Często pytacie mnie w komentarzach, jak to robię, że mam czas dla siebie. Mogłabym pościemniać, że to zasługa dobrej organizacji itp. ale byłoby to kłamstwo. Czas dla siebie mogę mieć, ale w zamian za to muszę czasem odpuścić i nie być idealną matką i żoną. Muszę nie posprzątać domu, na obiad zrobić pierogi z Biedronki albo odgrzać wczorajszy itd.
Ogromną zasługę ma tu też mój mąż, który rozumie, że on pracuje 8 godzin, a ja w tym czasie 8 godzin pracuję w domu, z tym, że on nie pracuje z dzieckiem u boku. Dlatego po południu to on zajmuje się synkiem. Po za tym synek jest już w tym wieku, że tata jest najlepszy do zabawy. Owszem są takie dni, że choćbym chciała, to czasu nie znajdę, ale wykorzystuję każdą okazję. W efekcie mam czas dla siebie od czasu do czasu nawet dwie godziny, a innym razem też dwie godziny wydzielane po pięć minut :). Mąż także pisanie bloga traktuje jako moją pracę i rozumie, że to zajmuje dużo czasu. Oczywiście co kilkanaście dni trzeba mu to uświadomić na nowo, ale potem starcza tej świadomości na kolejne kilka. Dodam jeszcze, że nie przeginam z tym "sama dla siebie". Po za tym bądźmy szczerzy, opieka nad dzieckiem nie jest aż taka straszna, żeby nie można było wygospodarować chwili dla siebie. Przecież dzieci też zajmują się sobą, śpią czy zwyczajnie oglądają bajki. Mam trójkę dzieci i jakoś zawsze to leciało.Córki są już starsze, ale nie zawsze były duże. Nie róbmy więc z siebie męczennic, a z dzieci potworów. Można by powiedzieć, że jestem w lepszej sytuacji, bo nie pracuję. No tak, w chwili obecnej nie pracuję, bo synek dopiero od września idzie do przedszkola, ale od dziewiętnastego roku życia pracowałam, potem sama wychowywałam córkę i dało się mieć trochę czasu dla siebie i wbrew pozorom pajęczyn po kątach też nie było, a dzieci chodziły w miarę czyste i najedzone. Może nie były to obiady z pięciu dań i deseru w formie świeżo upieczonego codziennie ciasta, ale dało się.
Jest jeszcze jedna rzecz, kiedy ja jestem wypoczęta, to jestem zadowolona, a jak ja jestem zadowolona to dzieci i mąż też. Dzieci, bo lubią uśmiechnięta mamę, a mąż, bo nie zasypiam o dwudziestej drugiej i mam dla niego wieczorami więcej "łaskawości" ;). To taka obopólna korzyść ;). Jeżeli więc odpowiednio wszystko wypośrodkować, nie przeginać w żadną stronę i zrozumieć, że żyje się tylko raz, to na prawdę można odetchnąć w ciszy i spokoju.
Teraz troszkę o ostatnich dniach. Niedziela przywitała mnie pochmurnym niebem. Może to i dobrze, bo po ostatnich intensywnych dniach mogłam bez wyrzutów sumienia posiedzieć w domu. W planach było napisanie kilku postów "na zapas" i nawet zaczęłam pisać, ale otrzymałam maila... od lekarza leczącego naczyniaki w Gdańsku i... z wrażenia wena mnie opuściła. Pan doktor twierdzi, wbrew temu co mówili w Warszawie, że nie da się tego naczyniaka usunąć laserem i on to zrobi operacyjnie. I tu mam pewne obawy, bo w Warszawie nie chcieli już operować, bo naczyniak wniknął w mięśnie odpowiadające z oddychanie i, że ryzyko jest większe niż korzyści. Pan doktor twierdzi, że można usunąć radykalnie zmiany i gdyby już wcześniej tak to usuwano nie było by wznowy. Nie jestem lekarzem, ale na logikę biorąc jakim cudem można powycinać wszystkie niteczki naczyniaka wnikające w mięśnie, nie naruszając przy tym nerwów? tego obawiali się w Warszawie. Z jednej strony jestem szczęśliwa, że znów jest nadzieja, a z drugiej cholernie się boję, że córka może zostać przez to kaleką. Całe życie zawierzałam lekarzom i teraz pewnie też tak zrobię, ale boję się... Najpierw jednak musimy zrobić Rezonans Magnetyczny - prywatnie (700zł.), bo na kasę chorych czeka się pół roku. Potem zaliczyć musimy wizytę u doktora, też prywatnie, bo na NFZ pierwszy wolny termin jest w lutym 2017, kiedy to córka nie będzie mogła leczyć się jako dziecko, ponieważ w styczniu ma osiemnaście lat. To jednak nieważne, bo najważniejsze jest zrobić to i czekać, co przyniesie los. Zastanawia mnie jednak fakt, dlaczego w CZDZ w Warszawie przez tyle lat nigdy nie zrobiono córce rezonansu? Tylko raz miała robione USG. Dziwne to trochę. Mam mnóstwo obaw. Serce podpowiada mi, że powinnam kolejny raz spróbować i zawierzyć lekarzowi, a rozum miesza mi w głowie...
Wbrew obawom, w poniedziałek zaklepałam badanie RM, termin do poradni w Gdańsku i nocleg. Po wykonaniu kilkudziesięciu telefonów miałam głowę pięć na dziewięć. teraz pozostaje mi dorwać bilety sypialne do Gdańska, a z tym nie jest łatwo w sezonie. W ubiegłym roku musiałam o piątej rano polować na nie na PKP w Bielsku. Uda się jednak, czuję to ;).
Wtorek, czyli dziś, należał do tych dni, których nie lubię, czyli kolejna wizyta męża w Poradni Onkologicznej. Zabrałam z sobą synka, mąż poszedł na badania, a my z synkiem szaleliśmy w galerii. To znaczy on szalał, jak widać na zdjęciach wyżej, a ja robiłam za osobę towarzysząca. Od niepamiętnych czasów nie zrobiłam żadnych zakupów będąc w galerii. Odwiedziliśmy jedynie McDonalds, gdzie moje dziecko uwielbia chodzić i jeszcze kupiłam pod galerią dziesięć kilogramów truskawek :). Po powrocie, aż do wieczora zajmowałam się robieniem kompotów i dżemów. Dżemy oczywiście zrobił mój automat do pieczenia chleba. Wsypałam cukier, truskawki, galaretkę, a resztę załatwił automat. Gotowe dżemy wystarczyło potem tylko włożyć do słoiczków i już.
I na wieczór jeszcze brakowało mi burzy, takiej z gradem i brakiem prądu...
I na wieczór jeszcze brakowało mi burzy, takiej z gradem i brakiem prądu...
dżem z galaretką jeszcze nie miałam okazji robić. Na truskawki czekam jeszcze chwilę na te późniejsze. Po ule u was? u nas 6/7zł za dwa kilo.
OdpowiedzUsuńtak wisisz na telefonie. ostatnio miałam do Ciebie dzwonić, ale stwierdziłam- po co Ci głowę zawracać.
Nie miałam żelfixu pod ręką to galaretkę wsypałam :). Jeden dzień tak wisiałam na telefonie, teraz już jest wszystko w normie.
UsuńJejku, jesteś zabiegana ale super, że to wszystko ogarniasz :) Tak trzymać :)
OdpowiedzUsuńTak, jak pisałam, jeden dzień biegam, a drugi odpuszczam i równowaga jest zachowana :).
UsuńZ tym wolnym czasem u mnie jest trochę inaczej tzn. mam czas dla siebie ale męża rzadko mogę prosić o pomoc. Pracuje 12 godzin fizycznie jak wraca z pracy bierze się za kolejną pracę przydomową lub po prostu odjeżdża ze zmęczenia.
OdpowiedzUsuńZawsze każda matka przeżywa operacje swoich dzieci - wiem to po mojej mamie kiedy jeździła do mnie do szpitala ale trzeba wierzyć i ufać, że będzie dobrze.
I tu Cię rozumiem, ale trzeba szczerze przyznać, że nawet jak nie ma męża to tego czasu dla siebie troszke jednak jest. Jak byłam samotną matką to tez go miałam. Twojemu mężowi trudno się dziwić, bo dużo godzin pracuje. Mój też ciężko pracuje, ale koło domu na razie nic nie musi, bo robi to mój tata, więc może zająć się dzieckiem :).
UsuńNo ja za to od całkiem niedawna robię sobie listę z czynnościami na dany dzień i bardzo ułatwia mi to życie. Dzięki temu mam więcej czasu bo wcześniej mi on gdzieś uciekał. Jednakże rozumiem Ciebie! Taka lista z dzieckiem u boku - niemożliwe! Więc podziwiam Cie, że dajesz radę, masz wspaniałego męża i dzieci. Nie jestem matką, nie będę przeżywać tego jak robisz to Ty - to normalne, ale mam nadzieję, że wszystko się uda! Będę za Was mocno trzymała kciuki!
OdpowiedzUsuńOdbiegając od tematu: córka nie myślała o blogowaniu?
Też ostatnio 'objadłam się' truskaweczkami:)
Próbowałam najstarszą namówić, nawet bloga założyła i na tym się skończyło, ale średnia bloguje. Miała już kilka blogów. Ostatni założyła tydzień temu, z grami i w ciągu jednego dnia miała więcej wyświetleń niż ja w ciągu roku ;).
UsuńO początek wpisu to zupełnie jak u mnie. Teraz jestem na urlopie macierzyńskim więc jestem w domu. Mąż w pracy 8h no a ja w domu "praca". Starsza córka chodzi do przedszkola to od niej chwilę odetchne, ale cieszę się że mój mąż rozumie to, że 8h w domu z dzieckiem to nie odpoczynek... później jak wraca z pracy to zajmuje się dziećmi żebym ja mogła odetchnąć :)
OdpowiedzUsuńW chwili obecnej mam dwójkę dzieci w domu i siedzę przed laptopem, więc czas jest. dzieciaki się bawią. Dobrze, że Twój mażjest tak samo wyrozumiały jak mój ;).
UsuńOj tak bez niego bym nie dała rady :)
UsuńMi jakoś ciężko z tym czasem, chociaż.... może przesadzam? ;-) Blog w końcu jakoś "się pisze", ciasta może nie mam codzienne, ale raz w tygodniu na bank coś jest, ostatnio szaleję z przetworami i... może faktycznie grunt to organizacja ;-)
OdpowiedzUsuńMi tez się zdarzy zrobić ciasto, czy jak widziałaś, bawić się w kompoty, dżemy i herbatki z bzu i jeden dzień jest intensywny, a drugi spokojny. Organizacja może nie, ale trzeba sobie powiedzieć,że nie jesteśmy maszynami i usiąść przed telewizorem z piwem i pilotem, tak jak faceci ;)
Usuń10 kg truskawek to ładnie, ładnie:))
OdpowiedzUsuńTruskawki dobra rzecz.
UsuńJa dopiero odpoczęłam jak syn poszedł do przedszkola, do dziś pamiętam te pierwsze dni, aż czułam się tak jakoś nieswojo i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić w tym wolnym czasie, w tej ciszy i spokoju :D.
OdpowiedzUsuńOj tak, jak córki szły do przedszkola, to tak dziwnie było, a teraz syn pójdzie, ale jakoś udaje mi się czasem odpocząć ;).
UsuńMasz szczęście, że Twój mąż pracuje 8 h i po tym możesz mieć jeszcze czas dla siebie. Gorzej jak jest tak jak u mnie 12h albo 14 czasem 15 h nie ma męża, wtedy mama nie jest zadowolona i szczęśliwa..... Trzymam kciuki za tą całą sprawę z lekarzami i Gdańskiem :) będzie dobrze :) musi być :)
OdpowiedzUsuńNie zawsze miałam męża, a dziecko tak :)
UsuńWażne, że choć trochę czasu masz dla siebie, a jeśli czasami zje się gotowe pierogi na obiad czy coś to się nic nie stanie. Truskawki, oj truskawki! Zjadłabym mniam :D
OdpowiedzUsuńZ truskawkami trzeba trafić- dzisiaj kupiłam niby ładne i za 5zł/kg, a się okazały mega nawalone chemią.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że uda się wyleczyć Twoją córkę! To straszne kiedy możemy jedynie liczyć na lekarzy, którzy raz mówią tak a z drugiej strony inny jeszcze inaczej :/
Ultra kobiecy blog o muzyce:
gitaraiszpilki.blogspot.com
Im więcej obowiązków tym łatwiej wszystko ogarnąć :)
OdpowiedzUsuńCeny rezonansu mnie przerażają......
OdpowiedzUsuńŚwietnie, że mąż traktuje Twoje pisanie jak pracę-mój tez bardzo mnie wspiera :)
Pierogi z Biedronki-uwielbiamy :)
Jak widać wszystko da się pogodzić. Życzę dużo siły i pogody ducha :)
OdpowiedzUsuńU mnie niestety zajmowania się dziećmi i domem mój mąż raczej nie uważa za pracę.. Mam nadzieje, że uda się pozbyć w końcu tego naczyniaka raz na zawsze !!
OdpowiedzUsuń