niedziela, 15 maja 2016

410, 411, 412 - PIĄTEK TRZYNASTEGO...



"Trzynastego nawet w grudniu jest wiosna.
Trzynastego każda droga jest prosta.
Trzynastego nie liczy się strat.
Trzynastego od morza do Tatr.
Trzynastego kapelusze z głów poważnych zrywa wiatr.
Trzynastego wszystko zdarzyć się może.
Trzynastego świat w różowym kolorze.
Trzynastego nie smucą mnie łzy.
Trzynastego piękniejsze mam sny..."


Tak śpiewała Kasia Sobczyk. I nam przyszło przeżyć kolejny piątek, trzynastego, już nie pamiętam, który w moim życiu. Niby nie wierzę w zabobony, ale zawsze jakoś tak ostrożniej podchodzę do wszystkiego i bardziej uważam na drodze. To się chyba nazywa siła sugestii :). Na szczęście nic pechowego w tym dniu mnie nie spotkało. Było jeszcze bardziej nudno niż zwykle. Może jedynie synek miał gorszy dzień, bo po czterech miesiącach spokoju od zaparć nawykowych, akurat w piątek go złapało. Wydaje mi się jednak, że to bardziej wina czekolady, którą dziadek karmi go po kryjomu niż feralnej daty. Mogę nawet powiedzieć, że ten dzień nie był zły, bo od niepamiętnych czasów nie pokłóciliśmy się z mężem. Nie pomyślcie sobie, że u mnie codziennie są dzikie awantury, o nie, ale słowne potyczki owszem. Jakoś tak ostatnio dziwnie się zrobiło, ale wiem, że to minie jak zawsze. W piątkowy wieczór postanowiłam też odpocząć od literatury i obejrzałam film, kolejny raz było to"50 twarzy Greya", bo nie mogę ciągle :siedzieć" w samych wartościowych rzeczach i czasem coś mniej ambitnego też obejrzeć muszę. Chociaż akurat w tym filmie, mimo wielu negatywnych opinii znajdzie się sporo wartości, trzeba tylko chcieć je zauważyć.

W sobotę od rana lało, a po południu przy szkole miała odbyć się Biesiada Regionalna z ciastami, grillem, chlebem ze smalcem i ogórkami, watą cukrową, frytkami i występami dzieci, w tym mojej córki. Mężowi dolało już przy rozkładaniu stołów, ale na szczęście godzinę czy dwie przed imprezą zaświeciło słońce i zrobiło się bardzo ciepło. My nie poszliśmy na Biesiadę, bo co roku jest tam praktycznie to samo i woleliśmy ten czas spędzić w spokoju w ogrodzie przed domem. Początkowo mieliśmy się wybrać, ale kiedy wyobraziliśmy sobie synka całego upaćkanego od waty i lodów, a potem biegnącego do piaskownicy, to uznaliśmy, że to nie ma sensu. I tak ma problemy z zaparciami i dodatkowa porcja słodyczy mu niepotrzebna, a ciężko wytłumaczyć trzylatkowi, że nie może tego jeść, kiedy wszyscy dookoła jedzą. Sobotni wieczór za to był pełen emocji z powodu Eurowizji i występu Michała Szpaka. Wiadomo, że ten konkurs to gra polityczna i z góry zakładałam, że wygra Ukraina, bo to kraj teraz uciskane, ale jakaś tam nadzieja na wygraną Polaka była. Uważam Michała za bardzo sympatycznego chłopaka, takiego skromnego ale z talentem i moje trzymanie kciuków było tym większe.

A w niedzielę mojemu mężowi przypomniało się, że w domu się sprząta i byłabym zadowolona gdyby nie fakt, że wczoraj doprowadziłam dom do błysku. Zaczął odsuwać meble u córki, gnać ją do odkurzania i więcej z tego było wrzasku niż pożytku. Musiałam ustawić go do pionu, otwierając jego szafę, nich sobie najpierw w swoim"domostwie' posprząta, a potem bierze się za krytykowanie dzieci. Podniósł mi tym adrenalinę do tego stopnia, że postanowiłam pojechać z córka na zakupy, bo jak wiadomo, to one najlepiej poprawiają humor. Już podczas skręcania na parking galerii wydało nam się mocno podejrzane, że jest pusty, a zazwyczaj miejsca znaleźć nie można. I olśniło nas - przecież dziś są Zielone Świątki i sklepy są zamknięte. Na szczęście McDonalds funkcjonował normalnie, co uratowało nasze samopoczucie i godność. Tak to jest, jak dwie blondynki najpierw coś zrobią, a potem pomyślą. Nie ma jednak tego złego... i zafundowałyśmy sobie same smakołyki :). Złość na męża mi minęła, a on, zabierając pozostałą dwójkę dzieci na spacer, nieco się ogarnął. Nigdy nie uda mi się zrozumieć faceta. Cały tydzień papierka nie podniesie, a w niedzielę, kiedy jest czas na wspólne spacery itp. bierze się za sprzątanie...



Potem już nic się nie działo. Najstarsze dziecko trzeba było odwieźć do internatu, ogarnąć najmłodsze do spania i tyle. Dobrze, że średnie samo się "obsługuje" ;).

 A co tam u Was się działo w weekend?

14 komentarzy :

  1. Piątek trzynastego to mam wrażenie że u Nas od pewnego czasu jest codziennie. Normalnie jakby ktoś urok rzucił. Nieszczęście, smutki i awantury prześcigają się w tym które mocniej dowali i który dobije.

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie sami się jeszcze niestety nie obsługują ;-) Smaka mi narobiłaś tymi zdjęciami z McDon. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. I mój przeważnie w niedzielę ma siły na sprzątanie i zamiast z nami spędzić czas ogarnia dom. Ale po obiedzie już razem siadamy.

    OdpowiedzUsuń
  4. My się piątków 13 nie boimy. Nawet lubimy.:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie w weekend urodzinowo ale i gorąco. Po 7 latach milczenia wybucham i powiedziałam teściowej wszystko co mi leży na sercu. Poczułam się lżej no i lepiej się spało ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Majowy piątek trzynastego i u nas był taki jak zwykły dzień, no może poza faktem, że właśnie w tym dniu stanęłam z synem na komisji a więc dopiero do dwóch tygodni okaże się, czy był to dzień szczęśliwy czy pechowy!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach ten McDonalds...ostatnio spróbowłam kawy smoothie czy coś...niebo w gebie :)
    Jak mój mąz bierze się za sprzątanie to mówię mu tez najpierw żeby w swoim najbliższym grajdołku najpierw ogarnął a nie mi się wtryniał w moje sprzątanie :)
    Tez wolę czasem posiedzieć w spokoju w ogrodzie, ale córka uwielbia takie imprezy :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Aj faceci, faceci... :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mnie kumpela chciała wyciągnąć w niedzielę do galerii, bo nie kapnęła że święto :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja nie wspominam dobrze tego piątku 13, niby nic się takiego nie wydarzyło, a jednak cały dzień byłam jakaś nieswoja i wszystko mnie wkurzało, choć w zabobony nie wierzę to może jest w tym jednak jakaś prawda :).

    OdpowiedzUsuń
  11. też nie wierzę w zabobony :D piątek 13 był spokojny :)
    ta kawa! <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja o Święcie w niedzielę przeczytałam w gazecie. Tak również bym się dobijała do jakiejś Biedronki :P Przyzwyczaiłam się, że przeważnie Zielone Świątki są w czerwcu. A 13 jakoś specjalnie na mnie nie zadziałał. Mnie to chyba tylko czarny kot potrafi postawić w stan gotowości ;) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. u mnie piątek 13stego minął dosyć szybko. i bez niespodzianek.

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka