poniedziałek, 20 lipca 2015

DZIEŃ 113,114 - POGODA NAD MORZEM... CZYLI JAK PRZEŻYĆ Z DZIECKIEM KIEDY PADA DESZCZ....

 


No cóż, musiałam nieco zmodyfikować powiedzenie "gdzie ja tam pogoda", owszem, przez trzy i pół dnia była, niestety dziś po południu się zmieniła. Zacznijmy jednak od dnia wczorajszego. Wiadomo, o godzinie dziewiątej zaczynamy dzień od pysznego śniadania.Wcześniej jednak obudziła nas niespodzianka, w postaci walących w bęben i grających na akordeonie grajków-centralnie pod naszym balkonem. Myślałam, że z łóżka spadnę...



Później,mimo, że trochę wiało zdecydowaliśmy się na pójście na plażę. Mamy do niej około trzydzieści metrów, więc w każdej chwili mogliśmy się szybko (jeżeli byłaby taka potrzeba)ewakuować. Na szczęście nie było takiej potrzeby.Trzy godziny bawiliśmy się, pluskaliśmy i kopaliśmy dziury w piasku.Ten piasek to chyba jedyny minus, albo urok morza. JA po przyjściu z plaży mam go dosłownie na każdej części ciała, a do tego jakiś mały smyk przywalił we mnie łopatą pełną pasku i szybko zwiał :)

W południe musieliśmy jednak wracać, bo synek tutaj codziennie robi sobie drzemkę około trzynastej.W domu odpuścił ją sobie rok temu. Pewnie to zmiana klimatu i zmęczenie ciągłym bieganiem. Jestem jednak zadowolona z tego, bo wieczorem możemy dłużej spacerować, zamiast siedzieć od dwudziestej w pokoju. Co prawda dwie godziny muszę siedzieć w pokoju, bo nie zostawię go samego, ale nie jest źle.Trochę jestem jednak zmęczona tą całodobowym "byciem razem". Mam tyle czasu dla siebie ile spędzę w wc lub pod prysznicem. Mąż zawsze sobie czas wygospodaruje, to utnie sobie drzemkę jak kładę synka spać, albo zakupy w sklepie za rogiem robi godzinę, bo"kolejka była", albo"spotkał znajomego", a ja zaczynam wysiadać psychicznie. Każdy człowiek potrzebuje chwili samotności i co to za wczasy jak całą dobę muszę być z nimi?A żeby pójść z synkiem samemu to mąż się nie kwapi, ale on tak zawsze czeka, aż stracę cierpliwość, a potem zdziwiony czemu się denerwuję. Może jestem wyrodną matką, ale jestem moim dzieckiem zmęczona. Córki latają od rana do nocy ze znajomymi więc je mam z głowy, ale mały jest za mały ;). Po południu odpuściliśmy sobie plażę, ale za to odwiedziliśmy"RANCZO W DOLINIE"czyli domki letniskowe, przy których jest nauka jazdy konnej, a oprócz tego króliczki, gęsi, kozy no i konie. Każde zwierzątko można pogłaskać. I pięknie tam jest jak mało gdzie.

Każdego roku tam chodzimy, zawsze moje dzieci miały tam hippoterapię, ale w tym roku zrezygnowaliśmy z zabiegów. Oczywiście odwiedzić to miejsce może każdy. W drodze powrotnej znów "zahaczyliśmy"o miejsce, które powinno było spodobać się Irusiowi - i spodobało się. Nie pamiętał, że w ubiegłym roku też tam byliśmy. A co to za miejsce? Mini wystawa starych traktorów i samochodów :)



Tutaj i tatuś i syn byli w swoim żywiole - ja trochę mniej. Jak widzicie, cały nasz pobyt to kombinowanie jak umilić dziecku czas. A gdzie w tym wszystkim my? Dla mnie szczytem przyjemności jest wypite na plaży małe piwo z sokiem i to i tak na szybko.Wieczorem czekała nas jeszcze potańcówka w ośrodku. Co roku to widzę i co roku jestem zaskoczona jak osoby niepełnosprawne potrafią się bawić. Zwłaszcza z Zespołem Downa, bo właśnie tych jest tu najwięcej. Chorzy na wózkach inwalidzkich również "dają czadu". Nie uwierzycie jak oni się śmieją, cieszą z życia, tańczą, po prostu żyją pełnią życia. Taki widok jest dla mnie jakiś hipnotyzujący i magiczny i bardzo motywujący do tego, żeby też tak cieszyć się życiem.

Synkowi bardzo się na tej imprezie podobało. Nawet poświęcił mi jeden taniec, a potem to już tylko siedział i oglądał kolorowe światła na suficie. Powiem Wam, że tak intensywny tryb życia tu prowadzę, że nawet głupoty mi z głowy wywietrzały ;) Greya ze sobą nie zabrałam, ale chyba nie miałabym kiedy go czytać. Kolejny dzień zapowiadał się słonecznie, i tak też było do południa.Udało nam się nawet poplażować jakiś czas, ale z godziny na godzinę nadciągały coraz większe czarne chmury,a około czternastej lunęło. I zaczęły się problemy z synkiem. Na dwór wyjść się nie dało, w ośrodku nie ma sali zabaw dla najmłodszych, jest bilard, piłkarzyki, ping pong itp. ale to wszystko dla starszych. Wybraliśmy się więc na gofry z cukrem pudrem i posypką z cukierków (była tam też mini sala zabaw)ale zanim doszliśmy to przemokliśmy do suchej nitki. Jeszcze nigdy nie smakowała mi tak gorąca kawa jak wczoraj. A co do kawy to nie piję jej tu wcale, bo nie ma ekspresu, a moje podniebienie do takiej się przyzwyczaiło. Posiedzieliśmy chwilkę, ale przemoczonym zaczynało nam być zimno, więc jedynym ratunkiem okazał się sklep z chińskim badziewiem. Za niewielkie pieniądze synek dostał książeczki, farby, mazaki, kredki i autko (które po godzinie było w rozsypce) i do wieczora miał zajęcie. Mazaki najlepiej nadawały się do pisania po ścianie, farby do stawania do nich, a kredki do obrywania z nich kartek. Dobrze, że książki użytkował zgodnie z ich przeznaczeniem. Uwielbiam morze w każdej postaci, jednego dnia błękitne i spokojne, innego czarne i gniewne, ale z dzieckiem to nie mam czasu go nawet podziwiać. Całe popołudnie zeszło nam na dziecięcych zabawach, a wieczorem zasnęłam razem z synkiem.

Próbowałam też wytłumaczyć mężowi, że chcę trochę czasu dla siebie i mimo, że ich kocham to męczy mnie ciągłe przebywanie we trójkę. Mąż może mnie nie męczy aż tak bardzo jak synek.Wydaje mi się, że zrozumiał, ale jak jest naprawdę okaże się jutro.
















4 komentarze :

  1. na moje daj mu poczytać to co napisałaś ;) wydaje mi sie że skoro w domu Ciebie rozumie i Tobie pomaga to i tam Ci pomoże ;) tylko mu to na spokojnie wytłumacz.
    jeszcze raz dzięki za bikini! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Chętnie bym się przejechała nad morze, może w końcu uda nam się wybrać :D, a jakby mój mały zobaczył te traktory to by chyba oszalał ze szczęścia :D.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj gofry to bym zjadła, mniam :)
    Wesoło tam macie, nad morzem zawsze jest co robić, nawet gdy pada :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No to trzymam kciuki aby zrozumiał, że masz ochotę na pobycie sama. Swoją drogą też tak mam mąż pracuje bardzo dużo a ja siedzę w tym czasie z synem w domu. Jedyny czas jaki mam dla siebie to wtedy kiedy jest w szkole albo wieczorem kiedy śpi. Bardzo rzadko się zdarza, że mam wychodne zupełnie sama np. na miast.
    Taka rola matki - musimy chyba poczekać aż dzieci dorosną ;)

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka