niedziela, 21 października 2018

TRZYDZIESTY PIERWSZY DZIEŃ BEZ CIEBIE...





Dziś rano przypomniało mi się dlaczego nie piję alkoholu... Wypite wczoraj dwie małe lampki wina, a ból głowy jakbym wypiła nie dwie lampki, a dwie butelki tego trunku... Do tego wybuchy gorąca jak przy menopauzie. Kolejny raz potwierdziło się to, co zawsze mówiłeś, że można mnie tanio upić. Nie martw się jednak, wczoraj nawet w głowie mi nie zaszumiało - wszak jestem odpowiedzialną wdową z trójką dzieci ;).



To już miesiąc odkąd nie ma Cię ze mną - trzydzieści jeden dni przepełnionych całą gamą uczuć, a wśród nich króluje potworna tęsknota. Był już ból, przerażenie, chęć dołączenia do Ciebie, panika, strach, bezsilność i tęsknota. Większość z nich minęła, ale pustka i samotność pozostanie na zawsze. Co bym nie zrobiła i jak nie układała sobie w głowie, to już nigdy nic nie będzie takie samo. Już nie będzie wspólnych sesji zdjęciowych, nie będzie mrugnięć okiem... przynajmniej tu na ziemi. Ech, smutne to. Nie przejmuj się jednak, bo radzimy sobie całkiem nieźle. W ciągu tego miesiąca przeżyliśmy bardzo intensywnie brak Ciebie, ale to nas wzmocniło. Będzie dobrze Kochany.

Tu na tej ziemi
już nic mnie dziś nie cieszy
więc jestem ciekaw
czy w niebie można grzeszyć
gdy się okaże
że miłość tam możliwa
to będę czekał
aż przyjdzie taka chwila

We wczorajszym liście nie opowiedziałam Ci jak na cmentarzu "konar nie chciał zapłonąć". Chodzi o to, że jeden ze zniczy, taki duży za cholerę nie chciał się zapalić (rozpalał go Genek), ale jak stwierdziliśmy, że konar nie zapłonie, Genek od razu się zmotywował i udało się. To była Twoja sprawka prawda? Masz ciągle na niego oko? W sumie ktoś musi. Nie obyło się też bez urazów cielesnych podczas przenoszenia mebli. Bodzio niestety chłop ogromny i nie zauważył belki na strychu i upsss, guz na pół głowy. Takie rzeczy.

Dziś niedziela. To dzień, w którym nic się nie dzieje i chwilami można zwariować z tej ciszy. Na szczęście przyjechała Aga z Genkiem i dziećmi i Iruś z Kubą narobili tyle szumu, że wystarczy na najbliższy tydzień. Kurcze, kiedyś sobota i niedziela były dniami, kiedy całe dnie spędzaliśmy razem, nawet jak byłeś w szpitalu, a teraz... no ciężko jest bardzo. Jak to mówią, byle do poniedziałku i do przodu. Mam jutro kilka załatwień, a po południu przyjeżdża Twój kolega i chce żeby go zaprowadzić na cmentarz. Mieszka za granicą i nie mógł być na pogrzebie. To bardzo miłe, że tak wielu ludzi o Tobie pamięta. Później Iruś wróci z przedszkola, Sandra ze szkoły i dzień zleci. Może następna niedziela już nie będzie taka smutna. Tak sobie marzę o tym, by wydarzyło się coś takiego wow, miłego, ekscytującego i zajmującego myśli. Wierz mi, że kiedy każdy dzień jest taki sam, to wcale nie jest to fajne, a teraz, na jesień to już całkiem, bo wieczory są długie i nudne. Szukam sobie zajęcia, ale ile można sprzątać? Najchętniej zasnęłabym i obudziła się na wiosnę :).

Nie napiszę Ci dziś nic o postępach Irusia w przedszkolu, ani Sandry w szkole, bo oboje są w domu, zajęci swoimi sprawami, Ola też gdzieś lata po świecie... Pozostaje mi tylko albo aż, pisanie do Ciebie. W sumie moje pisanie niewiele się różni od naszych rozmów za życia, bo wtedy też ja mówiłam, a Ty słuchałeś, albo udawałeś, że słuchasz prawda?

Bardzo Cię kocham.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka