wtorek, 27 listopada 2018

SZEŚĆDZIESIĄTY ÓSMY DZIEŃ BEZ CIEBIE...WSIĄŚĆ DO POCIĄGU...

Kochany, to będzie chyba najkrótszy list jaki do Ciebie napisałam, oprócz pierwszego, który skończył się prędzej niż zaczął... Przepraszam Cię bardzo, ale kompletnie dziś nie wyrabiam, oczywiście z mojej winy...



Od rana biegałam i biegałam. Tyle rzeczy było do ogarnięcia przed jutrzejszym wyjazdem do Wrocławia, a po południu zamiast nadganiać, zrobiłam sobie przerwę na kawę z przyjaciółką. Odetchnęłam i miło spędziłam czas, ale... teraz nie jestem jeszcze do końca spakowana, ogarniam dom, bo nie lubię zostawiać bałaganu kiedy wyjeżdżam i muszę jeszcze nadać przesyłkę. Co do pakowania, to niby wszystko mam w walizkach, ale czuję podświadomie, że o czymś zapomniałam. Jeżeli to jest jakiś ciuch czy kosmetyk to można po prostu kupić nowy, ale jeśli zapomnę dokumentu...no to będzie gorzej. 

Ciągle idę tam gdzie ciekawszy będzie świat
Ciągle idę tam gdzie nikt nie wie co to strach
Ciągle idę tam może dojdę jeszcze dziś
Ciągle idę tam nie żal mi minionych dni

Jutro o tej porze będziemy już spacerować z Irusiem i Sandrą ulicami Wrocławia i podziwiać Jarmark Świąteczny. Czuję ogromy żal, że nie będziesz mógł z nami zachwycać się tym wszystkim. Byłoby tak wspaniale - trzymalibyśmy się za ręce, śmiali i żartowali - nie byłoby raka... No niestety jest, jak jest i czasu nie cofnę i po cichu liczę na to, że kiedy znajdziemy się na miejscu, to ten żal minie i będziemy tak zwyczajnie żyć i radować się chwilą.

Kończę Kochany - jutro napisze więcej (mam taką nadzieję), jeśli tylko internet na to pozwoli.

Bardzo Cię kocham.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka