Jak to jest mieć dorastającą córkę, która z impetem chce wkroczyć w świat dorosłych? Ile nieprzespanych nocy ma przed sobą matka? Ile obaw? A może na jednym wypadzie na dyskotekę się kończy i znów wszyscy są wyspani i szczęśliwi? Wszystko się może zdarzyć.
Pisałam ostatnio, że moje dziecko wybierało się na dyskotekę, swoją pierwszą. Wyjście było mocno "obłożone" warunkami, pod groźbą pierwszej i ostatniej dyskoteki do czasu osiągnięcia przez nią samodzielności. Dziecko pojechało, co godzinę meldowało się telefonicznie, a o 1,30 matka pojechała dziecko odebrać. Miałam pewne obawy, że nie dotrwam do tej godziny, ale mąż wszelkimi sposobami starał się oto żebym nie zasnęła i to bardzo skutecznie. Oczywiście nie obyło się bez "mamo, a podwiozłabyś moich znajomych do domu?". Podwiozłam. Wszystko było ok, większość warunków spełniona, ale... jeden, najważniejszy dla mnie nie. To była próba zaufania, która, co muszę stwierdzić z przykrością, nie została zdana. Nic strasznego się nie stało, ale umowa jest umową. Tak oto w najbliższym czasie nie będę musiała się martwić dyskotekami dziecka, bo zwyczajnie jej na nich nie będzie ;). W ostatnim poście obiecałam, że opowiem o pewnej grupie, którą założyłam dawno temu czyli w kwietniu 2010 roku. Facebooka jeszcze nie było, albo był, tylko ja o nim nie wiedziałam (wyobrażacie sobie, że nie było facecbooka? ;) ). Wszystko odbywało się na stronie PLASTEREK.PL. Jest to strona z pomocą psychologiczną on - line. moja grupa nosi nazwę "ŻONY ALKOHOLIKÓW I TRZEŹWIEJĄCYCH ALKOHOLIKÓW". Założyłam ją, bo chciałam podzielić się z innymi moją walką z alkoholizmem męża... wygraną walką i wesprzeć inne kobiety doświadczeniem i dobrym słowem. Na początku zgłaszało się bardzo dużo kobiet, pisały na grupie potem prywatnie. Wiele z nich nie potrafiło poradzić sobie z życiem i z sobą, bo żeby wyleczyć alkoholika, najpierw trzeba zająć się sobą. Nie wiem czy wiecie, ale kiedy w domu jest alkoholik to choruje cała rodzina. Wiele historii poznałam, jedna kończyły się dobrze inne źle. Uświadomiło mi to, że miałam wielkie szczęście, że nasza wojna była zwycięska. Wiele w tym zasługi mojego męża, w sumie prawie cała zasługa jest jego, bo dał radę, bo chciał... ale i ja miałam w tym swój udział, ja i moja wola walki. Kosztowało mnie to mnóstwo stresu, ale było warto. Miłość też miała tu swoje znaczenia, bo dzięki niej się udało. Był też jeszcze jeden powód, być może głupi, ale za to mocno mnie motywujący, a mianowicie ludzie i moi rodzice, którzy kiedyś powiedzieli mi, że nic z tego nie będzie, że mój mąż to zły wybór. Chyba pierwszy raz w życiu chciało mi się tak bardzo udowodnić wszystkim, że nie mają racji, i nie mieli, a moja satysfakcja jest tym większa. Skończyły się głupie uśmieszki i ironie, oraz plotki po kątach. I wiecie co? Mój mąż był najlepszym co mnie w życiu spotkało. Jeżeli chcecie przeczytać o moich wyborach i walce to zapraszam TU. To pierwszy post jaki napisałam na tym blogu i jeden z tych najbardziej szczerych.
Wracając jeszcze do strony PLASTEREK.PL - Wy też macie swoje historie, a na tej stronie nie dość, że znajdziecie darmową pomoc psychologiczną, to również jest wiele grup zakładanych przez zwykłych ludzi z problemami. Moja grupa od jakiegoś czasu przeniosła się na facebooka. Z resztą ja troszkę się zaniedbałam z odwiedzaniem jej, bo dziewczyny same potrafiły wspierać się wzajemnie. Po za tym adres mail, na który się rejestrowałam został usunięty przez operatora ( usuwano wszystkie adresy mailowe) a ja zapomniałam się przerejestrować. Kilka dni temu napisałam do prowadzących stronę i otrzymałam nowe dane do logowania, mogę więc znów korzystać w pełni ze strony.
Jednak nie to zaprząta dziś moje myśli. Dziś moje serce jest z grupą "Nowotwory i terapie alternatywne" na fb. Kilka dni temu młoda kobieta napisała tam - "Mój mąż umiera, módlcie się za nas...", dziś pisze - "Kochani przegraliśmy walkę... mój mąż jest już szczęśliwy tam u góry... dziękuję wszystkim którzy byli ze mną...", a mnie łzy same płyną po twarzy...
Ojej, jakie smutne zakończenie postu.... :(
OdpowiedzUsuńŻycie jest smutne...
