Przychodzi taki dzień,że masz wszystkiego dość. Siadasz nad kubkiem zimnej już kawy,i zastanawiasz się co w życiu zrobiłaś źle,gdzie popełniłaś błąd? Dlaczego mąż i dzieci Cię nie szanują? Dlaczego dla obcych zrobią wszystko,a dla Ciebie palcem nie kiwną? Dlaczego Twoje nastoletnie dziecko mówi do Ciebie-"szmato",kiedy tylko odważysz się mu odmówić?
Nie jesteś przecież typem ofiary,należysz do pewnych siebie osób. Mama zawsze Ci mówiła"szanuj się"! To dlaczego tak się dzieje?
Po serii pytań bez odpowiedzi myślisz dalej. Myślisz o tym pierwszym razie,kiedy córka wyzwała Ci od najgorszych,Boże jak to bolało. Potem był kolejny,i kolejny,i bolało coraz mniej,z czasem stało się to codziennością,i zaczęło spływać po Tobie jak po kaczce. Lecz czasem przychodzą takie dni,że płaczesz,płaczesz z bezsilności,bo to Twoje dziecko,jakie by nie było. Wygląda jednak na to,że to właśnie Twoja miłość stworzyła potwora,to,że ten pierwszy raz nie zareagowałaś,i kolejny...no bo to przecież Twoje dziecko...ono nie może być złe,ono zrozumie...może kiedy będzie już zbyt późno,ale zrozumie...
Nasuwają się kolejne myśli dotyczące młodszej córki...Dlaczego,leży przed telewizorem,widząc,że urabiasz sobie ręce po łokcie? Dlaczego,kiedy zwracasz jej uwagę,nic nie mówi,ale nie rusza się z miejsca? Gdzie podziało się to dziecko zawsze skore do pomocy? Czyżby to Twoja wina,bo zawsze ją wyręczałaś,bo nie nałożyłaś obowiązków? Bo to Twoje dziecko,bo jeszcze się w życiu napracuje?
Kiedy i od tego dziecka słyszysz przykre słowa,reagujesz,nareszcie...Masz nauczkę,że gałąź trzeba ugiąć póki jest młoda,nie pozwalasz kolejnej osobie się ranić...
W głowie pojawia się mętlik. Mąż,ten kochający Cię ponad wszystko człowiek...dlaczego nieświadomie Cię rani? Dlaczego ciągle robi coś nie tak?Dlaczego są takie dni,że nic nie robi,bo wie ,że zrobisz to Ty? Tak,sama go tego nauczyłaś,kiedy przez szereg lat załatwiałaś wszystkie sprawy,sprzątałaś,no bo przecież zrobisz to sama najlepiej,on tak nie umie,on zrobi to gorzej. Jemu to pasowało,a teraz masz co chciałaś,denerwuj się,krzycz z bezradności. Nie odzywasz się,znaczy to,że wszystko jest ok,i nie trzeba nic robić.Krzyczysz,to okazuje się,że coś sobie ubzdurałaś,czepiasz się...
I tak kręci się dzień za dniem,tysiące pytań,bez odpowiedzi. Nie masz komu opowiedzieć o swoim żalu,nie masz kogo się poradzić. Zaczynasz pisać,i piszesz,piszesz i piszesz. To daje Ci ukojenie,jest dla Ciebie swoistą terapią,pomaga zapomnieć i czasami zrozumieć. Jednak i to komuś przeszkadza,osobom,których to pisanie nawet nie dotyczy. Piszesz nadal,ale już nie to i nie tak jakbyś chciała. Zawsze wzbraniałaś się przed pisaniem i mówieniem tego,co ktoś chce usłyszeć,nadal tego nie robisz,ale Twoje pisanie jest już mniej"wylewne",już nie dzielisz się każdą myślą,ani każdym żalem. Twoje pisanie już tak nie pomaga ,jak kiedyś...Możesz tylko po cichutku pomyśleć,że ...Czasem tak jest...po prostu...
P.S Napisany post jest wymyśloną historią. Każda zbieżność sytuacji jest przypadkowa,chociaż nie do końca...
Smutna ta historia... :(
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNie smutna,ale prawdziwa.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWłaśnie prawda jest najsmutniejsza.
OdpowiedzUsuńNiestety :(
Usuńi smutne.. i prawdziwe.. i tak popularne, niestety
OdpowiedzUsuńNiestety,i jest coraz gorzej.
UsuńŻycie lekkie nie jest.. a dzieci się buntują. Zastanawiam się co będzie jak będą nastolatkami...
OdpowiedzUsuńTeż się buntowałam,ale nie aż tak. Szacunek zawsze miałam zakorzeniony. Do dziś nawet nie zapalę przy tacie,chociaz mogę,ale wiem,żę on by tego nie chciał.
UsuńBardzo życiowa "historia" ... ;/
OdpowiedzUsuńBo to samo życie.
UsuńŁadny post, gratuluję kreatywności :-) A życie... no cóż, samo pisze nam scenariusze :-)
OdpowiedzUsuńPisze scenariusze,na które niestety nie mamy wpływu.
UsuńZawsze najbliżsi ranią najmocniej, bo im wybaczamy...
OdpowiedzUsuńUjęłaś w słowa to czego ja nie umiałam,krótko i prawdziwie.
UsuńSmutne, ale wszystko zależy od tego jak się komunikujemy z drugą osobą, istnieje wiele błędów w komunikacji.... mimo, że staram sie kilka znich wytłumaczyć mamie, to i tak nigdy nie powie co trzeba zrobic, a potem narzeka, że nikt jej nie pomaga:P
OdpowiedzUsuńPowiedz mi,a mamie ktoś mówi co ma robić? Ona to wie. Jak mieszka się kilkanaście lat pod jednym dachem to gołym okiem widać co jest do zrobienia. Czasem bywa tak,że nawet to zapytanie bywa wielkim wysiłkiem,albo pytanie się kiedy już wszystko zrobione.Pisałam pracę z komunikacji międzyludzkiej,i wiem na czym ona polega. Kiedy dziecko już łaskawie zapyta,o ile zapyta,i dostaje odpowiedź,i wtedy słyszysz "szmato" to z czasem nie chce Ci się odpowiadać. Jest tysiące wymówek. Patrzysz z punktu widzenia córki,ja już z punktu widzenia matki...
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSmutne i prawdziwe...
OdpowiedzUsuńnajgorsze nie jest to,że to jest smutne, ale że prawdziwe.
OdpowiedzUsuńPrzykre, ale prawdziwe...
OdpowiedzUsuńDokładnie,smutne,że prawdziwe.
UsuńTak brzmi to jeszcze trafniej.
UsuńSmutne, ale to niestety prawda ech.
OdpowiedzUsuńsmutne ;( ja osobiście się ponad tydzień temu rozstałam z moim po 6,5 latach z czego ponad 5 lat mieszkaliśmy razem ...ale on kłamał niechciał się żenić..a ja jednak potrzebuję czegoś innego
OdpowiedzUsuńz dnia na dzień nie żałuje swojej decyzjii
zaczynam pomału żyć dzięki przyjaciołą
Czasem lepiej przerwać to,co nie ma sensu niż brnąć w to dalej. Będzie ok :)
Usuńsmutne ale dużo prawdy z życia ...
OdpowiedzUsuńNiestety.
UsuńBardzo smutny wpis ale niestety naokoło się spotyka podobne sytuacje.
OdpowiedzUsuńAknezz
Oj tak :(
Usuńja wiem, że nie byłam aniołkiem, diabełkiem może też nie, ale nigdy, przenigdy nie przeszłoby mi przez gardło słowo "szmato" do mamy.
OdpowiedzUsuńU mnie to samo,takie rzeczy były nie do pomyślenia.
UsuńRozmowy, komunikacja i dużo cierpliwości...
OdpowiedzUsuńA jeżeli na każdą próbę rozmowy słyszysz"zamknij się szmato","odp...ol się"?
UsuńPrawda jest taka, że większości tych sytuacji możnaby uniknąć, gdyby zareagowało się na nie odpowiednio wcześnie, za pierwszym razem. Skoro nigdy nie zareagowałaś na to, jak dziecko się do Ciebie odnosi, od małego nie goniłaś go do sprzątania i nie nauczyłaś, że każdy w domu ma swoje obowiązki, a mężowi pokazałaś, że robisz wszystko sama, to nie dzi się, że gdy nagle za pięćdziesiątym razem zachowujesz sie inaczej i liczysz na pomoc czy szacunek, a jak go nie otrzymujesz reagujesz rozczarowaniem, częściej złością, to wszyscy się dziwią i twierdzą, że się czepiasz. Z ich punktu widzenia, to Ty zmieniłaś front o 180 stopni. Jeśli nie powiesz o co Ci chodzi od razu, nikt sie tego za Ciebie nie domyśli. OK, bywają sytuacje, dzieci czy mężowie, którzy pomimo odpowiedniego informowania od początku czego chcemy, mówienia o tym głośno, nie robią tego bo nie. Ale to już kwestie psychologiczne. Które jednak również można naprostować, choć często bez specjalistycznego wsparcia się nie obejdzie.
OdpowiedzUsuńJa zostałam wychowana w szacunku dla starszych, ale i oni okazywali mi szacunek. Dla moich rodziców nie miał znaczenia wiek, płeć, stanowisko, status czy miejsce w rodzinie. Każdemu należał sie taki sam szacunek, czy miał lat 5 czy 55. I sama postępuję dokładnie w ten sam sposób.
Od dziecka byłam nauczona, że w moim pokoju to ja utrzymuję porządek, ja odkurzam, gdy dorosłam ja myłam okna. Został jasno podzielony zakres obowiązków kto czym w domu się zajmuje.
Bo nie masz racji, że mieszkając pod jednym dachem każdy wie co jest do zrobienia. Jeśli przez lata robiłaś wszystko sama, to Ty zmieniasz reguły oczekując nagle, że inni bedą Ci pomagać.
Jeśli przez całe lata pozwalałaś dziecku na określone zachowanie, to Ty zmieniasz reguły oczekując nagle innego zachowania czy szacunku.
I jeszcze jedna rzecz, którą kobietom na prawdę trudno zrozumieć. Facet (czy dziecko) niczego się nie domyśli, z nimi nie działają delikatne sugestie czy aluzje. Z nimi trzeba wprost. Jeśli czegoś od faceta oczekujesz, to musisz to po prostu powiedzieć.
Jednak jeśli jesteście razem 10 lat i nigdy nie chciałaś pomocy w domu (a mężczyźni są różnie wychowani, niektórzy w domach rodzinnych nie musieli robić absolutnie nic, więc kto ich miał nauczyć pomagania przy np. sprzątaniu?) to nie dziw się, że teraz nie rozumie o co Ci chodzi gdy chodzisz i sapiesz, bo masz sprzątania po pachy, a on siedzi na kanapie i ogląda TV. Tego sapania też nie zrozumie. I aluzji na pytanie "czy coś się stało", a Ty odpowiesz "nie", choćby nie wiem jak bardzo ociekające jadem, też nie zrozumie.
Oczywiście zaznaczam, sytuacje są różne, jednak z mojego doświadczenia wynika, że większość tego typu problemów w domu same sobie stwarzamy, bo nie reagujemy tylko liczymy, że inni domyślą sie o co nam chodzi, że samo się ułoży, że z czasem mąż czy dzieci zrozumieją i same zerwą sie by nam pomagać. Nie, nie zrozumieją. I w 99 przypadkach na 100, jak ich sobie wychowasz, takich będziesz miała.
Wybacz ten elaborat. To jest oczywiście tylko moje zdanie, poparte latami obserwowania rodzin, par, związków formalnych i nieformalnych i tego, że ludzie nadal nie maja pojęcia jak się skutecznie komunikować.
Historia jest zmyślona,co zaznaczyłam na końcu :) W sumie napisałaś,to samo co ja napisałam,cytuję" Czyżby to Twoja wina,bo zawsze ją wyręczałaś,bo nie nałożyłaś obowiązków? Bo to Twoje dziecko,bo jeszcze się w życiu napracuje?","Masz nauczkę,że gałąź trzeba ugiąć póki jest młoda,nie pozwalasz kolejnej osobie się ranić...","Tak,sama go tego nauczyłaś,kiedy przez szereg lat załatwiałaś wszystkie sprawy,sprzątałaś,no bo przecież zrobisz to sama najlepiej,on tak nie umie,on zrobi to gorzej. Jemu to pasowało,a teraz masz co chciałaś,denerwuj się,krzycz z bezradności". Co do komunikacji,to pisałam z niej pracę magisterską,więc znam jej zasady :) Powiem,Ci,że czasem te wszystkie zasady komunikacji zawodzą,bo kiedy na kolejny raz próby rozmowy słyszysz"od...ol się szmato" masz już dość próbowania. Na każdą próbę wyjaśnienia co jest do zrobienia słyszysz"wal się",to po jakimś czasie masz doś komunikacji i próbowania.Co do facetów to wiadomo,im trzeba pisać drukowanymi literami,ja mojemu piszę kartkę z tym co ma zrobić i robi,wykreślając sobie to ,co już ma za sobą.Mój facet dał się wychować,chociaż jak to facet,chce dobrze,a czasemi tak mu wychodzi źle :)
OdpowiedzUsuńOch ciężka sprawa z tymi dziećmi i mężami, ja mam póki co małego brzdąca, ale już zdarza mu się pyskować. Sama nie wiem jakbym się zachowała gdyby odzywał się tak do mnie jako nastolatek czy w jeszcze późniejszym wieku. Nie zawsze to jest tak że wszystko zależy od wychowania, bo dzieci mają różne charaktery i są dzieci, które wychowują się w patologicznych rodzinach i wyrastają na dobrych i porządnych ludzi chętnych do pomocy, a są tacy którzy mają kochające rodziny ( nie mam tu na myśli rodziców którzy ciągle rozpuszczają dziecko) i wyrastają na ludzi złych, chamskich, opryskliwych i w ogóle nieuczynnych, tutaj nie ma reguły.
OdpowiedzUsuńCzęsto niestety tak jest w życiu, że ranią nas najbliższe osoby, te które najbardziej kochamy i na których naprawdę nam zależy. Niby wybaczamy, ale prawda jest taka, że prędzej czy później wszystkie te zadane rany wracają.
OdpowiedzUsuńSmutne no ale to przecież samo życie niestety :/
OdpowiedzUsuńTo prawda :-/ Ja również mam czasami takie dni...Dni zupełnie do niczego :-/
OdpowiedzUsuńEch... Dokładnie wiem o czym piszesz. Czasem i mnie dopada seria takich mysli, choć moje dziecko ma dopiero 2,5. Robię co w mojej mocy żeby zaczął słuchać i nie wyrósł, na kogoś kto w przyszłości podniesie na mnie rękę czy wyzwie od szmat...
OdpowiedzUsuń