Rok temu w dniu Wszystkich Świętych minęło czterdzieści dwa dni bez osoby, którą kochałam ponad wszystko - bez mojego męża. Niewiele pamiętam z tamtego czasu, bo zamknęłam się wtedy na otaczający mnie świat i "otuliłam" się swym cierpieniem i tęsknotą...
"Zawsze lubiłeś cmentarze. Potrafiłeś godzinami chodzić między grobami w ciszy i zadumie i czytać napisy na nagrobkach. Ja nigdy nie lubiłam, bo dla mnie jest tam zbyt wiele bliskich, których nie ma już ze mną. Teraz i Ty tam jesteś, w miejscu, które dawało Ci spokój..."
Tak napisałam w liście do męża dokładnie 1 listopada 2018 r. Czy coś się od tego czasu zmieniło? Nadal nie lubię cmentarzy i źle się na nich czuję. Moi bliscy, którzy zmarli, są we mnie, w moim sercu i pamięci. Są na setkach fotografii i w najpiękniejszych wspomnieniach - tak, teraz już najpiękniejszych. Wtedy nie wierzyłam, że wspomnienia o mężu nie będą bolesne, a teraz - teraz wiem, że każda chwila, którą dane mi było z nim przeżyć złożyła się na to, że dziś potrafię żyć bez niego. Te chwile, to one dają mi... spokój, ale i jeszcze mimo wszystko żal, że to już nie wróci, żal, bo już nigdy nie spotkam tak wspaniałego człowieka.
Mój mąż Irek, zmarł 21 września 2018 roku po siedmioletniej walce z rakiem nerki. Można by powiedzieć, że miałam czas przygotować się do TEJ chwili, kiedy go zabraknie i pozornie myślałam, że tak właśnie jest... ale nie było. Jego śmierć dosłownie zwaliła mnie z nóg. Nic i nikt wcześniej w życiu nie doprowadziło mnie do takiej rozpaczy, że przestałam bać się własnej śmierci. Kochałam go ponad wszystko, a z każdym rokiem choroby zakochiwaliśmy się w sobie coraz bardziej. Taki paradoks - choroba zbliżyła nas do siebie tak bardzo, że rozumieliśmy się bez słów. I nagle bach - jeden telefon ze szpitala i świat legł w gruzach!!! Nigdy wcześniej i nigdy później nie byłam tak bezradna i bezsilna jak wtedy.
Długo przeżywałam jego śmierć i moja żałoba była bardzo intensywna, obfitowała też w całą gamę uczuć, głównie tych negatywnych. Byłam jak w amoku. Wściekałam się, płakałam, a wręcz chwilami wyłam, gryzłam pięści do krwi... Bolało... to moje serce rozdarte na pół bolało... Buntowałam się, nie ubierałam na czarno i nie biegałam codziennie na cmentarz - bo to w niczym by mi nie pomogło, a jedynie zaspokoiło ludzkie "bo tak wypada". Nie udawałam kogoś, kim nie jestem i nie kryłam się z emocjami. Pisałam też codziennie listy do niego... napisałam ich grubo ponad sto trzydzieści... Nie wierzyłam, kiedy mówiono mi, że to kiedyś minie, ale... minęło...
Nadszedł dzień, kiedy pierwszy raz zaśmiałam się szczerze i kiedy poczułam radość z jakiegoś, już nie pamiętam jakiego powodu. To było takie dziwne - przez moment nie myślałam o mężu... Z czasem okazało się, że te mocno depresyjne chwile i gorsze dla mnie dni zdarzają się coraz rzadziej, ale nadal wracały jak bumerang. Czas, czas, czas - to było moim priorytetem, jeszcze dać sobie trochę czasu. To był też czas, w którym przeanalizowałam samą siebie na wylot, szukałam wyjścia z odrętwienia jakie mnie dopadło. A życie powoli stawało się normalne, spokojne i... zwykłe. Kto by pomyślał, że będzie mi brakowało zwyczajności? Może to dziwne, ale tę zwyczajność zaczęłam doceniać i to był jeden z przełomów - doceniłam to, co mam - to, co chociaż inne i bez mężą, to wcale nie gorsze...
Sporo jeszcze czasu upłynie zanim całkowicie uporam się z brakiem męża, bo mimo że potrafię już normalnie żyć, to nadal odczuwam mocno samotność, ale dziś mogę śmiało stwierdzić, że okres żałoby, ten najgorszy mija prędzej czy później, jeśli tylko nie pielęgnujemy w sobie na siłę rozpaczy i tęsknoty. Nie chcę też dawać rad, jak sobie poradzić w tych trudnych chwilach, bo sama sobie nie radziłam, a jedynie szukałam możliwości i chciałam sobie pomóc. Wiem tylko, że po śmierci ukochanej osoby trzeba słuchać siebie, nie innych i tańczyć, jeśli taką czuje się potrzebę, płakać, krzyczeć czy zwyczajnie sprawiać sobie przyjemności. Po prostu robić wszystko to, co dyktuje nam serce, a nie inni ludzie!
I’m in my bed, you’re in yours. One of us is obviously in the wrong place. Click here and Check me out i am getting naked here ;)
OdpowiedzUsuń