środa, 8 kwietnia 2015

DZIEŃ 4 - CIĄGLE PADA...

 
Oj trudno dziś będzie napisać coś sensownego, co będzie nadawało się do czytania i na dodatek będzie ciekawe. Wstaliśmy o godzinie dziesiątej, wyspani jak mało kiedy :)Dzień pochmurny i nijaki, deszcz padał do godziny 16tej. Jak pewnie wiecie z własnego doświadczenia, dzieci nie należą wtedy do szczególnie grzecznych i ciągle trzeba im coś wymyślać do zabawy. U mnie było tak, że gdyby synek mógł, to cały dzień oglądałby bajki i mimo, że mam do tego dość zdrowe podejście, na taką ilość bodźców nie mogłam mu pozwolić. Więc się zaczęło - robiłam obiad - on też będzie obierał ziemniaki (oczywiście swoim plastikowym nożykiem). Po takim obieraniu on był do kąpania, a kuchnia cała do mycia. Kiedy ja odkurzałam, on jeździł na odkurzaczu jak na koniu i nie mam pojęcia skąd dorwał konfetti, ale dorwał i to co z przodu odkurzyłam z tyłu wysypał. Doszłam w tym momencie do wniosku, że sprzątanie mija się z celem. Niech jest bałagan byle dziecko było szczęśliwe.
Zabraliśmy się więc za robienie ciasta (dobrze, że nie posprzątałam jeszcze kuchni po obieraniu ziemniaków) - a po nim kolejne gruntowne mycie synka. Potem tańce przy jego ulubionej stacji telewizyjnej Polo tv.(mojej już niekoniecznie) I odpoczynek, bo stara matka mało ducha nie wyzionęła. O godzinie 14, 30 nasze szczęście się skończyło wraz z przybyciem starszego potomstwa. Nie napiszę o które konkretnie chodzi, bo czytają tego bloga i nie chcę narobić sobie kłopotów ;) A jak wrócił mąż z pracy to już wszystko było inaczej. Wiecie jak to jest, jak chłop jest w domu - robota gorzej idzie, garnki same się tłuką, ach... szkoda gadać :)Nie no, żartuję, wiadomo jest większy rozgardiasz, ale i synek wtedy bardziej zajmuje się tatą niż mną i mam wreszcie czas dla siebie i bloga, i skali na mapie (bo to przerabiają w czwartej klasie na przyrodzie). Staram się bloga dopracować, dla Was i dla siebie, żeby był bardziej przejrzysty. Pewnych rzeczy jeszcze nie umiem zmienić w ustawieniach, ale dam temu radę. Jeszcze nie było żebym sobie z czymś nie poradziła :) Sama albo z pomocą dobrych ludzi, których w moim otoczeniu nie brakuje. I wiecie co? Mimo, że nie ma jeszcze wiosennej pogody, moje nastawienie się bardzo poprawiło. Jeszcze kilka godzin temu było źle, ale po kwiatach jakie otrzymałam od mojej połówki, jakoś tak uśmiech sam zagościł na moich ustach.

I nawet kolację dostałam dziś do łóżka :) Może mąż wreszcie coś zrozumiał? Bardziej stawiałabym na to, że ma dość marudzenia i dla świętego spokoju stara się mnie udobruchać, ale nadzieje zawsze mogę mieć :) No i ogolił się bez mojego ponaglania . O kurcze - mówią, że jak chłop zaczyna o siebie dbać to ma kochankę... koniecznie muszę to wyjaśnić. Pewnie usłyszę "nie golę się to źle ,a jak się golę to masz podejrzenia..."Ale jak to mówią" lepiej na zimne dmuchać" i niech wie, że mam go na oku :) A jutro wybieram się wreszcie na zakupy, które dokładam od kilku dni. Zaszalejemy z córką (pewnie bardziej ona niż ja), ale za to jak cudownie młodo się poczuję, buszując między półkami z ciuchami, z szesnastolatką :) Może nawet pozwoli mi na wspólne zdjęcie w przymierzalni. No i pewnie w będę miała więcej ciekawych rzeczy Wam do opisania...

2 komentarze :

  1. Ja cały czas w domu siedzę. Moja mała też daje mi popalić a jak już starsza wróci że szkoły to jest istny sajgon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łączę się z Tobą w bólu,ale z wiekiem będzie lepiej.Chociaż jak to mówią"małe dziecko,mały kłopot..."

      Usuń

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka