poniedziałek, 23 maja 2016

DZIEŃ 417, 418, 419, 420 - ZMĘCZONA ALE SZCZĘŚLIWA....



Piękna pogoda na dworze nastraja nas optymistycznie i wyzwala energię do działania. We mnie też wyzwoliła, więc weekend spędziliśmy rodzinnie i aktywnie. Chociaż nie obyło się bez zgrzytów...

 

Sobota, jak to sobota, sprzątanie i ogarnianie domu. Jak niektórzy widzieli już na instagramie, w sobotę miałam też nalot rodziny. Nie byłoby w tym nic strasznego, bo od czasu do czasu fajnie jest się spotkać, ale, to co rodzina zostawiła po sobie, to już było straszne. Ja rozumiem powiedzenie "gość w dom, Bóg w dom", ale każdy powinien mieć w sobie też troszkę taktu. Chodzi o to, że goście przyjechali na grilla, nieumówionego wcześniej. Było miło, wesoło, mięsiwo się piekło, potem zostało umieszczone w brzuchach i... goście pojechali, zostawiając cały bałagan na mojej głowie. Mieszkam na piętrze, grill na dworze i lataj sobie człowieku z tymi tłustymi naczyniami, szklankami i niedojedzonymi przez dzieci resztkami. Do tego zbieraj sobie babo papierki i zabawki dookoła domu, no bo przecież goście nie muszą. Ja myślę, że może i nie muszą, jak się zapowiedzą i można się psychicznie przygotować, ale w przypadku niezapowiedzianej wizyty też nie muszą, ale zwyczajnie powinni. Ponarzekałam i już mi lżej :). Oprócz tego incydentu, weekend był świetny. Pogoda dopisała, moje najmłodsze dziecko otrzymało już prezent na dzień dziecka i zajęło się nim, więc ogólnie nie ma co narzekać. Prezent był wcześniejszy, bo odwiedzając Biedronkę, zobaczyłam w świetnej cenie wielki spychacz z Wadera, a tylko Wader robi zabawki, których mój syn nie jest w stanie rozwalić. Kupiłam więc pojazd i zanim zdążyłam go schować, to synek już go w bagażniku wypatrzył. Na szczęście na datach jeszcze się nie zna. Maj to bardzo imprezowy miesiąc. Dzień Matki, urodziny córki, potem urodziny przyjaciółki no i Dzień dziecka, ja wiem, ze Dzień dziecka to już czerwiec, ale przyjmijmy, że zaliczamy go jeszcze do imprez majowych.

Wczoraj planowaliśmy pojechać na rowerach do lasu, nazbierać kwiatów czarnego bzu na syrop. Na rowery pojechaliśmy, ale do lasu nie dotarliśmy. Najpierw poniosło nas nad Wisłę, gdzie mąż z dziećmi brodzili w wodzie, a potem do Skoczowa. Mieliśmy wybór, Skoczów albo Ochaby, mąż stwierdził, że do Skoczowa jest bliżej, a rzeczywistość była taka, że do Ochab byłoby 2 km., a do Skoczowa 6 km. Pod koniec trasy i z językiem po kolana, miałam ochotę go zamordować z zimną krwią. Muszę przyznać, że dawno nie miałam takiej złej kondycji. Nawet w zimie było lepiej, bo ćwiczyłam na rowerze stacjonarnym, ale potem mi się odechciało i teraz cierpię. Dopiero kiedy odpoczęliśmy, zaliczyliśmy kawę i ciacho, byłam w stanie ruszyć dalej, ale już w zmienionym układzie, czyli mąż wiózł synka, a ja jechałam solo. Od razu jechało się lepiej. Obawiałam się zakwasów, ale o dziwo, budząc się dziś rano nic nie bolało, oprócz rąk, które spiekły mi się na czerwono. Jak ja zazdroszczę tym, którzy opalają się na piękny, brązowy kolor...






Miałam też mieć dziś przyjemność poznać dwie nowe koleżanki. Na grupie, na której kupujemy buty po cenach hurtowych, poznałyśmy się przy okazji wspólnej wysyłki, a nie udało nam się spotkać, bo choroba jednej skutecznie to udaremniła.. Fajnie tak poznawać ludzi przez internent, dlatego też zawsze powtarzam, że internet nie jest zły, trzeba tylko rozsądnie z niego korzystać. Co do butów, to mój mąż zaczyna się śmiać, że ożenił się ze stonogą. Paradoks jest taki, że dołączając do grupy miałam zamiar zaoszczędzić na butach, a tak naprawdę wyłożyłam o wiele więcej, bo kupiłam więcej par niż początkowo zamierzałam. Co miałam zrobić, jak one wszystkie takie piękne, i wszystkie wołały "kup mnie, kup mnie". Teraz trzeba wymyślić do czego i gdzie je zakładać ;).


Spotkanie zostało przełożone na środę, więc nie pozostało mi nic innego jak nic nie robić. Pierwszą rzeczą było czytanie z synkiem, ale przy takiej pogodzie szybko nam się znudziło, więc chciałam się poopalać, nawet położyłam się na słońcu, ale po dwudziestu minutach prażenia, uciekłam do cienia i w takim błogim stanie przeleżałam całe popołudnie :). Dzieciaki biegały na boso, a ja od niepamiętnych czasów miałam spokój i czas dla siebie. Cudowny dzień :).


W taki oto sposób odpoczęłam od spraw blogowych, nie czytałam, naładowałam akumulatory, a od jutra znów nie będę spała w nocy, bo właśnie jedzie do mnie nowa dostawa książek i to samych przedpremierowych, czyli takich jak lubię.

Jak minął wasz weekend? Spokojnie? Aktywnie? Czy w sposób, o którym lepiej zapomnieć?

31 komentarzy :

  1. To weekend minął u ciebie bardzo aktywnie. A u nas w sobotę do południa prasownie i przygotowanie kreacji a wieczorem nocne zwiedzanie zamku w Malborku za 1 zł. Syn był pod wielkim wrażeniem a w niedzielę komunia i cały dzień siedzenie na dupie na przyjęciu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazwyczaj w weekendy się lenię więc to była odmiana.Ojej, komunia to prawie jak stypa, siedzisz i jesz, jesz i siedzisz :(

      Usuń
  2. A ja ostatni raz na rowerze jechałam chyba z 15 lat temu... pewnie daleko bym nie zajechała ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. uwielbiam takie dostawy książek. ;) chociaż na razie nieco opadł mój zapał do czytania, bo właśnie skończyłam pracować w księgarni i muszę trochę odpocząć. ;) ale i tak nie ma wieczoru, żebym do poduszki chociaż kilku stron nie przeczytała. ;)
    a weekend pierwszy raz od dawna też miałam aktywny, bo wreszcie udało nam się wybrać w góry, o czym napisałam już u siebie, przerywając stanowczo zbyt długą ciszę na blogu. ;)
    pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój zapał nie mija, tym bardziej, że terminy mnie trzymają.

      Usuń
  4. Dobrze tak sobie pojechać gdzieś z rodzinką :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ... jak Ty to zrobiłaś, że całe popołudnie miałaś dla siebie?? Ja dziś wieczorem poprosiłam męża, żeby przez 10 minut pobył z dziećmi przy piaskownicy, a ja szybko zrobię zdjęcia do kilku postów - i po 5 minutach musiałam do nich biec, bo córka wyła, a syn wrzeszczał... :/ I już się zdjęć narobiłam :( Ale za to na raka mnie słońce nie bierze, tylko od razu na brąz :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje też wrzeszczą, tylko, że u mnie jest spora różnica wieku i starsze córki potrafią się zająć synkiem, ale czasem mu tez dokuczają. Nauczyłam się już nie reagować na wrzas, jak mąz pilnuje to niech on się zwalcza i już.

      Usuń
  6. Ciekawa jestem jakie buty kupiłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach, ci nieproszeni goście...Ja osobiście nie lubię, kiedy ktoś mi przyjeżdża bez zapowiedzi - wolę się konkretnie umówić i odpowiednio na taki nalot przygotować (również psychicznie ;) ) A weekend spędziliśmy bardzo podobnie do Was - na powietrzu, spacery, rowery, rezerwat przyrody i rzucanie kamieniami do rzeki (przez bite 2 godziny !- ale za to jaką Bąbel miał z tego radochę ;) )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tego nie lubię, bo czasem jest pustka w lodówce, a tu ktoś przyjeżdża i co mu dać? W sumie to zależy kto.

      Usuń
  8. Mnie też uszczęśliwiła ta pogoda, a co do gości to chyba by mnie krew zalała gdyby ktoś mi tak wpadł bez zapowiedzi :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Podziwiam Cię za energię i siłę ja po całym dniu bycia z małą i to zupełnie samej mam dość a w weekend wolę jednak chociaż poudawać, że odpoczywam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja też głupieję jak cały tydzień jestem z małym po osiem godzin.Odnoszę chwilami wrażenie, że cofam się w rozwoju.

      Usuń
  10. Coś dla ciała, coś dla ducha, wysiłek i relaks, czyli fajny weekend miałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Te nowe książki mnie intrygują :)
    Cudny weekend-poza tym bałaganem :) My uwielbiamy wycieczki rowerowe :) Fajny ryneczek-taki jak lubię :) To ciacho ze zdjęcia....ale sobie narobiłam apetytu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię jeździć rowerem, ale nie tyle kilometrów przy pierwszym podejściu,

      Usuń
  12. Bardzo miło się Ciebie czyta :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie wiem jakim cudem tu trafiłam, ale się cieszę. Blog jest piękny, pięknie życiowo piszesz. Własnie takie blogi jak ten lubie! Piękne miejsca, a synka to masz uroczego i te Jego zabójcze loczki ♥
    Jasne, że obserwuje! Będę tu zaglądała codziennie - chociażby po to aby czytać wcześniejsze wpisy i dowiadywać się o Tobie więcej!

    OdpowiedzUsuń
  14. mniam, oj takie ciacho to bym zjadła:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Uwielbiam wycieczki rowerowe a tak zapytam jak ci sie udało mieć czas tylko dla siebie?

    OdpowiedzUsuń
  16. Najważniejsze, że szczęśliwa. No i pycha ciasto. :P

    OdpowiedzUsuń
  17. Fajnie ze jesteś zadowolona ze wspólnie spędzonego czasu i pogoda dopisała, można było wypocząć, ja tak się spieklam na słońcu że jeszcze mnie skóra piecze ;-)

    OdpowiedzUsuń
  18. Uwielbiam aktywne weekendy! Pozdrawiam!:))

    xxBasia

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka