Wczoraj nie pisałam, bo i nie było o czym. No chyba o tym, że przeleżałam niedzielę w łóżku, chora, a do tego zła na męża, który jak to facet chlapnie coś głupiego, nie pomyśli, a ja potem roztrząsam to w myślach godzinami. Gdybym go nie znała, to posądziłabym go o złośliwość, ale wiem, że nie jest taki, i że jeżeli sprawił mi przykrość to nieświadomie. I ma szczęście, że ja to wiem, bo byłoby z nim krucho. Za to dzisiejszy dzień zapamiętam na długo. Od rana upał (znów), dzieci niezadowolone i kolejny szerszeń na strychu więc z fajeczki nici. Popołudnie zapowiadało się jeszcze mniej ciekawie, bo czekało mnie odwożenie pierworodnej do bursy dla dziewczyn, do której nie chciała za nic w świecie jechać. Jej było ciężko i mi również, ale słowo się rzekło i trzeba być konsekwentnym, zwłaszcza, że to dla jej dobra. Nie musi dojeżdżać 1,5 godziny dziennie do szkoły, a ze szkoły iść na nogach ze Skoczowa, bo nie ma autobusów. W zimie zwłaszcza jest to uciążliwe. Nauczy się samodzielności i pozna nowych ludzi, no i będzie się musiała dostosować, co u nastolatek jest raczej niewykonalne w domu. Najpierw jednak pakowanie, co w przypadku dziewczyny wiąże się ze sporym nadbagażem. Jakoś jednak pomieściłyśmy wszystko i udało nam się szczęśliwie dojechać, a moje dziewczę tam zostało. Mam nadzieję, że szybko się zaklimatyzuje i następnym razem już chętniej pojedzie. Dojazd był szczęśliwy, ale mój powrót mniej. Jadę sobie przez Cieszyn, przede mną starszy pan, w samochodzie z czarnymi rejestracjami (czyli pierwszy właściciel auta), zatrzymujemy się na skrzyżowaniu, żeby przepuścić samochody z drogi z pierwszeństwem pojazdu, pan rusza, ja też ruszam, pan nagle hamuje, a ja już nie zdążyłam wyhamować .Usłyszałam tylko trzask i brzdęk, ale nie wiedziałam czego. W każdym razie zderzak pana przede mną był pęknięty. Pan się ewakuował szybko, tylko rejestrację zdążyłam zapamiętać. Dopiero po kilku kilometrach znalazłam miejsce żeby zjechać na bok, patrzę, a tam z przodu mojego samochodu nie ma...tablicy rejestracyjnej...Nie pozostało mi nic innego jak zawrócić i ich szukać, po drodze mijałam policję, ale jechałam dalej wierząc mężowi, że można jeździć bez przedniej tablicy (podobno na you tube tak mówili). Tablicy nie znalazłam, i tak po cichu sobie pomyślałam,że może ją ci policjanci, których mijałam zabrali. Będąc już w domu zadzwoniłam na komisariat i zapytałam czy można jeździć bez przedniej rejestracji? I co się okazało? Nie można, i grozi za to mandat do 500 zł. Kolejny raz mam przykład, że męża się słucha tylko w łóżku. Nie wyobrażacie sobie nawet mojej paniki, kiedy uświadomiłam sobie, że dwa tygodnie (zanim zamówię nową tablicę) będę uziemiona bez samochodu, zwłaszcza, że w najbliższym czasie mam sporo wyjazdów. Było tylko jeszcze jedno wyjście-zaryzykować i zadzwonić na komisariat w Cieszynie, bo może tam ktoś znalazł te blachy. Ale nie ja zadzwoniłam, tylko kuzynka męża, która zna połowę komisariatu. I t był strzał w dychę-moja rejestracja tam była, i nawet nie muszę po nią jechać, bo panowie policjanci mi ją do domu podrzucą jak pojadą na patrol :) Dawno nie czułam takiej ulgi. Zmieniłam jednak dziś zdanie na pewien temat-zawsze byłam za bezterminowym wydawaniem prawa jazdy, ale teraz wiem, że to bez sensu. Dostał taki pan sześćdziesiąt lat temu prawo jazdy bezterminowo, a potem niedowidzi, niedosłyszy, rusza,hamuje i stanowi zagrożenie na drodze!
Zdarzyło się też kilka przyjemnych rzeczy, bo...zostałam jedną z najaktywniejszych ambasadorek Nestle Fitness i otrzymam nagrodę :), po za tym za zrobienie sobie zdjęcia przed makijażem i po otrzymałam tusz do rzęs (podobno wart 40 zł), a wieczorem kurier przywiózł paczkę pieluchomajtek pampers, bodajże z konkursu"Tata potrafi"o którym całkiem zapomniałam. I jeszcze fp Platformy Obywatelskiej wyśle mi koszulkę z napisem KOCHAM POLSKĘ, no dobra, będzie w czym spać, bo to ugrupowanie nie jest niestety moim ulubionym. Byłabym zapomniała-dotarła też koszulka mojego projektu z ZACYDROWANI :) Powiem Wam, że ten stworek na koszulce to całkiem do mojego M podobny ;)
Zdarzyło się też kilka przyjemnych rzeczy, bo...zostałam jedną z najaktywniejszych ambasadorek Nestle Fitness i otrzymam nagrodę :), po za tym za zrobienie sobie zdjęcia przed makijażem i po otrzymałam tusz do rzęs (podobno wart 40 zł), a wieczorem kurier przywiózł paczkę pieluchomajtek pampers, bodajże z konkursu"Tata potrafi"o którym całkiem zapomniałam. I jeszcze fp Platformy Obywatelskiej wyśle mi koszulkę z napisem KOCHAM POLSKĘ, no dobra, będzie w czym spać, bo to ugrupowanie nie jest niestety moim ulubionym. Byłabym zapomniała-dotarła też koszulka mojego projektu z ZACYDROWANI :) Powiem Wam, że ten stworek na koszulce to całkiem do mojego M podobny ;)
Sporo tego jak na jeden dzień, ale wiem, że potem znów długo, długo nic nie wygram. Raz na wozie, raz pod wozem :)
O wow to niezły dzień miałaś ;) No i paczuszek sporo :) Gratulacje.
OdpowiedzUsuńAle się udało z tą tablicą, miałaś szczęście :)
OdpowiedzUsuńMoże nie mnie oceniać całą sytuację, ponieważ tam mnie nie było i świadkiem jej nie byłam, ale gdyby dziadek sie uparł, Ty byłabyś sprawcą kolizji ;) ale to takie moje zdanie
OdpowiedzUsuńtyle paczek, tyle prezentów. Na mnie czeka Tymbark na poczcie. ;)
a córka się przyzwyczai, i jeszcze Ci będzie wdzięczna!
Myslę,że jednak nie byłaby to moja wina,bo za mną był samochód,który przez tego dziadka tez mało zderzaka nie stracił.Dziadek cos szukał na podłodze i najwyraźniej noga mu z hamulca spadła i wyszło jak wyszło.jechałam za nim jeszcze ze dwa kilosy i gdyby nie czuł się winny to by się zatrzymał,a tak wiał,że się kurzyło.
OdpowiedzUsuńOj udało się uciec od mandatu :)
OdpowiedzUsuńJednym słowem: same dobre wieści ;)
OdpowiedzUsuńTo miałaś niezłe przygody z tymi tablicami :)
OdpowiedzUsuń