UsuńGratuluję ci twojej siły do walki.Oby wszystkie panie tak chciały walczyć i żeby znalazły tyle sił
OdpowiedzUsuńCzasami same chęci nie wystarczą, ale siła i wola walki to podstawa.
Usuń:-( życie, nieustajaca walka, szkoda ze tak czesto przegrana :-( co do zaufania to fakt, latwo je stracic a odbudowanie takiego to dluga, bardzo dluga droga.
OdpowiedzUsuńWiesz, sama nie wiem co napisać, to że Cię rozumiem, choć brzmi to tak strasznie banalnie, to że podziwiam, szczerze i od serca i to....że, życie jest niesprawiedliwe!
OdpowiedzUsuńnastolatka to spore wyzwanie dla rodzica...
OdpowiedzUsuńHahaha, spore to mało powiedziane.
UsuńMimo wszystko dobrze, że wróciła córka bezpiecznie :) Same byśmy może się bały na taką dyskotekę pojechać xD
OdpowiedzUsuńWróciła :) bo mamusia po nią pojechała ;)
UsuńTo są uroki bycia matką, z tego strachu się nie wyrasta, jest mniejszy, gdy dziecko wyprowadza się z domu, bo wtedy po prostu nie wiemy , dokąd się wybiera. Ja przestałam się tak denerwować, gdy córka zaczęła wychodzić ze swoim chłopakiem, do którego miałam zaufanie. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMoja niestety chłopaka jeszcze nie ma.
Usuńmam nadzieję, że mnie nie będzie dane tak cierpieć..
OdpowiedzUsuńTeż mam taką nadzieję.
UsuńTakie strony są bardzo potrzebne. Gdy urodziłam Filipa nie mogłam poradzić sobie z tym, że urodził się o wiele za wcześnie. Strach o to czy będzie żył i wyrzuty sumienia nie dawały mi żyć. Twierdziłam, że jestem najgorszą matką na świecie, bo moje dziecko teraz cierpi dlatego bo nie potrafiłam utrzymać ciąży do końca... Jedna z takich grup o których piszesz pokazała mi, że nie jestem sama...
OdpowiedzUsuńTak, trzeba szukac wsparcia, zawsze.
Usuńświetna strona :) Tak jak piszesz, każda z nas ma swoją historię, ale z reguły sprowadza się do jednego - jak myślisz, że wszystko jest już ok, to wali się z następnej strony i tak w kółko :)
OdpowiedzUsuńDokładnie, my zwyciężyliśmy alkohol, a kilka lat później dopadł nas rak i tu nie jest już tak łatwo.
UsuńSilna z Ciebie babka, mam nadzieję, że z czymkolwiek przyjdzie ci się z mierzyć-dasz radę :) ALe ....jednak życze Ci bardziej bys miała tego "mierzenia" się jak najmniej, a najlepiej WCALE!!!!!
OdpowiedzUsuńNie wiem skąd we mnie ta siła, ale jest i modlę się żeby kiedyś mi jej nie zabrakło.
UsuńGratuluję Tobie i mężowi że udało Wam się wygrać tą walkę z alkoholizmem. A na stronę chętnie zajrzę bo sama pochodzę z rodziny w której mieliśmy problem z alkoholizmem ojca, pomimo wielu prób leczenia zamkniętego nie udało mu się z tego wyjść, teraz jest kaleką umysłową i fizyczną i wymaga opieki. A my jako dzieci mamy już zniszczone życie do końca, bo mimo że jesteśmy już dorośli i mamy swoje życie i problemy, to zawsze gdzieś w psychice tkwi ten ból, żal, złość i poczucie niesprawiedliwości, tego chyba już nigdy się nie pozbędę.
OdpowiedzUsuńUdało się i już 11 lat minęło jak nie ma alkoholu. Nie wszyscy potrafię wygrać z tym cholerstwem, ale nie jest to niemożliwe.
UsuńDokładnie, jak jest w domu alkoholik to cała rodzina jest jakby chora... a najczęściej druga połowa "współuzależniona". Ogromny podziw dla Ciebie za wytrwałość i stanie murem za mężem, bo jednak trzeba mieć dużo cierpliwości dla takiej osoby... oraz dla samego męża, gdyż to trudna do pokonania choroba, w pokus alkoholowych jest niestety wiele :)
OdpowiedzUsuńMamy to już za sobą, minęło 11 lat, teraz walczymy z rakiem, ale pamiętam te czasy jakby to było dziś, i wiem, że rzeczywiście trzeba zacząć od siebie, a wtedy można pomóc alkoholikowi.
UsuńJesteś niesamowitą kobietą, naprawdę. Masz ogromne serce i wolę walki dlatego gratuluję Ci i podziwiam szczerze.
OdpowiedzUsuńDo dla mnie zaszczyt słyszeć z Twoich ust takie słowa :). Ktoś tam u góry obdarzył mnie wielką wolą walki, a ja temu komuś staram się odwdzięczyć za to, robiąc coś dobrego dla innych.
UsuńCzym więcej o Was wiem tym bardziej Was podziwiam :)Chyba nigdy nie wiemy jak dużo mamy siły do momentu kiedy musimy się z czymś zmierzyć..
OdpowiedzUsuń