rozkręcić pół auta, albo mieć jakiś specjalny powyginany klucz. Klucza nie mieliśmy niestety. W trakcie okazało się, że powypalały się jeszcze "postojówki"ale to już wyższa technika i zostawimy to na kiedyś tam :) Powiem Wam, że Stilo to świetne auto, mało pali, silnik ma jeden z najlepszych, ale elektronika pozostawia wiele do życzenia. Ciągle wyskakują jakieś błędy, styki często trzeba czyścić, nie można jeździć po dziurach , bo od razu żarnik się zrywa, klapą silnika i bagażnika też nie można trzaskać, żeby nie pozbyć się oświetlenia, ach,to całkiem nie dla mnie. W ciągu dwóch miesięcy dwa razy wymieniałam światła. I ten właśnie stres doprowadził chyba wczoraj do mojego spadku nastroju. Wieczorem czułam się już naprawdę paskudnie, i tu z pomocą przyszedł mi mój M, przytulił mnie mocno, i głaskał, długo, i to pomogło, bardzo. Potrzeba mi chyba było właśnie takiej czułości, a potem...no wiadomo czego ;) nieprzespanej, intensywnej nocy. Dzisiejszego ranka znów świeciło dla mnie słońce, i żyć się chciało...Człowiek chyba nie jest jednak stworzony do życia w pojedynkę. Fajnie jest być singlem, ma się mniej problemów i mniej rozczarowań, ale nie ma się do kogo przytulić kiedy jest Ci źle, bo miś czy poduszka w takich przypadkach raczej nie są przydatne.

Dziś wszystko układało się super, dzieci grzeczne (w miarę), dom wysprzątany, żarówki wymienione, zakupy zrobione. Nie wiem czy też tak macie, ale ja jak wyślę M do sklepu to kupi to, co ma napisane, a ja jak pojadę to przyjeżdżam z trzykrotnie większymi zakupami. Czyli najlepszym sposobem na oszczędność jest wysłanie męża z kartką do sklepu :) I jeszcze sernik zrobiłam. Od kiedy córka jest w bursie staram się co tydzień coś upiec, żeby mogła wziąć ze sobą. W samym wrześniu upiekłam tyle ciast, że wcześniej starczyłoby mi na rok :) Rodzina zadowolona, ja w sumie też, że oni zadowoleni i jest super. Uśmiałam się przy tym pieczeniu co niemiara, bo synek podpatrzył w sklepie jak ekspedientki skanują towar, pozbierał wszystkie galaretki, które znalazł w kuchni i skanował je na...wyświetlaczu od piekarnika, nie zapominając przy tym o naciśnięciu za każdym razem przycisku, który wydaje podobny dźwięk do sklepowej kasy :) Dzieci to jednak małe spryciarze.
 
Na zdjęciu jest w czapce, którą zwędził starszej siostrze, co jest jego kolejną ulubioną zabawą, robienie na paskudę dziewczynom :)
Jeszcze jedna rzecz sprawiła mi dziś wielką przyjemność, a mianowicie pogoda. Było zimno, cholernie zimno i wiał wiatr, a ja w ciepłym domku, bo mój tato dba o ciepłe kaloryfery, piłam sobie kawkę. Jeszcze bardziej lubię jak wszyscy śpią, a ja leżę i słucham wichury za oknem. Uwielbiam takie chwile. Albo poranek, najlepiej niedzielny, wtulona w męża otwieram oczy, a za oknem biało, ach już nie mogę się tego doczekać :)

Czy Wy też macie takie ulubione chwile?

9 komentarzy :

  1. No to niezłe przygody miałaś z tymi światłami :D.
    Zgodzę się że ciężko byłoby wytrzymać samemu przez dłuższy czas, czasami sama tak mam że chciałabym zostać sama, marzę o ciszy, spokoju, swobodzie i wolności jaką miałam przed ślubem i przed pojawieniem się syna, ale potem uświadamiam sobie że nie byłabym szczęśliwa jeśli nie doświadczyłabym tego co mam teraz, mimo tego że czasem to bywa męczące :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak,czasem mam ochotę walnąć męża patelnią tak mnie wkurza,ale nie wyobrażam sobie życia bez niego,mimo wszystko,bo wiem,że jest tym jednym jedynym :)

      Usuń
    2. Haha, każda chyba miała taki moment żeby walnąć faceta patelnią lub wałkiem :D

      Usuń
  2. Nigdy nie wyobrażałam sobie żebym mogła być sama nie jestem do tego stworzona :)
    A pogody takiej nie cierpię, jestem okropnym zmarzluchem i nie lubię spać w ciepłych piżamkach.
    Wolę słonko i wysoką temperaturę ale o tym już wiesz, prawda? ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie,że wiem :) U mnie jak widać na odwrót bo lato to dla mnie męka.Może trudniej byłoby mi lubić zimno gdybym co rano musiała wstawać do pracy w taki ziąb,ale w ciepłym domu jest super :) Za to podobnie mamy z poglądami o byciu singlem-ja też nie jestem do tego stworzona.Zawsze co facet u boku to facet :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że już lepiej. Dobrze mieć kogoś kto przytuli jak trzeba i jak nie trzeba też:) Mój mąż niestety nie jest czułym facetem.. mam nadzieje, że z wiekiem mu się pozmienia :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedyne co zawdzięczam teściowej to to,że nauczyła męża czułości.Był zawsze takim maminym cyckiem,ona dużo go przytulała,i to chyba z domu udało mu się przynieść.Patrząc znów na mojego tatę,nie jest wylewny ani czuły,wychowywał się w trudnych czasach kiedy to nie było czasu na przytulanie,i ja też tak mam.Chyba wiele zależy od tego jakie zwyczaje panowały w domu rodzinnym.C do Twojego męża,nie pozostaje Ci nic innego jak nauczyć go czułości.Faceci są jak pieski,większość da się wytresować ;) Mam nadzieję,że się żaden na mnie nie obrazi bo to tylko przenośnia ;)

      Usuń
  5. też miałam taką czapkę, ale urwał mi się jeden pomponik i wyglądała bardzo smutno. ;) i też mam takie dni, jak chyba każdy, że najlepsze co można zrobić, to wtulić się w drugą połówkę i po prostu przeczekać aż przejdzie ten zły czas. :) mnie to zawsze pomaga. ;)))
    pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. tak siedze i sie zastanawiam jak ja bym sie zachowała gdyby mi sie zarowka spalila. jeden plus jest taki ze zawsze jakas zarówka w bagazniku jest, takze juz nie musze szukac po sklepach ;) tyle ze nie wiem czy dalabym rade sama sobie wymienic, zawsze tym sie maz zajmuje :)

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka