Jedziemy sobie dziś z moim prywatnym Greyem do szpitala onkologicznego na badania, w radiu, jak na zawołanie leci https://www.youtube.com/watch?v=AJtDXIazrMo w moim brzuchu motylki, nucę sobie pod nosem, aż nagle patrzę, że chyba powinnam skręcić (przejechałam tą drogę już chyba ze 100 razy), dla pewności pytam męża "czy to tu?", on "chyba następny", no i się wpierniczyłam w centrum Bielska, bez GPSa, nie znając drogi .O zawróceniu nie było mowy, bo jakoś zjazdu na drogę ekspresową nie było w pobliżu.
Całe szczęście, że w oddali było widać centrum handlowe, w którym robię zakupy, i na niego się kierowałam. Zaliczyłam jeden "zakaz wjazdu" i drogę dla samochodów dostawczych, ale dojechałam, uff. Ostatni raz posłuchałam męża, i tak rzadko go słucham, no chyba, że w łóżku, a po dzisiejszym numerze nie posłucham go już nigdy. Nie był to jednak koniec niespodzianek. Kiedy jedziemy na badania krwi to przeważnie jest przed nami około dziesięć osób, a dziś było ich grubo ponad sześćdziesiąt, czyli około trzech godzin czekania. Jestem przyzwyczajona do takich kolejek, ale nie wtedy, kiedy dziadek pilnuje synka. Pilnuje go dobrze, ale jakoś nie chcę go zbytnio obciążać. Zżerały mnie nerwy, i do tego dochodziło to, że na dwunastą byłam umówiona w Cieszynie, a Cieszyn jest całkiem w przeciwnym kierunku niż Bielsko. Miałam też okazję kolejny raz patrzeć na chorych na raka ludzi, młodych i starych, takich, którzy są na początku swej walki i takich, którzy tą walkę powoli przegrywają .Bardzo przeżywam każdą taką wizytę, tak cholernie mi żal, i tak bardzo podziwiam tych ludzi, za siłę,za chęć życia,które tak lekceważymy, za...wszystko. Po badaniach jeszcze nigdy tak szybko nie jechałam, czyli 120 km/h bo takie jest na naszych drogach ograniczenie. Dojechałam do Cieszyna trochę spóźniona, ale udało się załatwić wszystko. Potem już na spokojnie sprawy urzędowe w Skoczowie i do domu :) Nie lubię takich dni, lubię mieć wszystko zaplanowane, a tu taki galimatias. Kiedy już usiadłam spokojnie z kawką, słyszę dzwonek do drzwi - znajomy wybrał się na spacer z synkiem, o dziewiętnastej i przyszedł pogadać. Nawet nie wiem kiedy mi ten dzień zleciał. Kiedy mały zasnął, udało mi się jeszcze coś - doszłam do jako takiego porozumienia z moją nastoletnią córką, która nie potrafiła zrozumieć i zaakceptować mojej decyzji. Wiem, że ta decyzja, to najlepsze co w tym momencie mogę dla niej zrobić, ale ona tego nie rozumie. Jestem szczerze przekonana, że kiedyś mi za to podziękuje, za wiele lat, ale podziękuje, chociaż teraz twierdzi inaczej. W sumie jej się nie dziwię, bo ciężko czasem zrozumieć matkę, ale mimo wszystko powinna mi zaufać, tak,jak jej dzieci kiedyś będą ufać jej :)
Teraz nareszcie mogę odetchnąć, dzieci śpią, mąż siedzi w wannie z telefonem i słuchawką w uchu, więc godzinę spokoju też mam i od niego (jak mu kiedyś ten telefon do wody wpadnie to będą jaja), ale jakoś nie potrafię, cała jestem spięta, a myśli kotłują mi się w głowie. Mam cichą nadzieję, że jutro będzie spokojniej.
