wtorek, 26 maja 2015

DZIEŃ 52 - NIE MÓJ DZIEŃ...ZDECYDOWANIE...


Może zacznę od tego, że udało mi się dziś wygrać dwa bony po 40 zł.każdy, do kawiarni w bielskim centrum handlowym. Pojechałam, odebrałam, a widząc ceny - zdębiałam :( Jedno ciastko 13,90. Mając jeden bon do jednej kawiarni, a drugi do drugiej, nie miał sensu jechać z nimi do domu, a potem tłuc się całą naszą piątką na takie ciasteczko .Postanowiłam zabrać "na wynos", ale oczywiście zjadłam sobie gofra (nigdy nie mogę się im oprzeć)na miejscu. Jak widzicie na zdjęciach, nie było tego zbyt wiele za 80 zł. Ale jak to mówią"darowanemu koniowi w zęby się nie patrzy",a najważniejsze jest to, że doceniono moją twórczość poetycką w tym konkursie :) No i ciastka były pyszne :)

 
 
Dzień zaczął się deszczowo i ponuro, aż nie chciało mi się zwlekać z łóżka. Niestety nade mną zobaczyłam twarzyczkę mojej"siły wyższej"i wyjścia nie było. Na kuchennym stole czekała na mnie przepiękna laurka od Sandry na Dzień Mamy. Pomyśleć, że jeszcze niedawno biegałam po dyskotekach, a teraz jestem"mama". Ta laurka była dla mnie takim promyczkiem słońca w ten nieciekawy dzień. Dziś mąż pojechał do Bielska, jak co miesiąc, do swojego onkologa i dziś kolejny raz z duszą na ramieniu czekałam na wyniki jego badań. O trzynastej się doczekałam :) Doczekałam się dobrych wieści. Markery nowotworowe spadają, wyniki morfologi względnie dobre .Morfologię musi mieć taką sobie z racji tego, że chemioterapia rozwala cały organizm. Prosiłam męża żeby spytał onkologa czy nie można tych guzków wyciąć skoro wyniki są zadowalające, a najlepszym leczeniem jest właśnie leczenie operacyjne. Dowiemy się tego za miesiąc, po kolejnym bardzo szczegółowym tomografie komputerowym. Onkolog zdecyduje wtedy czy operacja, czy naświetlania czy leczenie jak do tej pory. Czyli pozostaje znów czekać... Nienawidzę tego...

Ja nie wiem, ale ten dzień taki jakiś dziwny był, zagmatwany? Trochę tu trochę tam? Nie wiem jak to ująć. Tu kurier przywiózł wygrane torby z Bel Vita, tu synek chciał siku, mąż dzwonił tysiąc razy, tata żalił się, że się źle czuje, pomidorowa wykipiała, potem wyjazd po bony do Bielska, dzieciaki się darły, mąż kuł coś w ścianie. Nawet teraz, kiedy pisze posta, łażą jak ze sr...ką. Zamknę się chyba na klucz i nie wyjdę przez resztę wieczoru. Naprawdę potrzebuję spokoju... SPOKOJU !!!! Z wielkich liter.

4 komentarze :

  1. Czasem też mam taki i dzień i marzę, żeby się skończył!
    Bardzo się cieszę, że wyniki są dobre to najważniejsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako zadośćuczynienie tego dnia miałam przespaną noc,i to w całości,co się bardzo rzadko zdarza.

      Usuń
  2. o wynikach już rozmawiałyśmy, więc nie ma sensu do tego tutaj wracać ;)
    co do ciach, pewnie sama od siebie nie poszłabyś kupić takiej ilości słodkości więc się ciesz z wygranej i się podziel ze mną ;) tak tak wiem już pewnie i tak nic nie zostało ;)
    u mnie dzień matki, po wcześniejszym dniu porażki matki przebiegł dość wesoło, nie zrobiłam zdjęć wyczynów dzieci i męża, ale się poprawię i się pochwalę! takie wyjątkowo inne laurki ;)
    znowu torby wygrałaś? chyba się musimy pogniewać na siebie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie,nie znowu :) to są tamte torby tylko teraz dopiero do mnie dotarły :) U mnie dzień matki to była porażka.Dowiedziałam się,że lepiej by było jakbym umarła i że jestem gównianą matką,i parę innych epitetów.Płakać mi się chciało.Czasem sobie myślę,że mam troje dzieci żeby ta dwójka wynagradzała mi to jedno :(

      Usuń

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka