wtorek, 18 grudnia 2018

OSIEMDZIESIĄTY DZIEWIĄTY DZIEŃ BEZ CIEBIE... SEN...


Gdyby mi ktoś, kiedyś powiedział "Asia, zwolnij i usiądź na chwilę"...pewnie nie posłuchałabym i przeżyła nasze małżeństwo dokładnie tak, jak to zrobiłam. Niestety, dopiero błędy nauczyły mnie wartości, które powinnam stawiać na pierwszym miejscu.



Za owe błędy zapłaciłam najwyższą cenę....za  ciągły brak czasu, za brak szacunku do życia, za zbyt silną nadzieję... Myślałam, że przecież tak będzie zawsze, że wszystkich, tylko nie mnie, może spotkać nieszczęście...że jestem wybrana, by móc wiecznie trwać w szczęśliwym związku i naprawdę wierzyłam, że wyleczysz się z raka i wspólnie dotrwamy późnej starości. Swoją wiarą zaraziłam Ciebie i być może również dzięki niej udawało Ci się normalnie żyć, gdzie wedle statystyk już dawno powinieneś być po drugiej stronie, ale... No właśnie, zawsze jest jakieś ale. Czasem myślę, czy nie lepiej było odpuścić walkę o lek i pieniądze na niego, która zajmowała tak wiele godzin, że chwilami mijaliśmy się bez słowa i jak najwięcej chwil poświęcić sobie nawzajem? Nie, chyba nie, bo mimo tego, że czasu mieliśmy mało, to jednak czuliśmy wzajemnie naszą obecność. Niczego sobie nie wyrzucam, no może tego, że nie usiadłam z Tobą w ubiegłym roku, kiedy chciałeś w ciszy podziwiać choinkę, a ja miałam zbyt wiele do roboty, ale żal mi, że mieliśmy siebie tak mało i tak krótko.

Kochany mój, staram się, opisując naszą historię, pokazywać innym, że w każdej chwili wspólnej drogi można przewartościować życie i czasem zwyczajnie odpuścić, by być razem jak najczęściej. Zdaję sobie tez sprawę, że niestety nie zawsze jest to możliwe, bo to koniecznie musi działać w dwie strony, jednak w przypadku par dogadujących się w związkach zawsze można coś poprawić i ulepszyć ;). U nas tez nie było od początku idealnie. Owszem, pobraliśmy się po trzech miesiącach znajomości mimo, że nie byłam w ciąży, bo wiedzieliśmy że to jest to. Po prostu nie widzieliśmy innej możliwości i musieliśmy być razem, ale docieranie się zajęło nam o wiele więcej czasu niż "narzeczeństwo", a jednak dało się, bo oboje bardzo chcieliśmy nauczyć się siebie. 

Sięgając pamięcią wstecz, widzę moją i Twoją zmianę. Pamiętam jak denerwowałam się kiedy nie zamykałeś mydelniczki, a potem, w jakimś momencie odpuściłam i przyszedł dzień, kiedy pomyślałam "o co ja się tak piekliłam, przecież kocham go. On robi dla mnie o wiele więcej niż ta głupia mydelniczka". Tak to było, pamiętasz? Przypominam sobie też, jak uwielbiałam patrzeć na Ciebie podczas prac fizycznych (jeżeli nie miałeś ubranych tych paskudnych spodni moro tylko jeansy), ach, i nawet nie przeszkadzał mi bałagan jaki przy tym robiłeś. Młodzież powiedziałaby, że kręcił mnie Twój widok ;). I wtedy doszłam do wniosku, że lepiej z każdej sytuacji starać się wyciągać to, co jest dobre. Irek, nawet po Twej śmierci szukam plusów tego stanu rzeczy, chociaż wierz mi, że nie jest to łatwe. Przeszliśmy długą drogę, z wieloma zakrętami...

A gdy zamykam moje oczy 
pod niebem pełnym gwiazd 
na ustach czuję Twój smak 

Każdy Twój słodki oddech ciągle mnie 
Przyciąga do Ciebie zawsze w każdym śnie 
Tyle lat a Twoje usta wciąż mają ten sam smak 
Jeden sen a wszystko tak prawdziwe jest

A teraz trochę o teraźniejszości. Byłam u Ciebie dzisiaj. Przepraszam, że tak mało chodzę na cmentarz, ale nie czuję tego po prostu, ale dziś gdzieś w środku wiedziałam, że muszę iść... ciągnęło mnie. Przy okazji zrobiłam Ci już świąteczny wystrój, na tyle, na ile to możliwe na zmarzniętej ziemi. Pokazujesz się ostatnio dość często w snach, moich i innych osób. Kochanie, czego potrzebujesz? Co się dzieje? Te sny są tak realistyczne, że aż trudno w to uwierzyć, a to jaki byłeś marudny w moim, to już nawet nie mówię. 

Kocham Cię wiesz? I to bardzo, bardzo mocno.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka