poniedziałek, 26 sierpnia 2019

NASZE WAKACJE - SIERPIEŃ 2019...


Co robiliśmy i jakie zwiedziliśmy miejsca w lipcu, mogliście dowiedzieć się kilka postów wcześniej. Sierpień również obfitował w wyjazdy i atrakcje, ale było już mniej intensywnie niż w poprzednim miesiącu - co nie oznacza, że mniej interesująco.




W lipcu postawiliśmy na zwiedzanie miast, a sierpień spędziliśmy głównie nad morzem. W tym roku wybraliśmy zupełnie inne miejsce niż jeździliśmy do tej pory, a mianowicie obraliśmy kierunek na Ustronie Morskie. Tradycyjnie podróż odbyliśmy w wagonie sypialnym, bo jakby nie było, mieliśmy do przejechania całą Polskę. Stacja końcowa, na której wysiadaliśmy, to Kołobrzeg, skąd odebrali nas przyjaciele i zawieźli prosto do przecudnego apartamentu ulokowanego nad samym morzem.


Lepszego miejsca wybrać nie mogłam - cisza, spokój i morze. Trochę obawiałam się brzydkiej pogody, ale wbrew prognozom, przez cały czas naszego pobytu pięknie świeciło słońce i mogliśmy korzystać z uroków Ustronia Morskiego. Cieszę się, że nasze lokum znajdowało się na końcu miasteczka, bo dzięki temu mieliśmy szeroką i nie przeludnioną plażę (w centrum plaża jest szerokości jednego parawanu...). Dodatkowo otaczał nas las, a kilka metrów dalej mogliśmy zwiedzić pozostałości po wojskowych bunkrach. Jako że, moje dziecko nie przepada za wylegiwaniem się na plaży w ciągu dnia, codziennie spacerowaliśmy brzegiem morza do centrum na obiad, a wieczorami dopiero zaczynało się dla nas morskie życie. To wieczorami karmiliśmy mewy, puszczaliśmy "lampiony szczęścia" czy latawce i oczywiście oczekiwaliśmy na zachody słońca. Potrafiliśmy tak spędzić sporo wieczornych godzin.







Byłabym zapomniała... zwiedziliśmy też oczywiście Kołobrzeg, gdzie synek, wielki fan wszystkiego, co wojskowe, namówił mnie na rejs statkiem wojskowym... Dla niego była to niebywała frajda, ale ja na wilka morskiego się nie nadaję, co stwierdziłam z pełną świadomością od razu, jak tylko okręt ruszył. No i jeszcze Grzybowo, w którym spędziliśmy jeden dzień. To mała wioska, ale plaża jest obłędna. Czysta, zero glonów, szeroka, a morze płytkie. Jest to miejsce idealne dla rodzin z małymi i większymi dziećmi. Ostatniego wieczoru wisienką na torcie stał się koncert zespołu Boys, który śpiewał tuż obok naszego apartamentu w amfiteatrze. Co prawda nie słucham namiętnie tego typu muzyki, ale i tak bawiliśmy się przednio.




I tak zleciało nam osiem dni, nawet nie wiadomo kiedy i nadszedł czas powrotu. Jak to mówią, wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Wyjeżdżaliśmy z mocnym postanowieniem, że wrócimy w to samo miejsce za rok, ale czy tak będzie pokaże czas, bo życie nauczyło mnie, że nie warto planować.

Po powrocie do domu nie spoczęliśmy na laurach, bo i u nas, na miejscu atrakcji nie brakowało, więc jak tylko rozpakowaliśmy bagaże, postanowiliśmy odwiedzić pobliski Dream Park w Ochabach. Czego tam nie ma - jest park miniatur, gdzie można zobaczyć najsłynniejsze budowle świata w miniaturze, jest wystawa ryczących dinozaurów (niektóre wymagające nieco naprawy, ale nam to nie przeszkadzało), jest kino 6D i 2D, trójwymiarowe oceanarium prehistoryczne, wieża obserwacyjna, dom do góry nogami, park owadów, labirynt luster, park linowy ze ścieżkami o różnym stopniu trudności, więc nawet mój siedmiolatek dał radę w asyście starszej siostry, małpi gaj, mini zoo, pomieszczenie ze zwierzętami tropikalnymi, plac zabaw, trampoliny i dmuchańce, strzelnica, małpi gaj, basen, gdzie dzieci mogą popływać łódeczkami oraz pyszne jedzenie i możliwość zakupu pamiątek. Dream park to miejsce, w którym można spędzić naprawdę sporo godzin nie nudząc się, ani przez chwilę. Do domu wracaliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi.







Kolejny dzień i kolejna atrakcja, to Piknik Historyczny w Pogórzu, gdzie odgrywano bitwę z czasów II wojny światowej. Powiem szczerze, że nie spodziewałam się, że będzie aż tak realistyczne, gdyż aktorzy wykorzystywali prawdziwą broń - karabiny, działka i granaty - oj działo się i było głośno. Bardzo mi się podobało, a chwilami miałam nawet gęsią skórkę z wrażenia. Synek był mego szczęśliwy, bo pierwszy raz w życiu widział na żywo coś tak "wojennego". Na miejscu można tez było zakupić łuski z nabojów czy granaty.




I ostatni punkt programu w miniony weekend - Eksplozja Kolorów czyli Święto Holi, które pochodzi z Indii i oznacza zwycięstwo dobra nad złem (przynajmniej tak piszą w internecie). Jest to impreza, na której wszyscy przybyli obsypują się kolorowymi proszkami. Jest mega kolorowo i radośnie, a dzieci mają jeszcze większa frajdę po powrocie do domu, kiedy woda w wannie zmienia się w kolorową tęczę, bo proszek zostaje dosłownie wszędzie - w uszach, włosach, ciele i na ubraniu. Nie trzeba się jednak martwić, bo wszystko pięknie się zmywa i spiera.


Po tak emocjonującym weekendzie i tysiącu pytań, jaki zadaje moje dziecko codziennie, postanowiłam, że czas najwyższy rozpocząć kolejny rok z przedszkolem. Tylko nie mówcie nic mojemu urwisowi, że wakacje jeszcze trwają ;). 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka