niedziela, 12 kwietnia 2015

DZIEŃ 8 - BYLE DO PRZODU...

 

Uff, już myślałam, że nie zdążę dziś z postem, ale udało się, synek zasnął nareszcie, więc w spokoju mogę pisać :). Dziś od rana sielanka jakich mało (a rano zaczęło się o 5tej :( ). Niedziela jest dniem, który nie jest moim ulubionym. Może z racji tego, że nic się wtedy nie robi? Nawet obiad zrobili dziś moi chłopcy i mimo wcześniejszych obaw, całkiem, całkiem im się udał. Pół godziny gotowali, a sprzątania było godzinę :)





A ja uwielbiam coś działać. Nie mogę usiedzieć na miejscu. Mocniejszych wrażeń dostarcza mi jedynie synek, który średnio raz na godzinę przypomina sobie o buncie dwulatka. Opracowałam już system, jak go trzymać, żeby kolejny raz nie oberwać tym, co mu akurat wpadnie w ręce. Odwracam go po prostu tyłem do siebie na biodrze - może wtedy wymachiwać, wrzeszczeć, rzucać, a ja nie mam po tym śladów na ciele. Dziś akurat z przodu nawinął się mąż i jutro w pracy będą się z niego pewnie śmiali, że mu żona podbiła oko :) Takiego akurat miał pecha, że dostał autkiem w oko. Muszę się Wam pochwalić, że nareszcie znalazłam sposób na zaparcia nawykowe u małego (na które nic kompletnie nie pomagało), u starszej córki był to Kubuś bananowy,a u synka arbuz :) Dziś w nocy na to wpadłam, kiedy musiałam go całego przebierać, bo jakoś tak samo mu wyszło :). Właśnie po arbuzie. Po południu byliśmy umówieni na czternastą z rodzinką męża (chrzestni małego Irusia), ale jak na złość mały zasnął przed wyjazdem. Nie wiem jak to jest, ale cały tydzień nie spał po południu, a dziś akurat musiał. Dojechaliśmy w końcu ale mocno spóźnieni. Kiedyś myślałam, że mąż nie ma wcale rodziny, jedynie to starsze pokolenie, bo teściowa nigdy nie chciała żebyśmy o kimś innym wiedzieli. Aż pewnego dnia na Naszej Klasie mąż dostał wiadomość, nawet kilka wiadomości od kuzynek i kuzyna. Wielkie było nasze zdziwienie, bo mieszkają od nas około 20-30 km. i również nie mieli pojęcia o naszym istnieniu. Zawsze bałam się, że moje dzieci nie będą miały rodzin y(oprócz siebie), a tu za jednym zamachem pojawiło się kilka ciotek i wujków oraz "naście"kuzynów i kuzynek. Poznanie tych ludzi było jedną z lepszych rzeczy jakie nas w życiu spotkały, zawsze możemy na siebie liczyć i nie jesteśmy już sami :)Teściowa już nie żyje i do dnia dzisiejszego nie dowiedziałam się dlaczego tak bardzo nie chciała żebyśmy się poznali? Może jakieś niesnaski między starszym pokoleniem były tego powodem? Albo zaborczość matki względem syna. Bo jak to zwykle bywa, synek był cycusiem mamusi.

Zrelaksowałam się i odpoczęłam, bo synek zajął się królikami, rybkami i"innymi"zabawkami niż te co ma w domu i przez kilka godzin odwiedzin zapomniał o rodzicach :). I wszystko było cudownie, do momentu powrotu. Kiedy tylko wsiedliśmy do samochodu, moje córki, mimo, że były"rozsadzone", jedna z przodu, a druga z tyłu zaczęły się kłócić o czekolady które dostały (nadmieniam, że to były takie same czekolady). Po chwili do ogólnego wrzasku dołączył mały i w tym momencie nie wytrzymałam, zatrzymałam samochód i kazałam im iść: "z buta"( a do domu było jeszcze 15 km). W samochodzie od razu zapanowała błoga cisza, a ja mogłam się delektować podziwianiem samochodów jadących przede mną ;)No i taki był ten mój dzień, ani nudny, ani szczególnie rozrywkowy, taki sobie, ale tak to już jest, że nie każdy ma życie jak Martyna Wojciechowska. A teraz do wanny i nyny :) bo rano pędzimy z córką do szpitala. Nareszcie zrobią jej biopsję stawy skokowego i po czterech miesiącach odsyłania nas od Jagi do Bagi, będzie zdiagnozowana :) Cieszę się, że nareszcie będziemy to mieć za sobą :) I cieszę się,że mogę tu pisać, dla siebie i dla Was. To taka swoista terapia i odskocznie dla mnie. Dobranoc.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka