Ciężko mi było zabrać się za pisanie tego posta. Znów jestem pod ostrzałem, ale nie warto tego opowiadać, bo i po co? Niczego to nie zmieni.
Jak wszyscy wiedzą (jedni bo są Katolikami, a inni bo mają wolne w pracy) dziś było (jeszcze jest) Boże Ciało. Mimo ,że do kościoła chodzę umiarkowanie często, to Boże Ciało jest dla mnie ważnym świętem już od dziecka. Pamiętam jak dzień wcześniej zbierałyśmy z koleżankami kwiaty na procesję, jak stroiłyśmy koszyczki wstążeczkami i jakie to było dla nas ważne. Przez trzydzieści sześć lat opuściłam może trzy procesje, z powodów ode mnie niezależnych. Teraz staram się, aby moje dzieci też chciały sypać kwiaty.
Dziewczyny są już duże, więc w tym roku synek bardzo chciał to robić. Już wczoraj, razem z Sandrą, dziadkiem i moim mężem zbierali kwiatki. Dziadek pozwolił nawet oberwać swój klombik :)
Dziewczyny są już duże, więc w tym roku synek bardzo chciał to robić. Już wczoraj, razem z Sandrą, dziadkiem i moim mężem zbierali kwiatki. Dziadek pozwolił nawet oberwać swój klombik :)
Dziś już od rana synek był podekscytowany, a kiedy ubrałam go na "elegancko", pękał z dumy.
Wszystko było super, dopóki nie zobaczył pod kościołem tłumu ludzi i wtedy spanikował. Zaczął płakać i chciał jechać do domu. Sytuację uratowała straż pożarna, która przejechała obok nas. Płacz od razu ucichł i był już spokój. Kwiatów nie starczyło nam na długo, bo mały zamiast sypać systematycznie, a po trochu wolał pójść na ilość i wysypywał całą zawartość koszyczka.
Chyba wszystkie dzieci tak robią, bo Sandra miała to samo jak była mała. Najbardziej podobała mi się pewna mała dziewczynka. Taka może ze dwa latka, ubrana w śląski strój :) Wyglądała ślicznie :)
Po powrocie zrobiliśmy obiad i chcieliśmy z mężem w spokoju wypić na dworze kawę. Niestety na"chceniu"się skończyło. Dlaczego? Bo Sandra i Iruś wyciągnęli basenik, Sandra nalała mu tam troszkę wody (zimno dziś było) a mały obiecał, że będzie tylko mył autka i nie wejdzie do wody. Nie minęło dziesięć minut od przebrania go w suche rzeczy (bo tak mył autka), a tu Iruś w ubraniu wpakowal się do baseniku. Najciekawsze jest to, że buty jednak ściągnął. Ile się naprosiłam, żeby dał się wyciągnąć, a on leżał w zimnej wodzie, szczęśliwy jak mało kiedy i uporczywie twierdził, że nie wyjdzie. Ostatecznie zabrałam go na siłę, co jak zwykle wiązało się z wrzaskiem. Dopiero kiedy mąż obiecał mu, że pojadą na plac zabaw mogłam go w spokoju powycierać i przebrać. Trochę to było wkurzające, ale pod nosem śmiałam się z całej tej jego przekory. Dorósł chyba do wieku "próby sił" i na każdym kroku na taką próbę mnie wystawia.
Pozostały czas spędziłam na poszukiwaniu kluczyków od samochodu,i to obu kompletów. Normalnie jakby zapadły się pod ziemię. Nawet zastanawiałam się czy dzieci na złość mi ich nie schowały, ale wiedziałam, że wczoraj wkurzyłam się na męża i w nerwach gdzieś je położyłam. Strasznie mnie zdenerwował, bo wysłałam go z listą zakupów do sklepu i nawet na niebiesko popodkreślałam mu najważniejsze rzeczy i... połowy zapomniał. Takie puste przebiegi sobie urządza. Jak coś naprawia w domu to też więcej się nachodzi niż narobi, bo ciągle zapomni albo młotek ,albo śrubokręt ,a jak już przyniesie śrubokręt, to zapomina gdzie położył młotek - i tak w koło. Po dość długim czasie klucze się znalazły, w reklamówce po zakupach (wczorajszych) i mogłam wreszcie odetchnąć z ulgą. A wieczór, jak to wieczór, siedzę na łóżku, piszę posta i jem kolację. Później pójdę spać. Romantycznego wieczoru nie będzie, nawet nieromantycznego też nie będzie. Jakoś ostatnio oddalamy się z mężem od siebie, albo czasu mamy mniej. Wiadomo, moje kobiece"te"dni raczej do amorów się nie nadają, ale my nawet się nie przytulamy, nie rozmawiamy. Każdy pędzi gdzieś w swoją stronę i zajmuje się swoimi sprawami.Takie skrajności. Albo kochamy się albo tolerujemy. Brakuje mi męża, bardzo,mimo, że jest obok, to tak, jakby go nie było. Nie lubię takich dni, on chyba też. Niby wszystko jest ok ,a zachowujemy się jak obcy sobie ludzie. Oby jak najszybciej znów było dobrze. Lubię być szczęśliwa i lubię nasze wieczorne "schadzki" (jak to staroświecko brzmi),po cichu, po ciemku, jak za starych dobrych czasów narzeczeństwa :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.