środa, 24 października 2018

TRZYDZIESTY CZWARTY DZIEŃ BEZ CIEBIE...



Nudziło mi się dziś chwilami bardzo i w ramach walki nudą szukałam stron, które mogłyby mi wyjaśnić kilka z moich uczuć. Skupiłam się głównie na samotności. Moja nazywa się samotnością interpersonalną... Nawet nie wiedziałam, że coś takiego jest :). Innymi słowy tęsknota za kimś bliskim to taka właśnie samotność.





Chyba mam jakiś dziwny nastrój. Coś robię, ale wcale tego nie robię, nosi mnie bardzo, chodzę z kąta w kąt. Może to przez ten wiatr hulający za oknem? A może to brak Ciebie? Wiesz, że ja nawet w tym wietrze Cię słyszę? Zawsze lubiliśmy usiąść sobie wieczorem przytuleni, kiedy za oknem było zimno i wietrznie. Siedzieliśmy tak, nic nie mówiąc - tylko bicie naszych serc...

Z jednej strony wiara katolicka zabrania wierzenia w zabobony, a z drugiej Katolicy trzymają uschnięte wieńce na grobie sześć tygodni, mówiąc, że jeśli usuną je wcześniej to się to na nich zemści i umrze ktoś z rodziny... Nie rozumiem tego! Też się trzymałam tego, do dziś. Sprawdziłam internet, zapytałam księdza i okazuje się, że kościół katolicki w żadnym wypadku nie określa czasu leżenia na grobie kwiatów. Zawsze ta "tradycja" wydawała mi się dziwna, bo ja osobiście nie chciałabym żeby na moim grobie leżało coś uschniętego i zgniłego. Ty masz już posprzątane i wybacz, że dopiero teraz, ale dałam się porwać zabobonom. Powiem Ci, że dziś tak wiało na cmentarzu, że mało mi głowy nie urwało. Spakowałam wszystko do dużych worków na śmieci i samo pakowanie to pikuś... ale niesienie tego do kontenera... oj. będą jutro zakwasy. Kondycji niestety nie mam żadnej i takie są tego efekty. Odkąd byliśmy małżeństwem, to ciężkie rzeczy dźwigałeś Ty albo tata. Można by pomyśleć, że to taka błaha sprawa, a jednak to kolejna rzecz, której muszę nauczyć się sama. Taki już mój los Kochany. To było rano. Wróciłam tam jeszcze po południu z Moniką, aby tym razem przywieźć czarnej ziemi i nanieść kamyczków, bo wokół grobu jest pełno błota. Byś Ty widział Monikę :). Niczym strongman albo święty Mikołaj, śmigała  workiem kamieni na plecach. We dwójkę poszło nam to raz dwa i teraz jest już wszystko jak należy.

Jutro tata znów jedzie do kliniki. Mam cichą nadzieję, że tym razem już nie będzie miał takich przygód, jak ostatnio i planowany w piątek zabieg będzie wykonany w terminie. Znów zostanę sama z dziećmi, ale jest spora szansa, że przez weekend będę do niego jechać i przynajmniej jeden dzień nie będzie tak smutny, jak poprzedniego tygodnia. Wiesz, jak tylko tata wróci, to wybieram się do kardiologa, bo moje serce znów zaczyna wariować. Może tabletki przestały działać? Sama nie wiem. Tak czy tak już dawno miałam być na wizycie kontrolnej, jednak tyle się działo, że jakoś nie było okazji.

Przekrzyczeć muszę samotność ciszy,
niech twoje serce z dala usłyszy
myśli ? co lecą w przestrzeń jak ptaki
niosąc ku tobie gesty i znaki.

Niechaj usłyszą gwiazdy na niebie
jak nieskończenie tęsknię do ciebie.

We dnie i w nocy coś we mnie krzyczy,
że nic na świecie już się nie liczy
i żadna chwila nie jest przyjemną
od czasu, kiedy nie jesteś ze mną.

Zagłuszyć muszę dni pustych mary
i smutku obłok odpędzić szary,
niech krzyk mój siłą echa wzmocniony
popłynie w świata najdalsze strony.

Krew w skroniach tętni jak morskie fale,
pamięć wspomnienia wyświetla stale
z twym migotliwym, jasnym odbiciem…
…bo jesteś dla mnie sensem i życiem!

Popołudnie było już spokojniejsze. Iruś nadal podziębiony leżał i oglądał bajki, Sandra również została w domu, bo źle się czuje, a ja szukałam sobie miejsca tak długo, aż usnęłam. Pamiętam jak brakowało mi snu podczas zbiórki dla Ciebie. Moja doba była wtedy za krótka. Aukcje, pakowanie przesyłek, czytanie książek i pisanie recenzji po to, aby można je było sprzedać na licytacjach, do tego rachunki, dom, dzieci i Ty. To był kilkuletni maraton i ciężko się teraz przestawić na spokojniejszy tryb życia, zwłaszcza, że jestem osobą energiczną i ciężko mi na dłużej zostać w jednym miejscu. Lubię odpoczywać, ale tylko od czasu do czasu.

Wydawać by się mogło, że najgorsze już za mną, że ochłonęłam po Twojej śmierci, że daję radę, a jednak są pewne rzeczy, które się nie zmieniły. Na przykład nadal nie jestem w stanie czytać książek. Nie wiem czemu, ale odrzuca mnie od nich. Może dlatego, że czytając je traciłam czas, który mogłam spędzić z Tobą? Wiem Kochany, to nie tak, ale czasem nachodzą mnie takie dziwne myśli. Znasz mnie przecież i wiesz, że w mojej głowie często robi się burza nie do opanowania. W zamian za czytanie, oglądam teraz wieczorami telewizję, czego wcześniej prawie wcale nie robiłam. Sprawia mi to przyjemność, tylko mam problem - coś chyba napadało do anten, albo wiatr je przesunął, bo często programy pojawiają się i znikają... Swoją drogą dopiero teraz zauważyłam, że jedna z nich odbiera z ziemi :), w sumie co się dziwić jak to telewizja "naziemna" ;) ;) ;). Oj Irek, Irek.

Bardzo Cię kocham.






Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka