niedziela, 18 listopada 2018

PIĘĆDZIESIĄTY DZIEWIĄTY DZIEŃ BEZ CIEBIE... WYCHODZĘ NA PROSTĄ...



Kochany, mam nadzieję, że mi to wybaczysz, ale moje dni stają się powoli normalne. Kiedy zmarłeś, świat był dla mnie obcy, pusty i inny. Każdego wieczoru zastanawiałam się co robiłam w ciągu dnia, bo potrafiłam myśleć tylko o swym bólu. Wszystko się zmieniło...





Teraz każdy poranek jest dla mnie taki, jak kiedyś. Wstajemy, śmiejemy się, ubieramy do przedszkola, a Sandra do szkoły i nie mam w sobie tego kamienia, który dławił mnie tyle czasu. Rozmawiamy o Tobie bardzo często, ale nasze głosy już nie drżą. Widzę, że Sandra stara się do Ciebie upodobnić - glany, sposób chodzenia, oryginalność... To taki hołd z jej strony w Twoją. Cieszy mnie to i cieszę się, że dałeś mi te nasze paskudy, bo gdyby nie one, to zaraz po Twoim pogrzebie (dopiero po, bo musiałabym go tak czy tak dopilnować) byłabym już z Tobą, po drugiej stronie. Pięćdziesiąt dziewięć dni temu miałam wrażenie, że nie dam rady przeżyć kolejnego dnia bez Ciebie. Uważam, że listy, które codziennie do Ciebie piszę w dużej mierze mi pomogły, bo są namiastką naszych rozmów. I już nie pierwszy raz pisanie okazało się dla mnie najlepszą terapią. Przypominam sobie, jak pewnego razu jedna z grupowiczek za wszelką cenę próbowała mi udowodnić, że nie poradzę sobie bez specjalisty i wróżyła mi rychłą depresję, bo ona wie lepiej i koniec. Nie pomagały moje argumenty, że sama wiem co dla mnie najlepsze... I jak widać wiem, bo znam siebie bardzo dobrze. Wiem też, że gdyby pomoc specjalisty była mi potrzebna, to z cała pewnością nie zwlekałabym z tym, bo nie jest to dla mnie rzecz, której miałabym się bać czy wstydzić. Ulżyło mi Kochany bardzo. Owszem, są gorsze dni, kiedy jednak łzy cisną się do oczu, ale to jest takie popłakiwanie, bez nadmiernego tragizmu. Moja miłość do Ciebie nie zmalała, ale zrozumiałam wreszcie, że rozstaliśmy się tylko na jakiś czas... muszę być po prostu cierpliwa. 

Dziś wiem, życie cudem jest.
Co chcę, mogę z niego mieć.
Jak dźwięk słyszę jego głos.
Co dzień pragnę więcej.

Jestem Ci też wdzięczna, że jednak mi się nie przyśniłeś. W sumie to jeszcze nigdy żaden zmarły mi się nie śnił. Gdybyś odwiedził mnie w śnie, to cierpiałabym jeszcze bardziej. Mam przecież nagrania naszych rozmów, filmiki i zdjęcia i w każdej chwili mogę posłuchać Twego głosu i zobaczyć Twoją twarz. Ty chyba wiesz jak kiepski mam sen i wolisz mnie dodatkowo nie męczyć Twoją osobą? Do każdej sytuacji można dopasować sobie teorię prawda? Znając mnie i moje uwielbienie do rozkładania wszystkich rzeczy na czynniki pierwsze, zapewne po śnie z Tobą w roli głównej, zastanawiałabym się, czy to Ty przyszedłeś i dajesz mi znaki, czy to tylko wytwór mojej wyobraźnia, a może skutek natłoku myśli w głowie. Taka już ze mnie Aśka, lubiąca analizować do bólu. Często zastanawiam się jak to się dzieje, że każdy dzień przynosi poprawę nastroju? Zapewne po części jest tak dlatego, że nie zmarłeś niespodziewanie. To znaczy akurat w tym dniu się tego nie spodziewaliśmy, ale ogólnie długo chorowałeś i każde z nas, gdzieś tam w środku wiedziało, że prędzej czy później rak zrobi swoje, dlatego tak walczyliśmy, aby było to później. Wtedy był to dla mnie szok, mimo wszystko i złość, że lekarze nie chcieli podać leku, bo wtedy na pewno żyłbyś dłużej, a teraz... jest żal, że miłość mojego życia spotkam dopiero kiedy sama umrę i nadal złość na lekarzy, ale z tym sobie poradzę, kiedy sąd uzna ich winę.

To takie moje dzisiejsze przemyślenia. Po za myśleniem dzisiejsza niedzielę spędziłam na sprzątaniu po wczorajszej imprezie, zwłaszcza confetti, które było wszędzie. W związku z tym poodsuwałam meble i za jednym zamachem posprzątałam już na święta. Takie 2 w 1. Zajęło mi to około pięciu godzin, a potem skupiłam się na dojadaniu tego, co zostało od wczoraj ;). Mogę się obżerać, bo nawet jak przytyję nadmiernie, to i tak nie masz jak mi powiedzieć, że jestem przy sobie ;) ;) ;). I wiesz, dzisiaj życie rodzinne u nas kwitło, bo... wyłączyłam internet i schowałam telefon. Byś się zdziwił jak nagle Iruś i Sandra mieli dużo czasu dla mamusi. Sandra to nawet wiersza zdążyła się nauczyć. Ach, cudownie :).

Bardzo Cię kocham.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka