sobota, 9 lipca 2016

LECZ LUDZI DOBREJ WOLI JEST WIĘCEJ...






 Czesław Niemen śpiewa kiedyś 

"Lecz ludzi dobrej woli jest więcej
i mocno wierzę w to,
że ten świat
nie zginie nigdy dzięki nim.
Nie! Nie! Nie!"



Kochani, nie było ostatnio postów pamiętnikowych, bo straciłam rachubę czasu. Tyle dobrego się wokół dzieje, tyle miłości, że łzy wzruszenia płyną i z moich i z męża oczu. Zacznę od początku.


Jak wiecie mąż choruje na nowotwór nerki. W ubiegłym tygodniu dowiedzieliśmy się, że nie ma już dla niego leczenia konwencjonalnego. Wszystkie metody zawiodły. Jest jednak metoda naturalna, wlewy z witaminy c, które wyleczyły już sporo osób z tego cholerstwa. Niestety, taka kuracja kosztuje i to dużo, a nie kończy się na jednym miesiącu. Owszem, nie ma 100% pewności, że i ona nie zawiedzie, bo nigdy takiej pewności nie ma, ale są spore szanse, bo mąż ma silny organizm i chemioterapia nie zdążyła go zniszczyć. Jeżeli do tego dochodzi wiara, w to, że się uda, prawdopodobieństwo pozytywnych rezultatów jest ogromne. Dlatego najpierw szukałam dojścia na całym świecie do refundowanego leku i wierzcie mi, że setki osób szukały w różnych krajach. Nigdzie jej nie ma za darmo. Dlatego bardzo trudnym krokiem było dla mnie założenie konta na zrzutka.pl i poproszenie o wpłaty drobnych kwot. Nigdy nie prosiłam nikogo o pieniądze, sama wpłacałam na fundacje co miesiąc, w myśl zasady, że dobro wraca. I... wraca, ale o tym za moment. Zapytacie czemu konto na zrzutka.pl a nie w fundacji? Dlatego, że do fundacji dokumenty wysłałam, ale weryfikacja itd. trwa cztery tygodnie, a na zrzutka.pl konto zakłada się od razu. Tutaj też musiałam przesłać dokumenty medyczne męża, żeby zrzutka mogła uzyskać status publicznej. My nie mamy czasu, musimy zacząć terapię jak najszybciej. Rozumiem, jeżeli niektórzy maja wątpliwości, patrzę na to obiektywnie, ale nie rozumiem hejtów itd. Nie chcesz, nie wierzysz, nie pomagaj, ale nie odbieraj nam nadziei. Chwilami mam wrażenie, że niektórzy woleliby żeby mąż nie walczył, tylko położył się z różańcem w łóżku i czekał na śmierć. Niedoczekanie tych osób!!!! Jeszcze raz powtarzam, nie wierzysz w moją historię - nie pomagaj, ale nie odbieraj nadziei.

Gdybym miała więcej czasu, gdyby rak nie zaatakował ze zdwojoną siłą, sama uzbierałabym jak najwięcej pieniędzy, ale czasu nie mam. Guzy nowotworowe u męża w ciągu miesiąca urosły prawie pół centymetra każdy... Jak uważacie? Mamy czas? 

Jednak utworzenie samego konta nic by nie dało, gdyby nie setki ludzi dobrej woli, którzy wspierają nas różnymi kwotami pieniędzy i nie tylko pieniędzmi. Ale o tym też za moment ;). Najpierw na różnych grupach prosiłam o pójście do aptek i zapytanie o witaminę c. Z wielu krajów otrzymałam informację, że jej nie ma, lub jest nierefundowana, a czas gonił. Tu ukłon w stronę dziewczyn, które biegały po aptekach, pytały i prosiły. Było ich tak wiele, że nigdy nie udałoby mi się ich tu wymienić.
Nie pozostało mi nic innego, jak otworzyć zbiórkę. Błądziłam po omacku, nie wiedziałam jak się za to wszystko zabrać i w pewnym momencie zwątpiłam, że sama nie dam rady. I tu sprawy w swoje ręce wzięła Ania (Aniu Ty wiesz, że o Tobie mówię). Nie wiem jak to zrobiła, ale nagle na wszystkich grupach pojawiły się posty o zbiórce. Potem adminki grupy gdzie kupujemy buty (pisałam Wam o tym) razem z Anią zorganizowały wydarzenie z aukcjami, z których dochód przekazany będzie na leczenie mojego męża. Dziewczyny w jedno popołudnie znalazły sponsorów, osoby chętne do zakupu i zapięły wszystko na ostatni guzik. Ich zorganizowanie jest niesamowite. Jednak nie to najbardziej mnie wzruszyło, ale to, że zrobiły to z dobrego serca, uwierzyły w naszą historię tak zwyczajnie po ludzku, bez żadnego ale... Dziewczyny - Paulinka, Ola (Kamila), Ania... dajecie nam nadzieję na życie, pozwalacie wierzyć, że może być lepiej i przez Was mój mąż pierwszy raz płakał... ze wzruszenia... Jesteście naszymi aniołami i nie wiem w jaki sposób Wam się za to wszystko odwdzięczyć? Oczywiście dziękuję też innym aniołkom - tym które podarowały bezpłatnie fanty i tym, które te fanty kupują i również tym, którzy nie sprzedają, ani nie kupują, ale wpłacają różne kwoty i jeszcze tym, którzy podarowali fanty, kupują i dodatkowo wpłacają. To co robicie jest niesamowite, Wy jesteście niesamowitymi osobami. Fenomenem dla mnie jest też to, że przecież my się nie znamy, a Wy pomagacie mimo to, mimo, że jestem obcą osobą... 

Dziękuję też rodzinie, która okazała niesamowite wsparcie, psychiczne, finansowe... pod każdym względem. Taka rodzina to skarb. Mówią, że z rodziną dobrze wychodzi się na zdjęciu, aja mówię, że to nieprawda, bo z naszą rodziną  zawsze dobrze się wychodzi :).

Dostaję też mnóstwo wiadomości ze słowami wsparcia. Od przyjaciół, tych z realu i tych wirtualnych. Piszą osoby, które były w tej samej sytuacji, albo takie, które znają działanie witaminy C i chcą podzielić się swoim doświadczeniem. Piszą pielęgniarki, dziewczyny, które wiedzą do jakich fundacji pisać i gdzie, piszą inne blogerki, piszecie i Wy moi czytelnicy. Nie chciałabym nikogo pominąć, ale uwierzcie mi jeżeli tak się stało, to nie specjalnie. Pierwszy raz w życiu brakuje mi słów na to, co dzieje się wokół, słów, które mogłyby opisać moją wdzięczność. Dlatego jeszcze raz dziękuję w imieniu męża, który dostał szansę na życie, w imieniu swoim, że dzięki Wam człowiek, który jest moim słońcem, jeszcze nie zgaśnie i w imieniu naszych dzieci, którym śmierć nie zabierze przedwcześnie taty.

KOCHANI, DZIĘKI WAM MÓJ MĄŻ MA SZANSĘ NA ŻYCIE - OSTATNIĄ SZANSĘ...

Zbiórka pieniędzy odbywa się TU

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka