piątek, 12 października 2018

DWUDZIESTY DRUGI DZIEŃ BEZ CIEBIE...




Kochany mój! Odwiedzałam Warszawę kilkadziesiąt razy w swym życiu. Jeździłam z Olą przez kilkanaście lat do Centrum Zdrowia Dziecka, potem sama pojechałam na konferencję medyczną. Tylko raz byłam tam z Tobą, przez krótką chwilę, na wizycie w szpitalu...



Dziś jestem tu kolejny raz, wraz z dziećmi. Nie mamy wspomnień związanych z Tobą i z Warszawą i to dobrze, bo jest mi łatwiej, jednak z każdym kilometrem drogi natrętne myśli przypominają nasze wspólne wyjazdy. Teraz siedziałbyś naprzeciw mnie i mrugał do mnie okiem... I mimo, że bardzo, bardzo się staram, nie potrafię nie myśleć o Tobie. Bądźmy szczerzy, dzieci to jednak nie Ty, a ich ciągłe "mamo chcę", "mamo!", "dlaczego", "kiedy" itd. jest cudowne, ale wszystko do czasu. Zawsze jakoś po połowie dzieliliśmy się obowiązkami związanymi z dziećmi, a kiedy już miałam dość, zawsze mogłam porozmawiać z Tobą, osobą dorosłą, a na dodatek osobą, której mogłam powiedzieć wszystko.

Byliśmy dziś w Instytucie Lotnictwa, gdzie obejrzeliśmy wystawę samolotów, a nawet zobaczyliśmy jak samolot startuje. To kompletnie nie moje klimaty, ale mały był zachwycony. Ani razu podczas zwiedzania nie usłyszałam, że bolą go nogi albo, że mu się nudzi. Tylko, że ja nie umiem tak, jak Ty opowiadać mu o wojskowych sprawach, samolotach, czołgach... Irek, ja się tego nigdy nie nauczę. Mam wrażenie, że przez ostatnie dwa lata, kiedy cały swój czas poświęcałam leczeniu Ciebie , odsunęłam się od dzieci i przez to nie wiem o co chodzi w tych całych T-34 itd. Nie wiem jak nadrobić ten czas i bądźmy szczerzy - nie wiem czy chcę się wgłębiać w takie tematy. Strasznie mi tu Ciebie brakuje. Wiem, że byłbyś zachwycony pięknym pokojem w hotelu, umiałbyś Irusiowi pokazać Warszawę zupełnie inną i w inny sposób niż ja. Czuję się tutaj samotna, bardzo. Tyle tu ludzi, samochodów, każdy gdzieś pędzi, ktoś trąbi, a jeszcze inny krzyczy czy się śmieje, a ja czuje się jak maleńki krasnoludek, którego nikt nie widzi i nie kocha.

Wczoraj zadzwoniła do mnie dziewczyna, opowiadałam Ci o niej, której mąż zmarł ponad rok temu też na raka nerki. Długo rozmawiałyśmy, ponad osiemdziesiąt minut i wiesz, ta rozmowa bardzo dużo mi dała. Nigdy bym nie pomyślała, że odpowiedzi na kilka pytań potrafią tak pionizować.  Nie ukoiło to mojego bólu i tęsknoty, ale dało nadzieję, że jeszcze będzie normalnie, że jeszcze będę patrzyła na życie z uśmiechem i dziękowała losowi, że dane mi było przeżyć z Tobą tak piękną miłość. I te wspomnienia i podziękowania nie będą dla mnie bolesne. W chwili obecnej wydaje mi się to niemożliwe, wręcz nierealne, a jednak będzie to możliwe. Z jednej strony chciałabym, by nastąpiło to jak najszybciej, a z drugiej... by nie nastąpiło nigdy. Dlaczego? Bo jeszcze nie umiem pojąć, że moje szczęście nie będzie oznaczało, że zbyt mało Cię kochałam i jeszcze nie potrafię tak myśleć. Wbrew pozorom nie tkwię w tym letargu na siłę, o nie, to po prostu dzieje się samo. Wstaję rano i już mam w głowie Twój obraz, a na ustach Twe imię. Już od otwarcia oczu czuję tępy ból, który z każdą godziną staje się ostrzejszy, a płacz dławi gardło. Nie wywołuję tego, to jest i zapewne jeszcze długo będzie. Kochałam i kocham Cię tak bardzo, że niemożliwe by było odczuwać inaczej. Myślę jednak Kochanie, że to dobrze. Przeżyję żałobę intensywnie, będę płakać, krzyczeć i walić pięściami w ściany, wyrzucę to z siebie, wszystkie emocje i potem nastąpi spokój... mam taką nadzieję. Wiem, że jeszcze nie raz będą mną targały skrajne emocje, ale dzisiejszej nocy zasnęłam spokojna.

Modlę się kroplami wspomnień, łez
Odkąd los zabrał mi Ciebie
Więcej nie ogrzeje mnie
Pełne ciepła twe spojrzenie

Zerwano życia nić
Została mi po Tobie pustka
Trudno mi bez Ciebie żyć
Jak słyszysz mnie to przyjdź

Zabierz mnie stąd
Zabierz mnie do Siebie
Do Twoich rąk
Na bezpieczny ląd
Ląd

Irek, czy Ty wiesz, że gdybym miała kolejny raz przejść tę drogę, walkę z chorobą, systemem i ludźmi, to zrobiłabym to nawet tysiąc razy? Bez zastanowienia! Wiem też, że dałam z siebie wszystko, więcej już nie byłam w stanie. Owszem, często analizuję, że przecież jeszcze mogłam zawieźć Cię do innego szpitala, jeszcze mogłam spróbować prosić o zmianę decyzji odnośnie podawania opdivo... mogłam, jednak oboje wiedzieliśmy wtedy, że nic by to nie zmieniło. Nie zostawiłam Cię mimo tego bez leczenia. Sprowadziłam lek z Indii, podawałam cbd, zioła, suplementy i woziłam do szpitala mimo że lekarze próbowali nas spławiać. Więcej chyba nikt by nie zrobił. Tak sobie to tłumaczę. Może się mylę, Ty już wiesz czy rzeczywiście mogłam więcej ...a ja... dowiem się, kiedy do Ciebie dołączę.

Bardzo Cię kocham.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka