niedziela, 26 kwietnia 2015

DZIEŃ 22 - CZARNE CHMURY...

Niedziela zaczęła się całkiem przyjemnie. Śniadanie i kawa podane przez męża do łóżka, dzieciaki pogodne i uśmiechnięte, żyć nie umierać. Niestety długo to nie trwało.Wystarczyła chwila, na którą zostawiłam całą trójkę plus męża samych na dworze i zadyma gotowa. Sandra dokuczała małemu, Ola za to kopnęła Sandrę w operowaną nogę (nie miała zamiaru akurat w tą nogę , ale nie powinna kopać wcale), mąż jak to zobaczył to puścił wiązankę w stronę najstarszej. Sandra beczała, Ola beczała, mąż obrażony na cały świat, a mały mając to wszystko głęboko w d...e poszedł spać. I takim oto sposobem z wycieczki rowerowej były nici, bo jaki miał sens jechać wspólnie, kiedy każdy na każdego patrzył wilkiem? Za długo było dobrze, więc musiało się coś wydarzyć. Dobrze, że już jutro poniedziałek i obie paskudy idą do szkoły, a ja wyruszam na zwiedzanie gabinetu ordynatora i poradni chirurgicznej. Odpoczniemy trochę od siebie, to znów zapanuje pokój.

Mąż z natury bardzo spokojny też już chyba ma dość tej sielanki i potrzebuje się odreagować trochę, co było widać wczoraj wieczorem, kiedy to najpierw zamknął się w łazience, a potem w pokoju telewizyjnym. Dałam mu spokój, ale swoje trzy grosze musiałam dodać (żeby nie było tak całkiem na jego) i powiedziałam "żeby sobie leżał z wanną i telewizorem, na mnie niech nie liczy". Rano widać było, że jest skruszony, ale szczerze to ja też potrzebowałam chwili dla siebie :)Chyba każdy takiej chwili od czasu do czasu potrzebuje, chociażby po to żeby spokojnie "podłubać w nosie" :) i naładować akumulatory. Bo jak to mówią co za dużo to niezdrowo. Takie ciągłe"wiszenie"nad kimś, ciągłe ściskanie, całowanie i spędzanie non stop czasu ze sobą potrafi być nieźle męczące i wkurzające :( Każdy powinien mieć swoją przestrzeń osobistą, a nasze"ja"nie kończy się równo z powierzchnią skóry. To tak jakbyśmy chodzili ubrani w niewidzialny dla innych, ale doskonale dla nas wyczuwalny kokon składający się z kilu warstw. Najbliżej ciała tolerujemy tylko najbliższe osoby, ale czasem i tą warstwę chcemy mieć tylko dla siebie. Taki właśnie nadszedł i dla nas dzień. A za kilka dni znów będzie tak jak było :) Mąż przychodzi wtedy i mówi"tęskniłem"... Dużo czasu,mnóstwo "fochów"i cichych dni zajęło mi zrozumienie tego. Byłam zła, że mąż już mnie nie kocha, nie chce ze mną być, woli telewizor itp. Nie myślałam o tym, że przecież ja też mam takie dni,kiedy chcę być sama ze swoim laptopem,a mąż znosi to ze spokojem. Nie nalega, nie krzywi się, po prostu czeka...

A mnie pozostaje dziś samotny wieczór i kolejny raz"50 twarzy Greya ;)"


Nasze "ja" nie kończy się wcale równo z powierzchnią skóry. Każdy z nas ma wokół siebie prywatną przestrzeń. To tak, jakbyśmy chodzili ubrani w niewidzialny dla innych, ale doskonale dla nas wyczuwalny kokon składający się z kilku warstw. Najbliżej ciała tolerujemy tylko najbliższe osoby.

http://www.poradnikzdrowie.pl/psychologia/dusza/przestrzen-osobista-prywatna-spoleczna-czym-sie-roznia-i-jak-nie_33490.html
Nasze "ja" nie kończy się wcale równo z powierzchnią skóry. Każdy z nas ma wokół siebie prywatną przestrzeń. To tak, jakbyśmy chodzili ubrani w niewidzialny dla innych, ale doskonale dla nas wyczuwalny kokon składający się z kilku warstw. Najbliżej ciała tolerujemy tylko najbliższe osoby.

http://www.poradnikzdrowie.pl/psychologia/dusza/przestrzen-osobista-prywatna-spoleczna-czym-sie-roznia-i-jak-nie_33490.html
Nasze "ja" nie kończy się wcale równo z powierzchnią skóry. Każdy z nas ma wokół siebie prywatną przestrzeń. To tak, jakbyśmy chodzili ubrani w niewidzialny dla innych, ale doskonale dla nas wyczuwalny kokon składający się z kilku warstw. Najbliżej ciała tolerujemy tylko najbliższe osoby.

http://www.poradnikzdrowie.pl/psychologia/dusza/przestrzen-osobista-prywatna-spoleczna-czym-sie-roznia-i-jak-nie_33490.html

5 komentarzy :

  1. Dlatego ja się tak cieszę, że mąż pracuje zmianowo i czasem mam całe łóżko dla siebie. Teraz wyjeżdżam w czwartek do mojej mamuśki z synem i wracamy w niedzielę to zatęsknimy za sobą i będzie miło. Pewnie dlatego przez 8 lat nie było okazji się pokłócić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę tego,że się nie kłócicie.Ja z natury jestem bardzo nerwowa więc często padają mocne słowa.Wyglada to tak,że ja wrzeszczę,mąż słucha a potem się"wyłącza".Nigdy nic nie mówi co jest jeszcze bardziej wkurzające :(

      Usuń
    2. Wiesz czasem taki brak kłótni jest bardziej denerwujący niż gdybyśmy się pokłócili. Ostatnio wieczorem siedzieliśmy i tak zapytałam "Czy z nami wszystko ok? Mąż zapytał "A dlaczego?" Bo wcale się nie kłócimy :D
      Czasem jak próbuję się pokłócić, mąż czując co się szykuję po złości " O nie kochanie nie pokłócę się z Tobą" ;)

      Usuń
  2. Wiesz, my się klocimy, poqrwujemy trochę na siebie, powydzieramy się na siebie, skwitujemy jedno drugie, kiedy wychodzi z pokoju- ze najlepiej wyjść i zostawić wszystko. Ale za chwile wraca (jedno lub drugie :D) i wystarczy jedno spojrzenie żebym znów zaczęła się uśmiechać, i nie moc tego powstrzymać. Nie jesteśmy ani młodą ani starą parą, bo 4 lata, ale dalej 'sramy' za sobą, bardzo się kochamy, i jedno nie może żyć bez drugiego. Jesteśmy ze sobą cały czas, mój nie ma tu znajomych, ja w sumie tez nie spotykam się z nikim.. Spedzamy ze sobą cały wolny czas, a jak on idzie do pracy to tesknie za nim.. I tak nieraz się zastanawiam czy to czasem nie jest aż przesadą?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie,to nie jest przesada,my też tak mamy,ale w natłoku problemów i wrzasku dzieci,czasem każde potrzebuje jednak chwili dla siebie.Nasze małżeństwo jest dość burzliwe,tzn.ja wrzeszczę a mąż się nie odzywa,ale też szybko nam przechodzi.Czasem zastanawiam się,czy powinnam ciągle przebaczać,czy to nie ujmuje mojej godności,ale wtedy przypominam sobie,że mąż mnie kocha tylko czasem mu nie wychodzi :(

      Usuń

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka