Piękna pogoda na dworze nastraja nas optymistycznie i wyzwala energię do działania. We mnie też wyzwoliła, więc weekend spędziliśmy rodzinnie i aktywnie. Chociaż nie obyło się bez zgrzytów...
Sobota, jak to sobota, sprzątanie i ogarnianie domu. Jak niektórzy widzieli już na
instagramie, w sobotę miałam też nalot rodziny. Nie byłoby w tym nic
strasznego, bo od czasu do czasu fajnie jest się spotkać, ale, to co
rodzina zostawiła po sobie, to już było straszne. Ja rozumiem
powiedzenie "gość w dom, Bóg w dom", ale każdy powinien mieć w sobie też
troszkę taktu. Chodzi o to, że goście przyjechali na grilla,
nieumówionego wcześniej. Było miło, wesoło, mięsiwo się piekło, potem
zostało umieszczone w brzuchach i... goście pojechali, zostawiając cały
bałagan na mojej głowie. Mieszkam na piętrze, grill na dworze i lataj
sobie człowieku z tymi tłustymi naczyniami, szklankami i niedojedzonymi
przez dzieci resztkami. Do tego zbieraj sobie babo papierki i zabawki
dookoła domu, no bo przecież goście nie muszą. Ja myślę, że może i nie
muszą, jak się zapowiedzą i można się psychicznie przygotować, ale w
przypadku niezapowiedzianej wizyty też nie muszą, ale zwyczajnie
powinni. Ponarzekałam i już mi lżej :). Oprócz tego incydentu, weekend
był świetny. Pogoda dopisała, moje najmłodsze dziecko otrzymało już
prezent na dzień dziecka i zajęło się nim, więc ogólnie nie ma co
narzekać. Prezent był wcześniejszy, bo odwiedzając Biedronkę, zobaczyłam
w świetnej cenie wielki spychacz z Wadera, a tylko Wader robi zabawki,
których mój syn nie jest w stanie rozwalić. Kupiłam więc pojazd i zanim
zdążyłam go schować, to synek już go w bagażniku wypatrzył. Na szczęście
na datach jeszcze się nie zna. Maj to bardzo imprezowy miesiąc. Dzień
Matki, urodziny córki, potem urodziny przyjaciółki no i Dzień dziecka,
ja wiem, ze Dzień dziecka to już czerwiec, ale przyjmijmy, że zaliczamy
go jeszcze do imprez majowych.
Wczoraj planowaliśmy pojechać na rowerach do lasu, nazbierać kwiatów czarnego bzu na syrop. Na rowery pojechaliśmy, ale do lasu nie dotarliśmy. Najpierw poniosło nas nad Wisłę, gdzie mąż z dziećmi brodzili w wodzie, a potem do Skoczowa. Mieliśmy wybór, Skoczów albo Ochaby, mąż stwierdził, że do Skoczowa jest bliżej, a rzeczywistość była taka, że do Ochab byłoby 2 km., a do Skoczowa 6 km. Pod koniec trasy i z językiem po kolana, miałam ochotę go zamordować z zimną krwią. Muszę przyznać, że dawno nie miałam takiej złej kondycji. Nawet w zimie było lepiej, bo ćwiczyłam na rowerze stacjonarnym, ale potem mi się odechciało i teraz cierpię. Dopiero kiedy odpoczęliśmy, zaliczyliśmy kawę i ciacho, byłam w stanie ruszyć dalej, ale już w zmienionym układzie, czyli mąż wiózł synka, a ja jechałam solo. Od razu jechało się lepiej. Obawiałam się zakwasów, ale o dziwo, budząc się dziś rano nic nie bolało, oprócz rąk, które spiekły mi się na czerwono. Jak ja zazdroszczę tym, którzy opalają się na piękny, brązowy kolor...
Miałam też mieć dziś przyjemność poznać dwie nowe koleżanki. Na grupie, na której kupujemy buty po cenach hurtowych, poznałyśmy się przy okazji wspólnej wysyłki, a nie udało nam się spotkać, bo choroba jednej skutecznie to udaremniła.. Fajnie tak poznawać ludzi przez internent, dlatego też zawsze powtarzam, że internet nie jest zły, trzeba tylko rozsądnie z niego korzystać. Co do butów, to mój mąż zaczyna się śmiać, że ożenił się ze stonogą. Paradoks jest taki, że dołączając do grupy miałam zamiar zaoszczędzić na butach, a tak naprawdę wyłożyłam o wiele więcej, bo kupiłam więcej par niż początkowo zamierzałam. Co miałam zrobić, jak one wszystkie takie piękne, i wszystkie wołały "kup mnie, kup mnie". Teraz trzeba wymyślić do czego i gdzie je zakładać ;).
Miałam też mieć dziś przyjemność poznać dwie nowe koleżanki. Na grupie, na której kupujemy buty po cenach hurtowych, poznałyśmy się przy okazji wspólnej wysyłki, a nie udało nam się spotkać, bo choroba jednej skutecznie to udaremniła.. Fajnie tak poznawać ludzi przez internent, dlatego też zawsze powtarzam, że internet nie jest zły, trzeba tylko rozsądnie z niego korzystać. Co do butów, to mój mąż zaczyna się śmiać, że ożenił się ze stonogą. Paradoks jest taki, że dołączając do grupy miałam zamiar zaoszczędzić na butach, a tak naprawdę wyłożyłam o wiele więcej, bo kupiłam więcej par niż początkowo zamierzałam. Co miałam zrobić, jak one wszystkie takie piękne, i wszystkie wołały "kup mnie, kup mnie". Teraz trzeba wymyślić do czego i gdzie je zakładać ;).
Spotkanie zostało przełożone na środę, więc nie pozostało mi nic innego jak nic nie robić. Pierwszą rzeczą było czytanie z synkiem, ale przy takiej pogodzie szybko nam się znudziło, więc chciałam się poopalać, nawet położyłam się na słońcu, ale po dwudziestu minutach prażenia, uciekłam do cienia i w takim błogim stanie przeleżałam całe popołudnie :). Dzieciaki biegały na boso, a ja od niepamiętnych czasów miałam spokój i czas dla siebie. Cudowny dzień :).
W taki oto sposób odpoczęłam od spraw blogowych, nie czytałam, naładowałam akumulatory, a od jutra znów nie będę spała w nocy, bo właśnie jedzie do mnie nowa dostawa książek i to samych przedpremierowych, czyli takich jak lubię.
Jak minął wasz weekend? Spokojnie? Aktywnie? Czy w sposób, o którym lepiej zapomnieć?
To weekend minął u ciebie bardzo aktywnie. A u nas w sobotę do południa prasownie i przygotowanie kreacji a wieczorem nocne zwiedzanie zamku w Malborku za 1 zł. Syn był pod wielkim wrażeniem a w niedzielę komunia i cały dzień siedzenie na dupie na przyjęciu.
OdpowiedzUsuńZazwyczaj w weekendy się lenię więc to była odmiana.Ojej, komunia to prawie jak stypa, siedzisz i jesz, jesz i siedzisz :(
UsuńA ja ostatni raz na rowerze jechałam chyba z 15 lat temu... pewnie daleko bym nie zajechała ;)
OdpowiedzUsuńTo czas nadrobić.
Usuńuwielbiam takie dostawy książek. ;) chociaż na razie nieco opadł mój zapał do czytania, bo właśnie skończyłam pracować w księgarni i muszę trochę odpocząć. ;) ale i tak nie ma wieczoru, żebym do poduszki chociaż kilku stron nie przeczytała. ;)
OdpowiedzUsuńa weekend pierwszy raz od dawna też miałam aktywny, bo wreszcie udało nam się wybrać w góry, o czym napisałam już u siebie, przerywając stanowczo zbyt długą ciszę na blogu. ;)
pozdrawiam serdecznie.
Mój zapał nie mija, tym bardziej, że terminy mnie trzymają.
UsuńDobrze tak sobie pojechać gdzieś z rodzinką :)
OdpowiedzUsuńAle tylko czasami;)
Usuń... jak Ty to zrobiłaś, że całe popołudnie miałaś dla siebie?? Ja dziś wieczorem poprosiłam męża, żeby przez 10 minut pobył z dziećmi przy piaskownicy, a ja szybko zrobię zdjęcia do kilku postów - i po 5 minutach musiałam do nich biec, bo córka wyła, a syn wrzeszczał... :/ I już się zdjęć narobiłam :( Ale za to na raka mnie słońce nie bierze, tylko od razu na brąz :-))
OdpowiedzUsuńMoje też wrzeszczą, tylko, że u mnie jest spora różnica wieku i starsze córki potrafią się zająć synkiem, ale czasem mu tez dokuczają. Nauczyłam się już nie reagować na wrzas, jak mąz pilnuje to niech on się zwalcza i już.
UsuńCiekawa jestem jakie buty kupiłaś :)
OdpowiedzUsuńMusze zrobić zdjęcia i wstawić.
UsuńAch, ci nieproszeni goście...Ja osobiście nie lubię, kiedy ktoś mi przyjeżdża bez zapowiedzi - wolę się konkretnie umówić i odpowiednio na taki nalot przygotować (również psychicznie ;) ) A weekend spędziliśmy bardzo podobnie do Was - na powietrzu, spacery, rowery, rezerwat przyrody i rzucanie kamieniami do rzeki (przez bite 2 godziny !- ale za to jaką Bąbel miał z tego radochę ;) )
OdpowiedzUsuńJa też tego nie lubię, bo czasem jest pustka w lodówce, a tu ktoś przyjeżdża i co mu dać? W sumie to zależy kto.
UsuńMnie też uszczęśliwiła ta pogoda, a co do gości to chyba by mnie krew zalała gdyby ktoś mi tak wpadł bez zapowiedzi :)
OdpowiedzUsuńMnie zalała.
UsuńPodziwiam Cię za energię i siłę ja po całym dniu bycia z małą i to zupełnie samej mam dość a w weekend wolę jednak chociaż poudawać, że odpoczywam ;)
OdpowiedzUsuńWiesz, ja też głupieję jak cały tydzień jestem z małym po osiem godzin.Odnoszę chwilami wrażenie, że cofam się w rozwoju.
UsuńCoś dla ciała, coś dla ducha, wysiłek i relaks, czyli fajny weekend miałaś :)
OdpowiedzUsuńŚwietny, od niepamiętnych czasów.
UsuńTe nowe książki mnie intrygują :)
OdpowiedzUsuńCudny weekend-poza tym bałaganem :) My uwielbiamy wycieczki rowerowe :) Fajny ryneczek-taki jak lubię :) To ciacho ze zdjęcia....ale sobie narobiłam apetytu :)
Ja też lubię jeździć rowerem, ale nie tyle kilometrów przy pierwszym podejściu,
UsuńBardzo miło się Ciebie czyta :)
OdpowiedzUsuńA mi bardzo miło to słyszeć:) Dziękuję.
UsuńNie wiem jakim cudem tu trafiłam, ale się cieszę. Blog jest piękny, pięknie życiowo piszesz. Własnie takie blogi jak ten lubie! Piękne miejsca, a synka to masz uroczego i te Jego zabójcze loczki ♥
OdpowiedzUsuńJasne, że obserwuje! Będę tu zaglądała codziennie - chociażby po to aby czytać wcześniejsze wpisy i dowiadywać się o Tobie więcej!
mniam, oj takie ciacho to bym zjadła:)
OdpowiedzUsuńświetnie spędzony czas!
OdpowiedzUsuńUwielbiam wycieczki rowerowe a tak zapytam jak ci sie udało mieć czas tylko dla siebie?
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że szczęśliwa. No i pycha ciasto. :P
OdpowiedzUsuńFajnie ze jesteś zadowolona ze wspólnie spędzonego czasu i pogoda dopisała, można było wypocząć, ja tak się spieklam na słońcu że jeszcze mnie skóra piecze ;-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam aktywne weekendy! Pozdrawiam!:))
OdpowiedzUsuńxxBasia