Niedobra ze mnie mama... Odprowadziłam rano synka do przedszkola, pierwszy raz, nie płakałam, on nie płakał, a domu usiadłam i nic nie robiłam... upajałam się spokojem...
Piąta rano. Synek już nie śpi (normalnie budzi się o dziesiątej), podekscytowany pójściem pierwszy raz do przedszkola. Cóż mi pozostało - jedynie przez trzy godziny tłumaczyć, że jeszcze przedszkole jest zamknięte. Kiedy nadszedł ten wielki moment wyjścia, Iruś tak się spieszył do samochodu, że nawet nie zdążyłam zrobić mu zdjęcia. Na miejscu pożegnaliśmy się szybko, czyli dwa buziaki i uścisk (wcześniej uzgodnione) i oboje ze spokojem ruszyliśmy w swoje strony.
Pamiętam jak czternaście lat temu odprowadzałam do tego samego miejsca najstarszą córkę. Wtedy nie było tak łatwo. Pierwsze dziecko, bałam się wtedy jak cholera, mimo, że córka była bardziej ogarnięta niż synek. Czułam ucisk w piersi i miałam poczucie, że robię jej krzywdę... a ona to czuła i rozpaczała jeszcze bardziej. Przy drugiej córce niepokój był już mniejszy. Wtedy już wiedziałam, że długie rozstania niczemu nie służą. Jak dziś pamiętam, jak Pani trzymała ją za rękę, a ja próbowałam uwolnić się z drugiej jej rączki, a potem w nogi. Kilka lat później, córka powiedziała mi, że dobrze zrobiłam, bo ona chwilę później kochała już Panią i przedszkole.
Dziś już wiem, że przy moim braku czasu i kłopotach ze zdrowiem męża, przedszkole jest tym, co dla mojego dziecka najlepsze. Owszem, miałam obawy, bo synek nie jest tak sprawny fizycznie jak rówieśnicy, ale rozwiały się one po rozmowie z wychowawczynią, która zapewniła mnie, że po schodach poda synkowi rękę, a na placu zabaw zwróci na niego szczególną uwagę. Bałam się też, że będzie chodził głodny, bo w domu nie jada kanapek, warzyw w zupie itp. A tu wystarczyła zachęta Pani, w postaci pieczątki na rączce w kształcie serduszka za ładnie zjedzony obiadek i... wszystko było w zjedzone, nawet marchewka :).
Nie obyło się też bez małych incydentów, a raczej mokrych skarpet, dwóch par :). Dzieci poszły na plac zabaw, a tam piaskownica przykryta plandeką, a na plandece... woda. Mój synek, który uwielbia wodę, zawołał tylko "basen" i już był w wodzie. To akurat najmniejszy problem. Największym problemem było ubrać mu suche skarpetki. Tak czy siak, jest zadowolony i nadal pełen chęci do jutrzejszego powrotu do przedszkola.
Patrząc z perspektywy kilkunastu lat, wiem, że dla naszych dzieci przedszkole jest świetną sprawą (dopóki nie zaczną chorować). To tam uczą się tego, czego rodzic nie jest w stanie ich nauczyć nawet stosując najnowsze pomoce dydaktyczne i wypasione gry edukacyjne. Kiedyś nie mogłam nauczyć Sandry kolorów, chyba przez pół roku jej to wałkowałam, a w przedszkolu w ciągu tygodnia nauczyła się wszystkich. Nasze dziecko ma tam zabawę, naukę, świetną opiekę, jadłospis iście królewski i towarzystwo rówieśników. Kiedy dziś czytałam menu na kolejny tydzień, aż mi ślinka pociekła, takie wspaniałości. W domu na pewno bym czegoś tak urozmaiconego nie ugotowała.
Cieszy mnie dodatkowo fakt, że synek ma zdecydowanie pomnie hart ducha, bo mąż podobno do przedszkola nie chodził, bo tak wył, że teściowa musiała go zabrać do domu, na stałe ;).
W każdym razie jestem zadowolona z dzisiejszego dnia. Nie było nerwów, odpoczęłam i może jestem złą matką, ale nie brakowało mi synka przez te pięć godzin ani troszkę. Gdyby jeszcze mąż zamiast na chorobowym, był w pracy, to byłby to dla mnie szczyt marzeń.
W każdym razie jestem zadowolona z dzisiejszego dnia. Nie było nerwów, odpoczęłam i może jestem złą matką, ale nie brakowało mi synka przez te pięć godzin ani troszkę. Gdyby jeszcze mąż zamiast na chorobowym, był w pracy, to byłby to dla mnie szczyt marzeń.
A jak Wasi uczniowie? Pełni chęci do nauki, czy raczej wolą bezpieczne ramiona mamusi?
P. S W następnym poście pamiętnikowym pokażę Wam cudowne miejsce, do którego zawitałam na cały dzień razem z córką.Chciałam Was też serdecznie zaprosić na konkurs, w którym u mnie na blogu możecie wygrać, jedną z trzech książek Agaty Adamskiej, pt. "Łowca czterech żywiołów". Bardzo zależy mi na udziale jak największej ilości osób. Konkurs odbywa się TU
P. S W następnym poście pamiętnikowym pokażę Wam cudowne miejsce, do którego zawitałam na cały dzień razem z córką.Chciałam Was też serdecznie zaprosić na konkurs, w którym u mnie na blogu możecie wygrać, jedną z trzech książek Agaty Adamskiej, pt. "Łowca czterech żywiołów". Bardzo zależy mi na udziale jak największej ilości osób. Konkurs odbywa się TU
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.