Kilkuletni Michael Stern wiedzie dostatnie życie w rodzinie dyplomatów w Nullius Ager. Pewnego dnia poznaje poniewieraną, lecz niezwykle intrygującą dziewczynkę, Vaux Lothar. Gdy między jego ojczyzną, Ravenclowd, a sąsiednim Sunnysvard wybucha wojna, dzieci muszą opuścić swoje rodzinne domy. Przez lata Michael i Vaux mieszkają obok siebie i są dla siebie wsparciem. Oprócz przyjaźni i przywiązania zaczyna ich łączyć młodzieńcze uczucie. Kiedy ona wyjedzie do szkoły, a on dostanie przydział do wojska, ich drogi się rozejdą, ale jako dorośli spotkają się znowu w ogniu walki, jako zupełnie inni ludzie - królewscy szpiedzy. Przeznaczenie stawia ich przed ważnym zadaniem, a losu nie można zmienić...
Powieść Huberta Gruszczyńskiego nie należy do najłatwiejszych książek w odbiorze, zarówno pod względem językowym, jak i mnogości bohaterów i wydarzeń. Z tego też powodu nie będę jej rozkładała na czynniki pierwsze, a jedyne co, to opiszę moje wrażenia z nią związane.
Książkę "RACJA STANU, WIELKI UKŁAD" sklasyfikowano jako fantasy i pewnie coś w tym racji jest. Ja jednak uważam, że oprócz daty, bo mamy 22.11.1889 roku według kalendarza słońca, dziwnych imion, nazw i plemion, które i tak są bardziej ludzkie niż ludzie, nie ma tu nic z fantasy. Raczej włożyłabym powieść między dramaty wojenne. Dlaczego akurat między dramaty? Bo książka jest wyjątkowo drastyczna. Są gwałty na dzieciach, mordy, tortury i mimo, że żadne nie zostało opisane ze szczegółami, nie pozostawia cienia wątpliwości. Historia wciągająca, ale natłok informacji, trudnych do wymówienia nazw, że już nie wspomnę o ich zapamiętaniu, wyjątkowo mnie dekoncentrował. Podobały mi się za to wyjątkowo sceny erotyczne, opisane w bardzo subtelny sposób np. "bawili się do upadłego, a gdy w końcu spoceni i rozpaleni upadli na siano, zdarzyło się dużo pięknych rzeczy" ;) Cóż za delikatny i skromny opis miłosnych igraszek ;). Albo taki: "większość dnia spędzili na rozmowach i różnych innych miłych czynnościach, które od wczoraj stały się udziałem obojga". Takie właśnie cytaty świadczą o tym, że autor jest prawdziwym dżentelmenem, co bardzo przypadło mi do gustu. Panie Hubercie, teraz ze świecą szukać takich dżentelmenów. Nie na darmo autor mówi o sobie, że jest "człowiekiem renesansu".
Zarys fabuły nie wydaje się może zbyt porywający, lecz w miarę czytania spostrzegłam sporo ciekawych rzeczy, które mnie zaintrygowały. Przede
wszystkim główny bohater, a raczej para bohaterów, są niezwykłymi osobowościami i wytrwałymi osobami, które zrobią wszystko, żeby wypełnić swoją wojenną rolę. Często dzięki temu, nie poddają się i walczą
dalej. Ta siła, mimo, że los nie obchodzi się z nimi
najłagodniej, niesamowicie mi zaimponowała... Mimo ogromnej ilości uczestników fabuły, każdy z nich ma swoją uniwersalną kreację charakteru oraz zróżnicowane nawyki, zachowania i uczucia. Opisy są w większości krótkie, ale treściwe i dopasowane do treści. Elementem
nieco słabszym jest niestety fabuła. Książkę czyta się bardzo
przyjemnie, ale ma się wrażenie, że czegoś brakuje, zwłaszcza lekkości... Powiem tak - świetny pomysł na historię, tylko klimat wybrany nie taki.
Świat, jaki przedstawia nam autor jest ciekawy i spójny. W miarę czytania dowiadujemy się o kolejnych tajemnicach, informacjach dotyczących historii, obyczajów, czy samych bohaterów.
"Racja stanu" wypada całkiem dobrze, jak na powieść debiutancką, mimo, że nie zawładnęła mną całkowicie. Poleciłabym ją raczej osobom dorosłym z racji drastycznych scen, mimo, że nie opisanych ze szczegółami. Czy przeczytam kontynuację? Myślę, że tak, bo ciekawość tego co będzie dalej nie pozwoli mi postąpić inaczej.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.