"Niebo nad Amsterdamem" to kontynuacja dwóch poprzedniczek - "Do jutra w Amsterdamie" i "Pocztówki z Amsterdamu", których recenzje mogliście już przeczytać na moim blogu. Dziś chcę Wam przedstawić recenzję kolejnej i chyba już ostatniej części.
Agnieszka nadal mieszka w Willi w Sosnowym Lesie z ukochanym mężem Stijnem i nastoletnią, zbuntowaną córką Annemarie. Przez wiele lat willa była ich prawdziwym schronieniem oraz dawała spokój, jednak coś się zmieniło. Córka zaczyna się buntować, co skutkuje ogromnym konfliktem pokoleń, tym bardziej, że Agnieszka trzyma dom twardą ręką. Pewnego dnia, ktoś wrzuca przez szybę ich okna kamień, dodatkowo Aga dostaje dziwne wiadomości i groźby... Czyżby ktoś aż tak bardzo nienawidził ich rodziny? Na szczęście wokół niej są przyjaciele - Jeron i Jan, okazujący wielkie wsparcie, zwłaszcza, że męża bohaterki pracującego jako pilot, zazwyczaj w domu nie ma. Ich przyjaźń będzie jej potrzebna, bo nie tylko dorastająca córka i wiadomości z pogróżkami są teraz problemem Agnieszki, albowiem na dodatek po sąsiedzku wprowadza się mocno egocentryczny i wkurzający mężczyzna.
Tak, jak u poprzedniczek, książka okazuje się być niezwykle wciągającą lekturą, która nie pozwala się oderwać od kolejnych stron. Wszystko dzieje się tak szybko i tajemniczo, że chwilami zapierało mi dech. Genialnym zabiegiem autorki, bardzo stopniującym emocje, jest fakt, że większa część rozdziałów jakby się "ucinała" w środku najlepszej akcji, by w kolejnym rozdziale rozpocząć się zupełnie gdzie indziej. Miałam wrażenie, że jestem tuż, tuż, że już wiem, co będzie dalej, by na następnej stronie znów pozostać w niewiedzy. To powieść także o konflikcie pokoleń i buncie, który tylko nastolatki potrafią mieć, doprowadzając tym rodziców do nerwicy. To także lektura o próbie zrozumienia drugiej osoby i miłości, która znów zwycięża każdą przeszkodę.
Autorka posiada dar pisania niezwykle malowniczym i obrazowym style pisarskim, co pozwala czytelnikowi widzieć oczami wyobraźni każdą scenę i sytuację. Nie wszystkie pisarki tak potrafią. Nie brakuje jej też lekkiego i przyjemnego pióra. Widać, że pisanie sprawia jej przyjemność i nic nie jest robione "na siłę". Oczywiście wspomnę też, że dialogi i opisy zostały zrównoważone tak, jak lubię, czyli niczego nie jest ani za dużo, ani za mało. Książka okazała się dla mnie świetną pociechą na samotne wieczory i polecam ją z czystym sercem.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.