czwartek, 22 listopada 2018

SZEŚĆDZIESIĄTY TRZECI DZIEŃ BEZ CIEBIE...


Kolejny dzień, niestety ciężko nazwać go spokojnym. Miałam pojechać rano na otwarcie galerii, a nie pojechałam nigdzie, bo Iruś od rana wymiotował... Dzieci to mają wyczucie prawda? Spędziliśmy więc czas w domu.




Kiedy brzuszek Irusia się uspokoił, a i mnie zawroty głowy pozwoliły w miarę normalnie funkcjonować, zabrałam się za gruntowne - przedświąteczne porządki w kuchni. Najpierw jednak zrobiłam kilka prań, bo mały nie wymiotował dużo, ale za to bardzo rozrzutnie. Chyba najwyższy czas, aby później nie szaleć. Wiesz, jeszcze niedawno myślałam, że świąt wcale nie będziemy obchodzić... że nie damy rady... Psychika ludzka nigdy do końca nie będzie zbadana. Wiem, że będą to bardzo sentymentalne święta, momentami smutne, ale nadal piękne, bo Ty będziesz przecież z nami - może nie ciałem, ale duszą na pewno. W te święta będę chciała spotkać się chociaż na moment z osobami, które cenię i które są moimi prawdziwymi przyjaciółmi - może się uda wstrzelić w Ich plany :).

Wracając do kuchni - pamiętasz jak nie chciałam kratki w blacie nad kaloryferem, bo uznałam, że przecież w kuchni i tak jest ciepło i że będą mi się tam wsypywać okruchy? No cóż, w tym wypadku moja intuicja mnie zawiodła i kilka dni przymrozków postawiło mnie do pionu, a okruchy już mi przeszkadzać nie będą. Pan Janusz obiecał to "ogarnąć" i wstawić kratkę. Nie wyobrażam sobie jak to będzie, kiedy nadejdzie prawdziwy mróz.

Kochany, musiałam przerwać pisanie, bo od niepamiętnych czasów bardzo zdenerwowałam się pewną sytuacją, wręcz wpadłam we wściekłość, a pisanie w takim stanie mogłoby skutkować tekstem nienadającym się do czytania. Dlatego też dzisiejszy list jest zdecydowanie później opublikowany. Zgubiłam przez to wątek i teraz nie pamiętam o czym chciałam pisać.

Dziwny, tajemniczy świat,
gdy sen zamyka oczy.
Stopy równo stoją na
zimnej posadzce nocy

Chwila ciszy, szum gramofonu,
bicie zegara, serca,
zasypiam w objęciach domu

Jutro zawożę tatę kolejny raz do kliniki. Mamy tam być na siódmą rano... o rany, muszę w związku z tym wstać o godzinie, o której często dopiero się kładę. Nie wiem jak to ogarnę. Kierowca będzie Monika, bo boje się prowadzić tak daleko z zawrotami głowy. Dodatkowym stresem jest fakt, że z Irusiem zostanie Sandra. Niby wiem, że Sandra jest odpowiedzialna, a mały nie należy do dzieci, które rozrabiają, ale jednak niepokój jest. Będziesz czuwał prawda?

Jakiś ten dzień dzisiaj dziwny. Rano i w południe byłam pełna wigoru i euforii, a potem wszystko się zmieniło i teraz dopada mnie  jakiś stan depresyjnopodobny. Najlepiej chyba zrobię jeśli to prześpię i obudzę się jutro znów zadowolona i uśmiechnięta.

Bardzo Cię kocham.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka