Już wczoraj pisałam, że dzisiejszy dzień będzie na wariackich papierach, no i był. Chwilę po siódmej (dobrze, że nastawiłam budzik)wpadła koleżanka na kawkę i po jabłka, więc poranek spędziłam na ploteczkach. Potem wyjazd po jedzenie dla indyków, które sporo urosły ale i sporo jedzą :). Następnie jak to w sobotę - sprzątanie, gruntowne, obiad itp, też na szybko, bo na piętnastą wybieraliśmy się na dożynki w Skoczowie. Cudem udało nam się ze wszystkim wyrobić, chociaż też nie do końca, bo jak na sobotę, to powinno być posprzątane lepiej, ale dom jest do mieszkania a, nie do sprzątania. Pojechaliśmy z synkiem, mężem i młodszą córką, a pierworodna została w domu twierdząc, że jej się nie chce. Jakież było moje zdziwienie, kiedy w drodze powrotnej zobaczyłam ją i jakiegoś kolegę na rowerach zmierzających na dożynki. Popatrzcie, jednak jej się chciało ;)
Synek był w żywiole kiedy zobaczył tyle różnych pojazdów, zwłaszcza traktorów. Znaleźliśmy sobie miejsce siedzące na krawężniku i on spokojnie oglądał, a ja robiłam zdjęcia (około stu). Wszystkich nie sposób Wam pokazać, ale spróbuję chociaż kilka.
Synek był w żywiole kiedy zobaczył tyle różnych pojazdów, zwłaszcza traktorów. Znaleźliśmy sobie miejsce siedzące na krawężniku i on spokojnie oglądał, a ja robiłam zdjęcia (około stu). Wszystkich nie sposób Wam pokazać, ale spróbuję chociaż kilka.
Oczywiście później były występy zespołów regionalnych, kiermasze, i ...tłumy, co moim dzieciom się nie spodobało, więc wróciliśmy do domu. To znaczy mąż z dziećmi wrócił, a mnie czekał jeszcze wyjazd z tatą i jego gołębiami. Zawsze zawożę go na miejsce, a wraca z którymś z kolegów. Dziś niestety było inaczej, bo zawiozłam go, pojechałam do domu, a jak do niego weszłam, to okazało się, że muszę wracać, bo tata jednak nie ma czym wrócić. No i tak sobie jeździłam tam i z powrotem, ale akurat to mi nie przeszkadza, tylko czasu zajmuje sporo. Później to już tylko wieczorne obowiązki + prasowanie ubrań dla najstarszej córki, która jutro wraca do bursy. Jak pomyślę ile było płaczu o tą bursę, ile pyskowania, a teraz wraca chętnie i szybko się tam zadomowiła. Myślę, że ten płacz był związany z lękiem przed nieznanym. Chyba nikt nie lubi zmian, a już najbardziej młody człowiek, który dopiero poszukuje swojego miejsca w życiu. Dobrze, że jakoś się to poukładało. Teraz tylko mieć nadzieję, że będzie się uczyć i wykorzysta swoją szansę. Mnie czeka jeszcze dzisiaj płacenie rachunków, czego wyjątkowo nie lubię, ale nie lubię też mieć zaległości. Nie wyobrażam sobie mieć czegoś nieopłaconego. Zawsze w pierwszej kolejności, w jednym dniu opłacam wszystko, a potem jeżeli pieniędzy jest mało,t o kombinuję co dalej.
A Wy jak spędziliście sobotę ?
A Wy jak spędziliście sobotę ?
Fantastyczna uroczystość :) U nas też były dożynki ale o wiele skromniejsze :(
OdpowiedzUsuńU nas na wiosce też były skromne,ale te to już były gminne,czyli ze wszystkich wsi.Najpiękniejsze jednak są zawsze w Brennej,tam korowód nie ma końca.
Usuńpracowita z Ciebie kobieta :)
OdpowiedzUsuńJa byłam wczoraj na dożynkach w ustroniu morskim, bo byłam od piątku nad morzem :) Świetnie było :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie imprezy! Żałuję tylko, że w mojej gminie imprezy tak jak na Twoich zdjęciach, wyglądały 5-8 lat temu. Teraz jest sztywno, a traktora to ze świecą szukać...
OdpowiedzUsuńczemu ja tak dawno do Ciebie nie zgalądałam? Myślałam że może z 3 posty opuściłam, a tu się ich nakociło.
OdpowiedzUsuńto wszystko za sprawą tych zawirowań w pracy.
mam nadzieje że wybaczysz ;*
a wiesz że zdjęcia robisz coraz ładniejsze?
No wiesz,staram się i czasem mi się uda ;)
Usuńcudnie, ze ludzie umieją się skrzyknąć i cieszyć się wspólnie i to z takim przytupem...
OdpowiedzUsuńTe dożynki i tak były małe.W Brennej są takie że hej :)
Usuń