Całe szczęście, że w oddali było widać centrum handlowe, w którym robię zakupy, i na niego się kierowałam. Zaliczyłam jeden "zakaz wjazdu" i drogę dla samochodów dostawczych, ale dojechałam, uff. Ostatni raz posłuchałam męża, i tak rzadko go słucham, no chyba, że w łóżku, a po dzisiejszym numerze nie posłucham go już nigdy. Nie był to jednak koniec niespodzianek. Kiedy jedziemy na badania krwi to przeważnie jest przed nami około dziesięć osób, a dziś było ich grubo ponad sześćdziesiąt, czyli około trzech godzin czekania. Jestem przyzwyczajona do takich kolejek, ale nie wtedy, kiedy dziadek pilnuje synka. Pilnuje go dobrze, ale jakoś nie chcę go zbytnio obciążać. Zżerały mnie nerwy, i do tego dochodziło to, że na dwunastą byłam umówiona w Cieszynie, a Cieszyn jest całkiem w przeciwnym kierunku niż Bielsko. Miałam też okazję kolejny raz patrzeć na chorych na raka ludzi, młodych i starych, takich, którzy są na początku swej walki i takich, którzy tą walkę powoli przegrywają .Bardzo przeżywam każdą taką wizytę, tak cholernie mi żal, i tak bardzo podziwiam tych ludzi, za siłę,za chęć życia,które tak lekceważymy, za...wszystko. Po badaniach jeszcze nigdy tak szybko nie jechałam, czyli 120 km/h bo takie jest na naszych drogach ograniczenie. Dojechałam do Cieszyna trochę spóźniona, ale udało się załatwić wszystko. Potem już na spokojnie sprawy urzędowe w Skoczowie i do domu :) Nie lubię takich dni, lubię mieć wszystko zaplanowane, a tu taki galimatias. Kiedy już usiadłam spokojnie z kawką, słyszę dzwonek do drzwi - znajomy wybrał się na spacer z synkiem, o dziewiętnastej i przyszedł pogadać. Nawet nie wiem kiedy mi ten dzień zleciał. Kiedy mały zasnął, udało mi się jeszcze coś - doszłam do jako takiego porozumienia z moją nastoletnią córką, która nie potrafiła zrozumieć i zaakceptować mojej decyzji. Wiem, że ta decyzja, to najlepsze co w tym momencie mogę dla niej zrobić, ale ona tego nie rozumie. Jestem szczerze przekonana, że kiedyś mi za to podziękuje, za wiele lat, ale podziękuje, chociaż teraz twierdzi inaczej. W sumie jej się nie dziwię, bo ciężko czasem zrozumieć matkę, ale mimo wszystko powinna mi zaufać, tak,jak jej dzieci kiedyś będą ufać jej :)
Teraz nareszcie mogę odetchnąć, dzieci śpią, mąż siedzi w wannie z telefonem i słuchawką w uchu, więc godzinę spokoju też mam i od niego (jak mu kiedyś ten telefon do wody wpadnie to będą jaja), ale jakoś nie potrafię, cała jestem spięta, a myśli kotłują mi się w głowie. Mam cichą nadzieję, że jutro będzie spokojniej.
To się nazywa ciężki dzień :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTaki zagoniony,ale najważniejsze że wszystko wyszło na prostą.
UsuńNajważniejsze że wszystko załatwiliście, a tą piosenkę już gdzieś słyszałam, ale nie wiedziałam że jest z Greya, muszę w końcu obejrzeć ten film :)
OdpowiedzUsuńJak się planuje to zawsze wyskakują jakieś niespodzianki :P
OdpowiedzUsuńA ja czasem lubię takie zalatane dni a kiedy jeszcze wszystko wychodzi, jestem zadowolona z siebie i nawet nie czuje zmęczenia.
OdpowiedzUsuńOch pamiętam te rozmowy z mamą kiedy ja buntownicza oczywiście zawsze miałam rację i po co słuchać mamy skoro ja jestem najmądrzejsza.
już Ci pisałam, chyba na fb ;) że tu się chwalisz że męża słuchasz tylko w łóżku, a jednak wyszło, że czasami też i poza nim ;)
OdpowiedzUsuń