sobota, 6 kwietnia 2019

JAK TO JEST BYĆ WDOWĄ - SZCZERZE O ŻYCIU, TĘSKNOCIE I MĘŻCZYZNACH...


Minęło prawie siedem miesięcy od śmierci mojego męża. Siedem miesięcy huśtawki nastrojów, wybuchowej mieszanki uczuć, wyrzutów sumienia i zmian, które musiałam rozpocząć od  siebie...



Kiedy los odbiera Ci osobę, która była dla Ciebie całym życiem, w pierwszej kolejności myślisz o tym, by pójść za nią. Ja, miałam to szczęście, że mam dzieci i przyjaciół, którzy byli ze mną w każdej chwili i tylko dzięki temu nie podążyłam za mężem w dniu jego śmierci... Pozostało mi wtedy tylko wegetować, płakać, walić głową w ścianę i próbować poskładać swoje życie na nowo...i składałam, klocek po klocku, jak lego. Wiele razy zdarzyło się, że klocki nie pasowały i wracałam do punktu wyjścia, ale składałam dalej... Dodam tylko, że nigdy nie lubiłam Lego i tym podobnych klocków. W dniu dzisiejszym zostało mi kilka elementów do poskładania, tych najtrudniejszych i o nich chcę dzisiaj opowiedzieć.

Nienawidzę kiedy ktoś lituje się nade mną, ani mężczyźni, ani kobiety. Niestety Ci pierwsi w początkowej fazie mojej żałoby próbowali w jakimś stopniu ugrać coś dla siebie myśląc, że jestem desperatką, proponując "przyjaźń", która kończyła się od razu w chwili, kiedy odmawiałam np. wspólnego oglądania filmu (oczywiście w ramach przyjacielskiej przysługi ;) ). Przyjaźń...hmmm... Na szczęście miałam już swoich ukochanych przyjaciół... dwóch nawet w wersji "men". To właśnie oni swym trzeźwym, męskim spojrzeniem na świat wielokrotnie ustawiali mnie do pionu, bezlitośnie pchając mnie do przodu. Dla nich nie miało i nie ma znaczenia jak wyglądam, tylko liczy się to, kim jestem. 

Tak było prawie siedem miesięcy temu, kiedy mój świat runął w gruzach. Dziś, chyba niewiele się zmieniło oprócz tego, że jeszcze bardziej doceniam spokój. Nadal nienawidzę litości i traktowania mnie przedmiotowo przez pryzmat czerwonej szminki i krótkiej, skórzanej spódniczki oraz jednego, korzystnego dla mnie zdjęcia. Nadal nie lubię wiadomości typu "hej śliczna - umówimy się?", albo "hej, masz chłopaka?", bo teksty tego typu działały na mnie kiedy byłam nastolatką. Wystarczyło jedno zdjęcie na fb, by posypały się zaproszenia na "kawę" a średnia wieku panów waha się w granicach dwadzieścia do sześćdziesiąt lat... To jest straszne! Gdzie w tym wszystkim jestem ja? 

Każda taka wiadomość uświadamia mi tylko, jak wielkim szacunkiem darzył mnie mąż, który kochał mnie za mnie ze wszystkimi moimi wadami, niejednokrotnie niepoczesanymi włosami, brakiem makijażu i ciałem, które naznaczone jest trzema ciążami i latami trosk... On nie kochał wyobrażenia o mnie i nawet kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz, czułam, że jestem ważna ja! Czy świat aż tak bardzo się zmienił? I mimo że tak bardzo brakuje mi takiego zwykłego przytulenia się do męskiego, silnego ramienia poczekam, aż wszystko wróci na właściwe tory...a kawę mogę sobie zrobić sama.

Brakuje mi za to cholernie wieczornej herbaty, którą mąż przynosił mi późnym wieczorem do łóżka, kiedy z laptopem na kolanach pisałam kolejną recenzję, brakuje mi poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji, którą daje poczucie obecności drugiej osoby i męczy mnie ciągłe proszenie kogoś o pomoc w sprawach prac typowo męskich.

Ktoś ostatnio zapytał mnie też o sprawy seksu, oraz o to, jak sobie radzę w tych sprawach. No cóż - seks wiąże się dla mnie ściśle z miłością i zaufaniem, więc wychodzę z założenia, że skoro nie ma takiej osoby koło mnie, to i odpowiadać nie ma na co!

Dziś wiem też, że moje życie nie było i nie jest ciężkie - ono jest zwyczajnie pełne wyzwań!

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka