sobota, 24 października 2015

DZIEŃ 211,212 - CZAS ZATOCZYŁ KOŁO...


Nie pisałam wczoraj, bowiem stres dał mi się tak we znaki, że na nic nie miałam siły.

Skąd ten stres?

Ano stąd, że jestem opiekunem prawnym, a opiekuni prawni muszą raz do roku zdawać relację ze swojej opieki. Czasem wystarczy relacja pisemna, a w poważniejszych sprawach obecność osobista jest obowiązkowa. Nie wiem co mnie tak zestresowało, bo sama sprawa nie była jakoś szczególnie stresująca. Chyba ogólnie sam fakt, że dzieje się to przed sądem, może też dlatego, że to był mój pierwszy raz w tej formie. Dopiero po rozprawie poczułam jak bardzo byłam spięta, a moje mięśnie na granicy wytrzymałości. Kiedy już opadły emocje, poczułam ból pleców, na który nawet tramal nie pomógł. Noc też nie należała w związku z tym do spokojnych. Nawet nie można było nazwać tego snem, raczej czuwaniem. O trzeciej rano modliłam się już tylko o to, żeby ta noc dobiegła końca. Poranek przywitał mnie mgłą za oknem.

Powoli jednak zaczynało pojawiać się słońce,które po tygodniu deszczu było już przeze mnie mocno wyczekiwane. Wykorzystałam więc fakt pięknej pogody i wybrałam się na cmentarz, w celu uporządkowanie grobu mamy. Grób nie wymagał jakiegoś szczególnego nakładu pracy, bo bywamy tam bardzo często, ale odświeżyłam go, postawiłam nowe kwiaty i zapaliłam znicz. Dzisiejsza sobota należała do pracowitych, bo kiedy świeci słońce to i pracować się chce. Dom więc wysprzątany, ciasto zrobione i nawet firanki powieszone świeże.Okna jednak myć będę dopiero za miesiąc, przed świętami, bo do tej pracy to nawet słońce mnie nie skłoni. Mogę robić wszystko, ale mycie okien to ostateczność.Teraz i tak jest lepiej, odkąd mamy w domu okna plastikowe. Kiedy były drewniane(podwójne) , to mycie było prawdziwą udręką. Otwierać się to nie chciało, ręce podrapane, malować je trzeba było co dwa lata. Krótko mówiąc - masakra ;) Mąż też miał sporo pracy, bo trzeba było ogarnąć pozostałości po indykach , wytrzepać dywany i umyć samochód, który za moment zamieniłby się z zielonego na błotny :)

Moje dziecko koniecznie chciało zobaczyć jak tata sprząta po indykach, więc poszliśmy. I wiecie co? Od razu przypomniało mi się moje dzieciństwo, szczęśliwe dzieciństwo. Krowy, kury, barany, świnki itp. Pamiętam to mleko prosto od krowy, marchew z ziemi, kwaśne listki na łące i ziemniaki z popiołem prosto z ogniska. Wodę nosiliśmy ze studni, paliliśmy w kaflowym piecu, w każdym pokoju innym. Wieczorami tato grzał mi pierzynę na tym piecu, a potem szybko pod nią wskakiwałam. Mieliśmy czarno-biały telewizor, z dwoma programami, który ciągle mrugał. Jak dziś pamiętam jak tata się denerwował, że przez to mruganie nie może obejrzeć dziennika o 19,30. Moje pokolenie nie grało na X-boxie. My graliśmy w klasy, łaziliśmy po drzewach (teraz większość młodzieży nie umie wejść na drzewo), jeździliśmy na"furze" z sianem i nikomu nie przeszkadzał zapach dochodzący z obory. Było cudownie, mimo braku telefonu, internetu i bieżącej wody. Mój dom był zawsze pełny znajomych i żeby się umówić nie potrzebowałam do tego skype,gg i facebooka. To było życie. Teraz mam wszystko, wodę, gaz, centralne ogrzewanie, internet i komórkę. X-boxa nie mam bo jakoś to nikogo u mnie nie interesuje, ale często łapię się na tym, że mi się nudzi, że nie mam o czym rozmawiać. To już nie to co kiedyś. I powiem Wam, że oddałabym zmywarkę, pralkę i ekspres do kawy za to żeby chociaż przez chwilę znów być tym małym, szczęśliwym, wychowywanym na wsi dzieckiem. Dlatego pozwalam mojemu dziecku bawić się w błocie, brudzić i chociaż przez chwilę zaznać tej więzi z naturą, jakiej ja kiedyś zaznałam.


A tak na koniec chcę pokazać jak znów czas zatoczył koło, bo jeszcze niedawno moje czereśnie wyglądały tak...

...a teraz wyglądają tak...


Sama nie wiem w jakim wydaniu są piękniejsze...wiosennym czy jesiennym?

11 komentarzy :

  1. Dziś to samo wspominałam...moje wyjazdy do babci na wieś, kury kiedy pomagałam babci skubać z piór, świnki...A najbardziej utkwił mi syfon (chętnie bym go kupiła) i saturatory, które stały na ulicy i ta oranżada w takich trójkątnych woreczkach...to były czasy
    A Twoje czereśnie wolę w wydaniu wiosennym ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny masz widok za oknem! Chyba bym od niego nie odchodziła ;)
    Oj stres potrafi zniszczyć człowieka...
    Ja też kocham wiejskie klimaty, siano, błoto, strumyki i jestem przekonana, że pokarze kiedyś ten fantastyczny klimat mojemu dziecku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z czasem człowiekowi i te widoki się nudzą,ale rzeczywiście sa piękne.Szkoda,że miastowe dzieci mają go tak rzadko.

      Usuń
  3. Widać jesień za oknami, co jest normalne. Wczorajsza pogoda u mnie była piękna,, spacer obowiązkowo.
    Ja na wsi nie mieszkałam, ale moja babcia tak, a co za tym idzie każde wakacje tam spędzaliśmy. I masz rację, nigdy nie było tak że było nudno. a teraz jak tam jeździmy dzieciaki co jakiś czas narzekają na nudę.
    Ja nigdy nie zapomnę jak siostra napiła się mleka prosto od krowy ;) to był jej pierwszy i ostatni raz.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. rozumiem Twoje zdenerwowanie - sama bardzo wszystko przeżywam, ale pamiętaj że takie sytuacje są dla nas motywujące i pomagają się rozwijać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najdziwniejsze jest to że sądy to dla mnie nie nowość,Może to dlatego,że o brata chodziło.Sama nie wiem.

      Usuń
  5. Czereśnie piękne, na Twoich zdjęciach zarówno wiosną jak i jesienią :)

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka