Za górami, za lasami żyło sobie szczęśliwe małżeństwo. Małżeństwo, które kochało się miłością ogromną, które oddałoby życie za siebie. Mimo początkowych trudności zwyciężyli wiele przeszkód. Potem mieli dzieci... i żyli długo i szczęśliwie... ups... to nie ta bajka... Moja bajka nie skończy się szczęśliwie...
Moja bajka kończy się niczym najgorszy koszmar. Nie będzie happy endu. Moje słońce zgaśnie i nastanie ciemność. Czym ukoić mój ból? Jak śmiać się przez łzy? Jak być silną, gdy sił już brak? To takie trudne nie móc zapłakać w czyiś ramionach. To takie trudne nie załamać się, by on się nie załamał. Tyle we mnie smutku i goryczy i cholernej bezsilności. Dlaczego? Dlaczego dobrych ludzi spotyka to, co najgorsze? Wiem, życie nie jest proste i nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale nikt też nie mówił, że będzie aż tak trudno. Lepiej było nie kochać, by nie cierpieć jak się traci.
Kiedy cztery lata temu dowiedzieliśmy się, że mąż choruje na raka nerki, pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to ŚMIERĆ. Dlatego mój synek nosi to samo imię co jego tata - życie za życie. Tak, kilka dni po diagnozie choroby męża dowiedziałam się o ciąży. "Jedno się kończy, drugie się zaczyna", te słowa od czterech lat tkwią w mojej głowie, czasem na moment cichnąc, by potem wybuchnąć ze zdwojoną siłą. Tak, jak choroba, tak, jak rak. I wczoraj wybuchły znów z przyczajenia, jak terrorysta. Zawsze żyłam ze świadomością, że to się kiedyś zdarzy, przygotowywałam się na tą chwilę przecież cztery lata, ale rak początkowo dał się okiełznać, leki na moment zatrzymały jego progresję, do wczoraj. Wczoraj otrzymaliśmy wyniki badań, z których wynika jasno, że leki przestały działać, a rak rośnie w siłę. Zaczynamy kolejną walkę. Kilka bitew udało nam się wygrać, niestety wojna jeszcze przed nami. Rak nerki jest nieuleczalny, nie ma na niego chemioterapii, która potrafiłaby go cofnąć. Można jedynie próbować go uśpić na jakiś czas, czyli inaczej mówiąc, przedłużyć życie o te kilka miesięcy. Teraz czeka nas kolejny lek, niestety już nie tak silny jak ten, który przestał działać, o ile w ogóle działał, bo coraz częściej myślę, że to po protu tak miało być, że mąż sam sobie z tym rakiem poradziłby lepiej. Tylko tak trudno podjąć decyzję o zaprzestaniu chemioterapii, bo tonący brzytwy się chwyta. Wiem, że chemioterapia leczy tylko 2 % ludzi, o ile leczy, a pozostałe procenty zwyczajnie zabija, wyniszczając stopniowo organizm. W wielu sprawach pomagałam mężowi podjąć decyzję, tu tego zrobić nie mogę, nie mogę decydować o czyimś życiu lub śmierci! Nie mogę i nie chcę. Są trzy leki przedłużające życie, każdy działa określoną ilość czasu. Sutent działał ponad rok, teraz czas na kolejny, ostatni... I co dalej? Co robić kiedy możliwości się skończą, bo do raz wziętego leku wrócić nie można? Kurwa, co dalej? Mam 37 lat i jeszcze sporo przede mną, a słońce mojego życia gaśnie. Można by powiedzieć "musisz wierzyć" - wierzę, już cztery lata, ale widocznie za słabo. Można by powiedzieć - "musisz być silna" - tylko jak być silną, kiedy koło mnie ciągle jest ŚMIERĆ, ŚMIERĆ, ŚMIERĆ. Jestem jednak silna z pozoru, dla niego i dla dzieci. Czasem płaczę pod prysznicem, żeby nikt nie zobaczył mojej słabości. Tak brak mi mamy, która przytuliłaby mnie chociaż na moment. Nie mam nikogo. Przez te cztery lata, tylko jeden raz pozwoliłam sobie na chwilę słabości przed mężem, było to dwa lata temu, kiedy zabierali go na operację zmian na płucach, tylko ten jeden raz pokazałam mu, że się boję. Ja się na prawdę bałam, bałam się, że widzimy się ostatni raz. Tak bardzo go kocham i tak strasznie się boję. Dlaczego Bóg zesłał mi tego człowieka, a teraz powoli mi go zabiera?
Wybaczcie, że dzielę się z Wami moim bólem, nie chcę pocieszenia, nawet nie lubię gdy ktoś mnie pociesza, bo wtedy moja siła maleje i zaczynam się rozklejać. Ja zwyczajnie chcę to napisać, wyrzucić z siebie ten natłok myśli.
AKTUALNIE - ten cudowny lek, który był ostatnią deską ratunku nie zadziałał i od wczoraj mąż został pozostawiony sam sobie. Przerzuty raka nerki do płuc zrobiły się jeszcze większe. Nic nie da się już nic zrobić. Mogę jedynie kolejny raz uśmiechać się przez łzy, aż do końca, a ten koniec... jest już bliżej niż dalej. Paradoks jest taki, że mąż nie wygląda na chorego. Pracuje, zajmuje się dziećmi i wszystko z zewnątrz wygląda normalnie, a normalne nie jest. Powoli, delikatnie zaczynam tłumaczyć dzieciom, co nie jest łatwe, bo łzy cisną się wtedy do oczu, ale wiem, że moja siła jest ich siłą. Ja też zaczynam się przygotowywać, ale czy do tego można się przygotować? Kur., nie można!!
AKTUALNIE - ten cudowny lek, który był ostatnią deską ratunku nie zadziałał i od wczoraj mąż został pozostawiony sam sobie. Przerzuty raka nerki do płuc zrobiły się jeszcze większe. Nic nie da się już nic zrobić. Mogę jedynie kolejny raz uśmiechać się przez łzy, aż do końca, a ten koniec... jest już bliżej niż dalej. Paradoks jest taki, że mąż nie wygląda na chorego. Pracuje, zajmuje się dziećmi i wszystko z zewnątrz wygląda normalnie, a normalne nie jest. Powoli, delikatnie zaczynam tłumaczyć dzieciom, co nie jest łatwe, bo łzy cisną się wtedy do oczu, ale wiem, że moja siła jest ich siłą. Ja też zaczynam się przygotowywać, ale czy do tego można się przygotować? Kur., nie można!!
nie będę pocieszać. jestem.
OdpowiedzUsuńWyrzucenie z siebie goryczy pomaga :) Tulę mocno!!!
OdpowiedzUsuńJestem i będę...tylko tyle mogę...
OdpowiedzUsuńKażdy z nas dostaje prędzej czy później kopa. Weźmiesz się w garść albo upadniesz. Kiedyś często myślałam dlaczego ja... teraz myślę, że trzeba cieszyć się chwilą i tym co mam teraz. Nigdy nie wiadomo, co może nas jeszcze spotkać. Bądź silna, jak do tej pory.
OdpowiedzUsuńnie wiem co powiedzieć... czytam i płaczę... nie jestem w stanie sobie wyobrazić co czujesz
OdpowiedzUsuńTo straszne, ja też nie mogę wyobrazić sobie jaki to musi być ból, strasznie współczuje kochana i pokładam wielkie nadzieje, że Twoje światełko będzie świecić jak najdłużej <3
OdpowiedzUsuń..jestem tu i czytam.. i pocieszać nie będę (mnie to tez zawsze osłabiało)
OdpowiedzUsuńJestem obok Ciebie myślami. W ciszy trzymam za rękę, bo słowa tu nic nie znaczą...
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisać. Nie chcesz pocieszania więc nie będę tego robiła. Pamiętaj, że jestem z Tobą. Trzymaj się.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki......
OdpowiedzUsuńI ja też jestem...przesyłam tysiące buziaków!
OdpowiedzUsuńNienawidzę tej choroby, tak wiele osób ona dotyka....
OdpowiedzUsuńech.. życie
OdpowiedzUsuńJestem z Tobą jestem z Wami ...
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie takiego życia. Tak i tak jesteś silna!!! Moooocno tulę. Dobrze że masz odwagę chociaż tutaj się wypłakać - może choć odrobinę blog ukoi ból i zmniejszy cierpienie.
OdpowiedzUsuńnie wiem co napisać.... czasem tak jest czasem tak jest....
OdpowiedzUsuńDobrze że masz bloga i piszesz co czujesz, myślisz...po to jest blog, ściskam gorąco....
Jestem w ogromnym szoku... nie będę pocieszać ani pisać prostych formułek. Napiszę tylko, że Twoja siła ukazuje się właśnie w tym, że nie pokazujesz swojej słabości przy osobach, które kochasz i myślę, że to wiesz.
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisać, zaglądając tutaj spodziewałam się kolejnej recenzji, a Ty mną wstrząsnęłaś...
OdpowiedzUsuńCiesz się każdą chwilą z mężem, macie swoją miłość czyli o wiele więcej niż niektórzy, nie daj sobie tego odebrać myślami o niepewnej przyszłości. Może to slogan, ale chyba prawdziwy. Dużo siły i trzymam kciuki, aby się udało jak najdłużej...
Jestem z Wami myślami, chociaż tyle.
OdpowiedzUsuńCiężko coś powiedzieć w takiej chwili... jesteśmy z Tobą. Pisz,jeśli Ci to choć trochę pomaga, dobrze jest z siebie wyrzucić żal i ból
OdpowiedzUsuńNiesprawiedliwy jest los, że osobę młodą i potrzebną rodzinie tak doświadcza. Zobacz ile ludzi tutaj wierzy, że będzie dobrze, uwierz i Ty!. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie to mnie wkurza na tym cholernym świecie, że Bog dobrych ludzi zabiera, a tych złych pozostawia jak by mieli się nawrócić. Głupota. Dobrzy ludzie powinno żyć jak najdłużej i dawać dobry przykład. Nie będę Ciebie pocieszać bo to i tak nic nie da.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ciężko cokolwiek napisać, zwłaszcza jak się samemu nie jest w takiej sytuacji. To bardzo przykra sprawa, obyś miała w sobie dużo siły żeby to wszystko przetrwać.
OdpowiedzUsuńCzy nie mozna wyciąć i przeszczepić nowa od dawcy ? Nie znam tematu moze pytanie jest głupie wybacz koleżanki córka miała przeszczep ale to była inna duagnoza
OdpowiedzUsuńMąż nie ma już nerki i ma przerzuty na płuca, więc przeszczep nie wchodzi w grę.
UsuńMoże to głupie ale
OdpowiedzUsuńMoze gdzies za granica sa jeszczelepze leki ?
Przesyłam dużo uścisków!
OdpowiedzUsuńJedyne co mogę to jestem z Wami, pocieszać nie będę
OdpowiedzUsuńŻyczymy jak najwięcej miłości ze strony bliskich, z doświadczenia wiemy, ze to bardzo pomaga :)
OdpowiedzUsuńProszę, odezwij się do mnie! Na mejla czy gdziekolwiek
OdpowiedzUsuńЧтобы получать прибыль и иметь посещаемость на сайтах - нужно заказывать продвижение сайта.
OdpowiedzUsuńВыбирать исполнителя нужно тщательно и лучше опираться на его позиции и его портфолио.
Заказать комплексное продвижение сайта просто - а получить результат сложно.
Выбрав исполнителями нас, вы получаете
профессиональные услуги по
продвижению сайта.