wtorek, 23 października 2018

TRZYDZIESTY TRZECI DZIEŃ BEZ CIEBIE...



To jest jakiś obłęd. Tata, mężczyzna 67 letni, czekał w klinice od piętnastej do północy, żeby dowiedzieć się, że ma przyjść rano do innego pokoju... Mężczyzna po wylewie i operacji tętniaka na aorcie... A rano okazało się, że jest 134 w kolejce...




Całą dobę oczekiwania na decyzję lekarza, mając skierowanie z napisem "bardzo pilne". Wyobraź sobie, że kiedy poprosił o szybsze przyjęcie, bo źle się czuje, to mu powiedziano, że jak mu się nie podoba, to może zmienić szpital... Czekał więc, by w efekcie końcowym dowiedzieć się, że ma przyjechać w czwartek! Boże, co się dzieje w polskiej służbie zdrowia? Myślałam, że w onkologii jest źle, ale teraz okazuje się, że wszędzie jest tak samo. Starszy człowiek, niezbyt orientujący się w labiryncie korytarzy, głodny, ale nie mogący odejść z kolejki bo "być może zawołają wcześniej" i przede wszystkim chory, traktowany jest jak zwierzę. W sumie to chyba zwierzęta lepiej są traktowane dzięki obrońcom praw zwierząt. Czemu do cholery obrońcy praw człowieka nic nie robią? Wymiotować mi się chce z tego wszystkiego.

To jest jakiś obłęd
Niebo w gwiazdy przystrojone
Księżyc srebrem lśni
W niebie może być inaczej
Lepiej będzie mi
Tu na ziemi pusto
Tu na ziemi źle
Tylko gwiazdy podpowiedzą
Drogę do tych chwil

Teraz widzę Kochany jaki Ty byłeś cierpliwy podczas czekania w szpitalach. Pamiętam jak woda z opłucnej leciała Ci ciurkiem obok drenu na podłogę, ubranie miałeś całe przemoczone, na ziemi robiła się kałuża, a lekarz w Bystrej na złość kazał nam czekać dziewięć godzin i jeszcze pytał mnie "jak Pani wie co robić, to proszę mi powiedzieć, bo ja nie wiem..." Pamiętam koszaliński szpital, kiedy z ogromnym bólem i wodą w płucach trzymali Cię dwanaście godzin na krześle, aż w końcu uciekłeś. Pamiętam jak w poradni w Bystrej lekarka gołymi rękami wyciągnęła dren, a potem bez dezynfekcji włożyła go znów pod bok, nie wymieniając go na nowy, mówiąc mi, że mam oddać Cię do hospicjum. Po tej wizycie wywiozłam Cię na wózku inwalidzkim, a po powrocie do domu rozwinęła się cała gama bakterii w płucach i ropień, przez które w końcu umarłeś... Ty Kochany nie zmarłeś na raka... to sepsa Cię zabiła... Zawsze byliśmy wtedy razem i zawsze Cię wspierałam. Umiałam zawsze podnieść na duchu, kiedy miałeś już dość. Jednak do dziś twoja cierpliwość mnie zaskakuje. Byleś na prawdę bardzo silnym pacjentem, prawdziwym facetem! Jestem bardzo, bardzo dumna, że miałam za męża kogoś tak męskiego i silnego jak ty.

Tak na marginesie, dziś w nocy chata była prawie wolna, oprócz Sandry i gorączkującego Irusia nie było nikogo, a Ty tam bujasz w obłokach. Oj Irek, Ty to masz wyczucie czasu. Dziś byłam na cmentarzu. Już niedługo zabiorę te zeschnięte wieńce (zadziwia mnie ta tradycja pozostawiania tego sześć tygodni) ale musisz jeszcze trochę wytrzymać. Strasznie dziś wiało i wrony krakały jak w rosyjskich filmach... brrr, okropność! Cmentarz nie jest fajnym miejscem, ale o tej porze roku i w taka pogodę to jest coś potwornego. Jak dobrze, że nie czujesz już zimna.

Wiesz? Mieszkanie na wsi zaczyna mnie wkurzać! Masz chore dziecko, aptekę niby pod nosem, a zwykłego syropu przeciwgorączkowego nie ma, w sumie z każda receptą jaką bym nie poszła, to niczego nie ma i zamawiają na następny dzień. I jedź tu człowieku do miasta po leki i zostaw chore dziecko samo w domu, albo niech się męczy. Nie ma tu również praktycznie żadnego życia - wychodzisz na ulicę, a tam pusto. Chyba jedynym miejscem gdzie można zobaczyć więcej ludzi jest sklep, ale i tu ciężko o jakąkolwiek rozmowę, że o rozrywce nie wspomnę. Zawsze ceniłam sobie spokój, duży, wygodny dom, ale już wczoraj, kiedy nawet taty nie było, myślałam, że oszaleję. Wiatr hulał za oknem, cisza potworna i gdyby nie telefony, to można by było wpaść w depresję. Chyba sprawdzę statystyki gdzie jesienią jest więcej samobójców - czy w mieście, czy na wsi. Pewnie w mieście, bo siłą rzeczy ludzi jest tam więcej, ale patrząc na to z mojego punktu widzenia, to wieś działa depresyjnie i tyle. Trzeba zacząć mocno myśleć o przeprowadzce.

Dobrze, że tata jest dziś w domu. Co prawda w czwartek znów wraca do kliniki, ale teraz jest i mogę chociaż chwilowo porozmawiać z kimś dorosłym. Wkurza mnie u niego wiele rzeczy, ale te kilka godzin, kiedy on był tam, a ja tu uzmysłowiły mi, że nawet te wkurzające rzeczy są fajne, bo robi je mój tata :).

Tęsknię za Tobą bardzo. Każdy dzień patrzę na nasze zdjęcia i mam w sobie taki żal. Czy nie mogło być pięknie? Czy nie mogliśmy dożyć razem starości i umrzeć, trzymając się za ręce? Tak chciałabym dotknąć Twoich rąk i włosów, pogłaskać Cię po policzku, a nawet pokłócić się, chociaż przez  krótki moment. Doświadcza mnie los okrutnie. Czasem mam wrażenie, że jak tylko przez chwilę jest normalnie, to od razu coś się wali, raz za razem. Mówią, że nieszczęścia chodzą parami i wygląda na to, że u mnie tych par zebrało się dużo, dużo więcej :(. No cóż, może jutro będzie lepszy dzień.

Bardzo Cię kocham.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka