poniedziałek, 13 kwietnia 2015

DZIEŃ 9 - BO TUTAJ JEST JAK JEST... PO PROSTU...



Kolejny dzień za mną i kolejny przede mną. Dzisiejszy bardzo mnie zmęczył, psychicznie i fizycznie. Po ośmiu godzinach spędzonych w szpitalu, czuję się jak wyciągnięta z wyżymaczki. Niby nic nie robiłam, czekałam najpierw na przyjęcie mojej córki (planowe) około dwóch godzin, a potem kolejne sześć czekałam na przyjście anestezjologa, który podobno koniecznie musi rozmawiać z matką lub ojcem. W praktyce wyglądało to tak, że zapytał ile córka waży (miał to wypisane w ankiecie, która wcześniej wypełniałam)i tyle go widzieli.
W żadnym szpitalu, który miałam okazję"zwiedzić", nie spotkałam się z takim brakiem podstawowych informacji przekazywanych pacjentowi i brakiem badań krwi przed operacją, jak w szpitalu w Cieszynie. W moim przypadku nie jest jeszcze tak źle, bo jak mnie drzwiami wyrzucą to wejdę oknem, więc to, co chcę i tak się dowiem, ale nie każdy tak umie, więc nie każdy ma świadomość pewnych rzeczy. W Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie jest to nie do pomyślenia, żeby matce dziecka nie powiedzieć jakie jest ryzyko związane z operacją.Tylko w Cieszynie trzeba biegać za lekarzem żeby dowiedzieć się jak przebiegała operacja. Pamiętam w Warszawie, lekarz operujący przyszedł opowiedzieć mi co i jak, jak córka była jeszcze na sali wybudzeń. Tylko w Cieszynie lekarze robią z siebie większych"fachowców" niż w rzeczywistości są. Ciekawe jest to, że w innych szpitalach im większą miał"range"lekarz, tym bardziej był"dla ludzi" , a w Cieszynie, najważniejsi są stażyści i salowe. No i jeszcze sekretarka - miss oddziału :)Tyle mam do szpitala w Cieszynie, po za tym jest piękny, wyremontowany i nowoczesny, a panie pielęgniarki bardzo miłe dla rodziców i dla dzieci. Jutro kolejny, cały dzień w szpitalu przede mną, bo nikt nie umiał mi powiedzieć o której córka będzie miała operację. Masakra jakaś. Jednak mimo tego wszystkiego cieszę się, że nareszcie będziemy to mieć za sobą, bo sporo trwało zanim ktoś postanowił zdiagnozować konkretnie zniekształcony staw córki (pisałam o tym kiedyś na Facebooku). Mąż się ze mnie śmieje, że jestem lepiej zorientowana niż przewodnik po śląskich placówkach medycznych :) No ale tak to jest jeżeli jako jedyna w rodzinie mam prawo jazdy i samochód :)
 
Na zdjęciu widać moje dziecko, na łóżku szpitalnym (niestety nie chciała się uwiecznić i schowała się pod koc). Kurcze tak sobie myślę, co jest z tym życiem? Czemu do cholery nie można żyć sobie jak przysłowiowy"pączek w maśle" ? Po co to te troski, po co cierpienia? A w domu jak to w domu, mąż się spisał - obiad był, synek w całości, dom posprzątany i całe szczęście, bo po przyjeździe położyłam się i już wstać nie mogłam :(. I nareszcie wieczór,mała paskuda śpi, w telewizji M jak miłość, laptop i gorąca herbata z cytrynka tylko dla siebie... pełen relaks... czego i Wam życzę. A i obiecuję, że jak tylko skończą się te wszystkie szpitalne sprawy, moje posty będą o wiele, wiele ciekawsze :)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka