piątek, 27 listopada 2015

DZIEŃ 245 - SŁODKIE SŁÓWKA...


Wczoraj przyrzekłam sobie,że dziś pójdziemy z synkiem na długi spacer, no i wyszło jak zawsze,  czyli nie wyszło... Trzeci dzień moje dziecko nie było na dworze, niestety...a wszystko przez sprawy urzędowe.
Rano, jak to rano, trzeba było zjeść śniadanie, wypić kawę, wyszykować się do wyjazdu i pojechać. Najpierw musiałam wejść do optyka, bo coś trzasło mi w oprawkach okularów, a to coś to było szkoło, które odkleiło się od ramy. Oprawki kupione pięć lat temu, więc na reklamację nie liczyłam. Pani nie chciała jednak żadnej faktury z datą zakupu, więc podałam datę półtorej roku wstecz. I super, bo spisała wszystkie numery z oprawki i za tydzień zadzwoni czy dostanę nową. Dobrze, że okularów mi nie zabrała :) bo bym teraz nic nie napisała. Potem pojechałam do paczkomatu po mój wieszak na kubki, który jest już dostępny w internecie (to informacja dla tych co byli zainteresowani, kiedy pisałam o nim przy okazji remontu). A tutaj link do miejsca gdzie jest dostępny KLIK .
Żałuję, że kupiłam tylko jeden, bo jest świetny :)
Miałam jeszcze w planach PZU, elektrownię, wodociągi i gazownię. Z tego udało mi się załatwić tylko PZU, ale za to ze sporym sukcesem, bo podpisałam świetną polisę z lepszymi warunkami niż do tej pory, i co najważniejsze- tańszą :) Pozostałe miejsca spróbuję załatwić przez weekend mailowo.
W międzyczasie dowiedziałam się, że są już wyniki badania moczu córki, a w nich nieciekawa wiadomość o małych kamyczkach, czy kamyczku na nerkach. Powiem Wam, że jak mi narzekała, że bolą ją nerki to myślałam, że trochę ściemnia, a tu taki zonk. Lekarka kazała dużo pić, łykać No -spę i furaginę, i tyle. Zobaczymy co będzie dalej. Córka bardzo mało pije, a co za tym idzie, mało korzysta z toalety, może ze dwa razy na dobę, i przez to nerki się nie filtrują, a to niedobrze. Pamiętam jak jechaliśmy nad morze, w sumie ponad szesnaście godzin. Wszyscy stali w kolejce do wc po pięć razy, a ona zero. Wtedy jej zazdrościłam, teraz już nie. 
Po męża już nie pojechałam, bo wróciłam przed piętnastą, a on o piętnastej kończy, więc chcąc nie chcąc musiał skorzystać z autobusu. Przez telefon mówił"nie ma sprawy kochanie", ale szczęśliwy po przyjeździe nie był ;) Tak na marginesie, mówicie do swoich połówek "kochanie"albo używacie innych słodkich słówek? Mi to nie chce przejść przez gardło.Owszem, do synka potrafię mówić"mój aniołku", "kochanie"itp, ale do męża nie. Jemu przychodzą takie słowa z łatwością, a mnie za cholerę.I to nie dlatego, że go nie kocham, czy coś w tym stylu, po prostu nie mogę. Mówię po imieniu i już. Nawet w urzędach ciężko przechodzi mi przez gardło słowo"mąż". Psycholog pewnie jakoś by to nazwał, jednak ja nie znam przyczyny tej blokady. 
Wracając do powrotu męża z pracy ,on nieszczęśliwy, ale twardo starał się tego nie okazywać,z a to ja zadowolona, że naprawa złomu się przeciąga, bo na dworze bardzo zimno, i po co ma marznąć na motocyklu. Jednak w poniedziałek niestety sprzęt będzie już gotowy do drogi :( . Tak sobie myślę, czy nie pogadać z mechanikiem żeby jeszcze trochę to poprzeciągał, w sumie to niegłupia myśl.

To jak to jest u Was z tymi słodkimi słówkami? Dajecie radę?

12 komentarzy :

  1. Ja od malego tak mam, ze jak kogos kocham lub bardzo lubie to uzywam pieszczotliwych okreslen typu slonce czy kochanie. Z mezem mamy tysiac slodkich slow dla siebie, on zazwyczaj mowi do mnie "dziubku, skarbie, pieknosci" a ja do niego "kotku, brzydalu, skarbus". Wiem wiem to brzydalu to nie slodkie niby ale on to lubi :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie potrafię,nawet gdybym chciała. Może dlatego ,że na pozór jestem oschła,a uczucia skrywam głęboko.

      Usuń
  2. Słodkie słówka oj tak dużo i często. A jeśli już po imieniu to on Sylwuniu do mnie a ja do niego Daruś ;) Albo jeszcze mężusiu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój do mnie też tak słodzi ,ale ja do niego nie umiem :(

      Usuń
  3. Ja to lubię jakieś nietypowe określenia, takie wymyślone i zrozumiałe tylko przez nas. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też kiedyś takie jedno miałam"pipinku"ale już nie potrafię tak mówić.

      Usuń
  4. ja jestem dziwna ale mnie wkurzają czułe słówka;p

    OdpowiedzUsuń
  5. My ze swoim mężem raczej zwracamy się do siebie po imieniu... do dziecka też raczej zwracam się po imieniu (zdrobnieniu) :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Moje okulary też ostatnio poszły do naprawy tylko że oprawki, ale niestety zostały zabrane i przez 2 tygodnie byłam bez :( a wieszaczek na kubki bardzo fajny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja do dzieci tak mówię.. :D ale do męża już nie (zresztą on do mnie też tak nie mówi ;))

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka