środa, 28 listopada 2018

SZEŚĆDZIESIĄTY DZIEWIĄTY DZIEŃ BEZ CIEBIE...WROCŁAW


Dojechaliśmy Kochanie szczęśliwie do Wrocławia i nie mieliśmy żadnych komplikacji po drodze. Hotel również odnaleźliśmy bez problemu, dzięki mapom google. Co prawda Sandra mówi, że to "siara" chodzić z tym po ulicach, ale najważniejsze, że nie trzeba pytać non stop o drogę.



Na miejscu byliśmy koło trzynastej. Oczywiście pierwszym punktem programu był McDonald, który na szczęście mieści się na dworcu, na którym wysiadaliśmy. Najedzeni mieliśmy od razu więcej energii na poszukiwanie naszego hotelu, który jest blisko rynku, ale od dworca to spory kawałek, zwłaszcza na nogi Irusia. Wszyscy maszerowaliśmy dzielnie - ja z młodym ze rękę i gps - em w drugiej, a Sandra z dwoma walizkami. Już w połowie drogi musieliśmy zrobić postój, w celu zakupu rękawiczek. Iruś miał, ale nie przewidziałam, że nam także będą potrzebne... Po zameldowaniu się i chwili odpoczynku ustaliśmy jednogłośnie, że idziemy obejrzeć Kolejkowo, czyli wielka makietę pokazującą Dolny Śląsk. Wiedziałam, że dla młodego będzie to coś rewelacyjnego - i było, nie tylko dla niego. Sporo czasu tam spędziliśmy i to był na prawdę ciekawie zagospodarowany czas. I wiesz co? Dziwnie się czuję, patrząc na zdjęcia, na których to ja jestem, a nie Ty - zawsze to Ty pokazywałeś Irusiowi świat. Nie wiem czy też potrafię robić to tak, jak Ty, ale był zadowolony, co może wskazywać na to, że idzie mi całkiem nieźle. No i znaleźliśmy wspólnie siedem krasnali wrocławskich :). 










Następnie chcieliśmy iść na Jarmark Bożonarodzeniowy i tak też się stało, z tym, że albo my coś poknociliśmy, albo mapy google, bo chodziliśmy w kółko, aż w końcu stwierdziliśmy, że idziemy na "czuja". To, co zobaczyliśmy, a było tego tylko troszkę (zaraz napiszę dlaczego) przeszło nasze oczekiwania. Jarmark jest cudowny i byłby jeszcze cudowniejszy, gdyby synek nie wyciągnął mnie do "Galerii Mikołaja" - chyba tak to się nazywa. Polega ona na tym, że wchodzi się na kolejne piętra, a po drodze pokonuje wiele przeszkód takich, które są sporym wyzwaniem. Dawaliśmy jednak radę i młody pewnie doszedłby na najwyższe piętro. Niestety mój lęk wysokości nie pozwolił na zdobycie szczytu, a Iruś był bardzo niepocieszony. Dałam plamę Kochany i strasznie żałowałam, że nie było z nim Ciebie, bo Ty wchodziłeś wszędzie i niczego się nie bałeś, tak samo jak jeździłeś na łyżwach z Irusiem, a ja się boję. Irek, nigdy nie uda mi się dać młodemu tego, co Ty mu dawałeś.  Na szczęście Pan z obsługi podszedł do nas i poszedł z Iusiem tam, gdzie ja nie dotarłam. Trzymał go za rękę i jakoś to się szczęśliwie zakończyło. Dzisiejsze atrakcje zakończyliśmy zakupem piernikowych serc - każde z nas kupowało inny napis dla siebie wzajemnie, i powrotem do hotelu, by zamówić pizzę z dostawą do pokoju, bo na czekanie w lokalu nie mieliśmy już siły. 





Jutro kolejny dzień i kolejne atrakcje. Porównując Wrocław z Warszawą, to Wrocław jest zupełnie inny, piękny, ale inny. I w życiu bym sobie nie pomyślała, że skoro w Warszawie nie pobłądziłam, to Wrocław pod tym względem mnie zaskoczy. Jedyne co ,mi tu przeszkadza to tramwaje - o matko, one są wszędzie... i aż się boję szafę otworzyć, że i z niej wyjedzie tramwaj.

Bardzo Cię kocham.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka