Wczorajszy dzień był dla mnie przerwą w życiorysie. Niby byłam, niby rozpakowywałam itd., ale kompletnie nic z tego nie pamiętam. Jakby wszystko działo się gdzieś obok mnie. To zmęczenie dało o sobie znać i zmiana klimatu, i szczęście z powrotu do domu i... żal... żal o to, że kolejny raz się starałam (pamiętacie jak jeździłam po nocach za biletami), organizowałam, chciałam żeby wszystko było zapięte na ostatni guzik, a w zamian co dostałam?Kilka przykrych słów, całe rozpakowywanie i ogarnięcie po podróży na mojej głowie i zero pomocy.Ta cała krzątanina po powrocie nie była mi straszna, ale te przykre słowa zabolały... bardzo. Źle się z tym wszystkim czuję. Kolejny raz dałam się wmanewrować, kolejny raz byłam pełna nadziei i kolejny raz wylano mi kubeł zimnej wody na głowę. Nie będę ze szczegółami opisywać o co chodzi, bo nie ma to żadnego sensu. Powiem jedynie tyle, że to był ostatni raz. Już nigdy więcej nikt mnie nie poniży i nigdy więcej nie będę niczyją służącą. Miało być dobrze, a wyszło jak zawsze.
Znacie to uczucie bycia niedowartościowaną? niedocenioną? Pewnie znacie, to i wiecie jak się czuję.
Dzisiaj jeszcze jeden zagoniony dzień, spędzony głównie na rozpakowywaniu i praniu wszystkich ciuchów, zwłaszcza tych dwóch wysłanych kurierem. Sześć razy robiłam pranie (na dwie pralki) ,dwie suszarki zawalone, balkon i jeszcze do tego zrobiłam dodatkowe sznury na pranie .Dzięki pięknej,słonecznej pogodzie udało mi się wszystko wyprać i wysuszyć .Sporo tego było :)
Znacie to uczucie bycia niedowartościowaną? niedocenioną? Pewnie znacie, to i wiecie jak się czuję.
Dzisiaj jeszcze jeden zagoniony dzień, spędzony głównie na rozpakowywaniu i praniu wszystkich ciuchów, zwłaszcza tych dwóch wysłanych kurierem. Sześć razy robiłam pranie (na dwie pralki) ,dwie suszarki zawalone, balkon i jeszcze do tego zrobiłam dodatkowe sznury na pranie .Dzięki pięknej,słonecznej pogodzie udało mi się wszystko wyprać i wysuszyć .Sporo tego było :)
Najważniejsze, że już przez to przebrnęłam, sama, bez niczyjej pomocy. Przez dwa tygodnie mojej nieobecności wiele się zmieniło w moim ogródku. Po pierwsze dowiedziałam się, że jeżeli ktoś sprzedaje Ci krzaczki czerwonych pomidorów, wcale nie oznacza to, że takie będą, bo moje akurat są żółte. Już ja sobie tego sprzedawcę znajdę. Na sześć krzaczków tylko dwa to czerwone pomidory, a reszta żółte. I co ja z nimi zrobię? Żółtą pomidorową?
Czerwone też są,ale mało :(
Obrodziły też ogórki, z których zrobię konserwowe, jak tylko nazbieram na przynajmniej cztery słoje.W następnym roku koniecznie muszę powiększyć to moje poletko. Reszta warzyw dopiero dorasta: kapusta, cebula, marchew, pietruszka i kalafior.
Za to słoneczniki kiedy wyjeżdżałam nie miały nawet pąków, a po przyjeździe zastałam takie coś :)
Jak widać znów cieszę się z małych rzeczy, z mojej szarej rzeczywistości, co nie zmienia faktu, że nadal źle się czuję. Prawdą jest, że płacz oczyszcza, bo po przepłakanej nocy odczułam pewną ulgę, ale to jeszcze nie to.W tym momencie odnoszę wrażenie, że już nic nigdy dobrego mnie nie spotka.
Po południu też było pracowicie, bo trzeba było przyciąć żywopłot, co akurat jest fajną pracą tylko, że już nie dla mnie. Mam lęk wysokości, a on urósł już na ponad dwa metry.
Nawet bym nie pomyślała wcześniej, że takie zwykłe obowiązki mogą tak cieszyć po dwutygodniowym lenistwie .Takie rzeczy przychodzą chyba z wiekiem, bo jeszcze kilka lat wstecz robiłam wszystko, żeby wyrwać się z domu, a teraz... najchętniej bym się z niego nie ruszała. Nie pokazałam jeszcze jednej roślinki, która pięknie rozkwitła, podczas naszej nieobecności. Moja nieżyjąca już mam przywiozła ją kiedyś z jakiejś wycieczki, nawet nie wiem jak się nazywa, ale i tak ją uwielbiam.
A teraz idę popłakać sobie nad Greyem, że nigdy nie miałam i nie będę miała takiego życia jak książkowi i filmowi bohaterowie, że moje życie nigdy nie będzie jakieś, ale zawsze nijakie...
Oj kochana rozumiem Cię doskonale jak się czujesz :( To chyba jedno z najgorszych odczuć... :(
OdpowiedzUsuń....................................................................
Ty masz żółte a u nas żółte okazały się czerwonymi ;) no i mamy w tym roku czarne (chyba będą czarne)
O rany sporo tego prania ale nic dziwnego po takim czasie... ;)
O czarnych jeszcze nie słyszałam.Musze coś wymysleć z tymi żółtymi,jakąś sałatkę albo coś w tym rodzaju.
UsuńZazdroszczę takiej chęci do pracy w domu i radości z codziennych obowiązków, ja pomimo że lubię spędzać czas w domu i najchętniej bym z niego nie wychodziła, to jednak obowiązków domowych nie lubię.
OdpowiedzUsuńJa lubię obowiązki domowe,ale nie w nadmiarze ;)
UsuńPamiętaj kochana... zawsze po deszczu wschodzi słońce... ;) Każdy z nas ma gorsze dni, problemy małe i duże, ale jak to mówią... padłaś? popraw koronę i wstawaj by walczyć dalej. Podrawiam.
OdpowiedzUsuńWalczę,cały czas :)
Usuńwiesz, że zawsze możesz do mnie zadzwonić, pogadać, czy też napisać. Czasami jak się człowiek wygada od razu lepiej się czuje. i NIE PŁACZ! ściśnij poślady, wypnij pierś do przodu i ciś! nie daj się Asieńko!
OdpowiedzUsuńWiem Magda,wiem.Tylko,że ja jestem z tych co wolą słuchać niż gadać,no chyba że pisać to tak :) I nie dam się jak zawsze :)
Usuńwspółczuje Ci, ale wierzę, że dasz radę :) Sprawiasz wrażenie niezwykle sympatycznej! Po każdym wielkim piątku, jest wielka niedziela ^^ Co do zdjęc warto czepać radości właśnie z takich drobnych rzeczy! brawo! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa :) Czy jestem sympatyczna? Jedni mnie kochają,a inni nienawidzą.Mam kilku przyjaciół ale prawdziwych,takich,którzy rozumieją,że zawsze jestem szczera,czasem do bólu :)
UsuńWspółczuję... ja bym pewnie rzuciła to wszystko, także nagadała przykrości i poczekała aż mi pomogą... taka już jestem...
OdpowiedzUsuńAleż miałaś prania!
Gdybym poczekała,aż mi pomogą to bym się nie doczekała :( ale swoje powiedziałam :)
Usuń