niedziela, 6 stycznia 2019

STO ÓSMY DZIEŃ BEZ CIEBIE...


W nocy obudził mnie tak potworny ból głowy, rozlewający się na kark i ramiona, że miałam chęć zadzwonić na pogotowie, bo nie wiedziałam co się dzieje. Nawet po zażyciu środków przeciwbólowych ból nie chciał minąć. W końcu zasnęłam, a rano... nic nie bolało...



Nie wiem co było powodem takiego stanu rzeczy. Stawiam na żołądek, bo wieczorem zjadłam zdrowe jedzenie, a jak pisałam Ci już wcześniej, mój organizm średnio toleruje tego typu pożywienie, a nocny ból głowy dodatkowo to potwierdził. Bo wiesz, mnie "od żołądka" nie boli żołądek, tylko właśnie głowa. Oby dziś się to nie powtórzyło.

Dotarliśmy w dniu dzisiejszym wreszcie na górkę i to całkiem sporą. Iruś, kiedy zobaczył, że jest dość wysoko od razy spanikował i stwierdził, że zjeżdżać nie będzie. Trochę trwało zanim udało mi się go sposobem namówić do zabawy, a właściwie nie sposobem, tylko postawieniem przed faktem dokonanym. Po prostu posadziłam go na sankach, usiadłam za nim i zjechaliśmy zanim się zorientował, a że czasu na wybieranie odpowiedniej trasy nie było, to matka oczywiście zjechała tą najgorszą, na której po drodze była mini skocznia... Wyobrażasz sobie co to było prawda? Ale wiesz, ja przynajmniej pojechałam z nim, a Ty zapewne puściłbyś go samego na żywioł ;). W każdym razie po przejechaniu tej trasy, żadna inna już nie była mu straszna i zjeżdżał do bólu, bólu jego i moich nóg. Pamiętam jak bałam się pozwalać mu na niektóre rzeczy, że sobie nie poradzi i tak dalej, a wystarczyło, że sami gdzieś poszliście i nagle Iruś umiał... Oczywiście żaden z Was nie przyznał się nigdy jak do takich efektów doszliście... 

Kiedy młody już któryś raz wchodził na górkę, powiedziałam w żartach, że robię tu za ojca i matkę. Miał z tego taka radość, że długo potem powtarzał "rób za ojca i matkę". Ale na koniec, kiedy wracaliśmy do samochodu musiałam już go pchać, bo sam nie miał siły wyjść. I tak mamy spory postęp, bo w ubiegłym roku, w Zakopanym, wnosiłeś go nawet na niewielką górką razem z sankami, bo nie dawał rady. Wiesz, fajnie było, mimo że zimno i męcząco, bo po pierwsze spaliłam kalorie, po drugie miałam świetne towarzystwo, a po trzecie nie miałam absolutnie czasu na smutki i rozmyślania. Irusiowi tez bardzo się podobało, ale kilka akcji mi dostawił, zanim doszliśmy do porozumienia. Kiedy czegoś się boi, czy nie radzi sobie z jakąś sytuacją, bardzo się denerwuje, ale czas nauczył mnie jak z nim postępować tak, byśmy oboje dobrze się bawili. Swoją drogą jak to jest, ze Ty, stary Skoczowiak nie powiedziałeś mi, że w Skoczowie jest taka górka, kiedy w ubiegłym roku zastanawiałam się gdzie zabrać dzieci na sanki?

Myślę, że po tak aktywnym dniu będziemy dobrze spać w nocy. Fajnie by było częściej się tak poruszać, tylko motywacji trochę mi niestety brak. Coś jednak z Moniką działamy w tym kierunku, a i dzieci chyba zapiszemy na zajęcia indywidualne na basenie. Dla każdego coś zdrowego i ciekawego. Strasznie nam Ciebie brakuje również w takich sprawach jak basen czy górka, bo to Ty byłeś tym odważnym, który umiał pływać, skakać po drzewach czy jeździć na łyżwach, a ja należę do ostrożniejszych i mniej lubiących takie rzeczy. Jednak jest jak jest i rzeczywiście muszę odnaleźć się teraz w sytuacjach, w których wcześniej brylowałeś Ty. Dojdzie jeszcze do tego, że i na łyżwach nauczę się jeździć...nie, jednak w tym wypadku to się nie uda.

Bardzo Cie kocham.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka