Wśród nas są różni ludzie, często skrywający w sobie samotność i ciemność. Z pozoru normalni, no może lekko dziwni... Lepiej jednak kogoś takiego na swej drodze nie spotkać...
Ona cicha, samotna, chorująca na anoreksję nastolatka. Często zmieniająca miejsce zamieszkania z racji pracy swego ojca. Rodzice zaniedbują ją, a to, że nie zajmują się dzieckiem rekompensują jej pieniędzmi i tabletkami... na odchudzanie i na uspokojenie. Nie ma przyjaciół, a jej rozrywką staje się kaleczenie swojego ciała. Nie czuje tedy niepokoju, bo ból zabija wszystko, co dzieje się w głowie.
On, Harry - sąsiad z naprzeciwka, wielbiciel róż. Początkowo cichy, lekko powolny i mroczny... bardzo mroczny... chory... Z czasem staje się najgorszym koszmarem, ale i największą miłością wyżej wymienionej. W tym przypadku słowa "miłość aż do śmierci" ma znaczenie.
Gdy tych dwoje spotyka się pierwszy raz, nic nie zapowiada tego, co ma się stać później. Ona boi się go i unika, on obserwuje, by wyczuć odpowiednią sytuację i powoli osaczać. On wie, że dziewczyna potrzebuje miłości i bliskości. On wie, że ona jest samotna i niczyja. Bree, bo tak dziewczyna ma na imię, zaczyna czuć coś do swojego tajemniczego sąsiada, zaczyna go kochać i nie przestaje, nawet wtedy, kiedy ujawniają się jego najgorsze demony. Brnie dalej w tą dziwną i zła znajomość, aż do końca...
Trudna to powieść, a zarazem piękna, poruszająca temat choroby psychicznej, która nieleczona ciągnie chorego do całkowitego unicestwienia. To główny wątek. Dodatkowo mamy tu problem wielu nastolatków - brak zainteresowania rodziców, którzy często za późno orientują się, że z ich dzieckiem dzieje się coś złego. Znajdziemy też momenty, które ukazują okrucieństwo rówieśników, czy próby gwałtu na dziewczynie, która nie zachowuje odpowiedniej ostrożności na imprezie. No i kolejny problem - anoreksja, tak często spotykana w ostatnich czasach. Autorka pisze bardzo malowniczym językiem, co dało mi spore wyobrażenie tego, co dzieje się w głowach Harrego i Bree, a dzieje się wiele. Za wiele. Tym łatwiej mi ich zrozumieć, bo narrator (trzecioosobowy) na zmianę opowiada o niej, o nim i o nich. Nie znajdziemy tu ogromu dialogów, owszem są, ale okrojone do minimum, ale w zamian otrzymujemy dużo opisów, ale nie tylko. Autorka uwzględniła w książce wiele przemyśleń, bardzo mądrych i trafnych. Są to przemyślenia skłaniające do głębokiej analizy i zadumy. Powiem szczerze, że chwilami wręcz namacalnie czułam ból chłopaka, gdy dopadały go największe koszmary.
Książka nie jest dużego formatu, a i stron nie ma wiele. Należy do tej trudniejszej literatury, aczkolwiek wciągającej na maksa i długo tkwiąca w głowie. Najbardziej podobał mi się początek i to uczucie zaciekawienia. Z czasem zbyt dużo było dla mnie tego samego, napisanego tylko innymi słowami. Demony demony i demony... Odnoszę wrażenie, że autorka lubuje się w tym słowie, jakby nie istniało żadne inne słowo, określające ten stan umysłu. To mi się nie podobało, bo w pewnym momencie zrobiło z powieści "masło maślane".
Za to reszta podobała mi się bardzo, mimo, że zakończenie okazało się dla mnie zaskoczeniem i spowodowało lawinę łez. Całość dopełnia okładka, kontrastująca swym kolorem z "czarną treścią". Wydaje się być romantyczna, delikatna i cudowna, z pozoru... tak, jak Harry...
"Nasze nigdy" polecam czytelnikom o mocniejszych nerwach, kochających literaturą nieco wyższego lotu.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.