poniedziałek, 15 maja 2017

MATKA W SPA - CZYLI JAK DZIĘKI PRZYJACIÓŁKOM ZYSKAŁAM KILKA GODZIN RELAKSU...


"Kochana, należy Ci się odpoczynek. Dlatego w kilka osób postanowiłyśmy Ci to umożliwić chociaż przez jeden dzień. (...) To ty jesteś elementem, który porusza cała maszynę. To Ty poruszyłaś  tyle serc, zjednoczyłaś do walki, a o co? O ZYCIE!!! Dajesz przykład innym, że warto walczyć, że jest szansa i nadzieja"





Któregoś poniedziałku listonosz przyniósł do mnie list. Myślałam, że to pewnie któryś z tych, dotyczących dożylnej witaminy c. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po otwarciu zobaczyłam zaproszenie do SPA. Tutaj też pomyślałam, że to z pewnością karnet do wystawienia na nasze aukcje charytatywne, dopóki nie zobaczyłam, że to zaproszenie imienne, wystawione... na mnie.  Popłakałam się jak dziecko - naprawdę. Może to egoistyczne, ale to, że zaproszenie było tylko dla mnie sprawiło, że poczułam się dowartościowana i doceniona. Nigdy nie pomyślałabym, że spotka mnie coś tak niesamowitego. Sześć dziewczyn, które znają mnie od kilku miesięcy z grupy RATUJEMY IRKA- OSTATNIA SZANSA i trochę z wymienianych wiadomości prywatnych dostrzegło, że jestem wykończona całonocnym rozliczaniem pitów, czytaniem i pisaniem recenzji, po to, aby zebrać jak najwięcej pieniędzy na leczenie męża. Nie dostrzegli tego najbliżsi domownicy, a zrozumiały teoretycznie obce osoby. To niesamowite i wzruszające. I wiecie co jeszcze jest w tym najlepsze? Miałam wyraźny zakaz myślenia o mężu w czasie pobytu w spa. Tak, zdecydowanie potrzebowałam odpoczynku od niego. Miłość miłością, ale po tylu miesiącach walki, gdzie on tylko brał, a ja dawałam, zaczynałam mieć dość. Kocham mojego męża, ale jego bierność i zostawianie wszystkiego na moich barkach potrafi ochłodzić każde uczucie. Codzienność również nie daje odpoczynku. Dziewczyny domyśliły się, że sama nigdy bym na taki wypad się nie zdecydowała, głównie ze względów finansowych i chciały zrobić to dla mnie. Tak trudno było mi w to uwierzyć, że mi też należy się jakaś przyjemność, to wręcz było dla mnie nierealne, jak jakaś bajka. Nawet jadąc na miejsce, miałam w głowie myśli, że to się nie dzieje naprawdę. Tak właśnie kilka miesięcy walki o pieniądze na leczenie mojego męża "wyprało" mi mózg. Mąż też zachował się wspaniale, bo szczerze ucieszył się z prezentu dla mnie. Co prawda nie on o tym pomyślał ( a powinien), ale jego radość była szczera, co go trochę rehabilituje ;). Dziewczyny: Monika, Elwira, Sylwia, Zuzanna, Kasia i Joasia jeszcze raz z całego serca Wam dziękuję, za okazane mi serce i zrozumienie, oraz za organizację, bo przecież jesteście z całkiem innych stron Polski, a potrafiłyście znaleźć idealne miejsce na wypoczynek dla mnie i to tak blisko mojego miejsca zamieszkania. To tylko17 km. ode mnie, a ja nigdy tam nie byłam. Owszem, byłam w Jaworzu, ale tylko w odwiedzinach u córki, kiedy przebywała w sanatorium.




I dochodzimy do sedna, czyli do samego pobytu w SPA. Wyjazd tam poprzedził szereg przygotowań. Wiadomo - depilacja, malowanie paznokci, peelingi inne takie, bo nigdy nie wiadomo co cię spotka na miejscu, więc trzeba być zadbanym bardziej niż zwykle. Oprócz tego ciągle towarzyszyła mi obawa, że dzień przed wyjazdem dopadną mnie "te" dni i z sauny wtedy nici, no i samopoczucie również wtedy nie byłoby zbyt dobre. Jednak wszystko ułożyło się po mojej myśli i śmiało mogłam korzystać ze wszystkich atrakcji.

Na zabiegi wybrałam się razem z kuzynką, z którą każdy wypad to jedna wielka przygoda i przy której czuję się zawsze na luzie. Mogę powiedzieć jej o wszystkim i wiem, że mnie nie będzie oceniała. Aga wykupiła sobie podobne zabiegi do moich, więc w tym samym czasie mogłyśmy się relaksować. Na miejsce dojechałyśmy kilka minut po dziesiątej. Widok ogromnego hotelu zrobił na nas spore wrażenie. Zaraz po wejściu na plac przywitała nas piękna fontanna otoczona ławeczkami, z których również skorzystałyśmy, bo pogoda była idealne na takie posiedzenia.




Następnie zjawiłyśmy się w recepcji SPA gdzie otrzymałyśmy ręczniki, szlafroki i jednorazowe klapki. Z takim wyposażeniem udałyśmy się do szatni, a potem na basen. Przyzwyczajona do tłumów na naszej miejskiej pływalni, tutaj również spodziewałam się czegoś podobnego. Jakże się myliłam, bo zastał nas pusty basen, a właściwie basen i cudowne jakuzzi. Cudowny spokój. Całość pięknie utrzymana i robiąca niesamowite wrażenie wizualne. Na brzegu rosły sobie palmy, wszędzie znajdowały się wygodne leżaki, również na dworze, a siedząc w wodzie można było obserwować grających na korcie tenisowym. Nie jestem zwolenniczką ekstremalnych warunków, więc sam basen z chłodną wodą sobie odpuściłam, ale jakuzzi było moje :). Wszystko w nim było cudowne, ale najbardziej zauroczyło mnie to, że jedna jego część wysuwała się na dwór, tworząc wodny balkon. Cudowne :). My miałyśmy słoneczną pogodę, ale nawet w zimie można kąpać się na zewnątrz z racji ciepłej wody.


Owe jakuzzi jest tym z prawdziwego wrażenia. Są bicze wodne na całe ciało (leżące), drugie typowo na plecy ( siedzące) i na uda i pośladki (stojące). Śmiałyśmy się, że jak się dobrze ustawić, to i masaż erotyczny by był :). Moc bąbelek daje czadu, bo po kilku minutach czułam już delikatne szczypanie, a skóra od razu zdrowo się zaróżowiła. Tak spędziłyśmy prawie dwie godziny. Wybaczcie jakoś zdjęć, ale nie odważyłam się brać ze sobą lustrzanki i wybaczcie też zasłonięte twarze, ale moje świeżo wyprostowane włosy zaczęły pod wpływem wilgoci żyć własnym życiem. Naturalne zdjęcia są fajne, ale wszystko ma swoje granice. Kolejnym moim wytłumaczeniem jest to, że robiłam je bez okularów.  No i bez makijażu jakoś tak ciężko mi się "lansować". Z wielkim żalem opuszczałyśmy pływalnie, z mocnym postanowieniem, że na pewno na nią wrócimy, ale nadszedł czas sauny. I tutaj kończy się robienie zdjęć, bo telefon musiał zostać w szafce. Po za tym w półmroku tam panującym zdjęcia nie były ciekawe. Podczas zabiegów również nie było możliwości fotografowania.





Sauna - 2 aromatyczne łaźnie parowe, słoneczna łąka, sauna sucha, sauna na podczerwień, Najpierw spróbowałyśmy tej, gdzie temperatura dochodziła do ponad 90 stopni. Oj, długo nie wytrzymałam. Kiedy moje zęby zaczęły mnie parzyć w język uznałam, że już dość, czyli po jakiś siedmiu minutach. Jednak to uczucie, kiedy ciało powoli stygnie jest nieziemskie. Wiem wiem, powinnam opłukać się zimną wodą, ale jak wspomniałam wcześniej, jestem daleka od ekstremalnych wyczynów i wolałam stygnąć w sposób naturalny ;). Kolejna była słoneczna łąka, tak myślę, bo bez okularów nie doczytałam napisu, ale kładąc się  niej, ma się uczucie właśnie leniuchowania na cudownej, ciepłej i słonecznej łące. Tutaj było super :). Podczas przerw między saunami odpoczywałyśmy w specjalnym pokoju, popijając aromatyczną, owocową lub zieloną herbatę. Trochę brakowało mi dostępu do kawy, ale herbatka była równie pyszna. Następna to łaźnia parowa -  o tak, to jest to... Mokro, pachnąco, gorąco -  po prostu zniewalająco. Pomyśleć, że mając trzydzieści dziewięć lat pierwszy raz byłam w saunie ;). I kolej na zabiegi. Rozpoczęłam od kąpieli w wannie wypełnionej olejkami, do tego masującej. Klimatyczny pokój z przyciemnionym światłem, na czekającym na mnie ręczniku śliczny kwiat, a podczas kąpieli zmieniające się światła i relaksująca muzyka w tle... Ach... 

Masaż twarzy, który miałam zaplanowany jako drugi odbywał się w innym pokoju, równie klimatycznym. W pierwszej chwili miałam mieszane uczucia, kiedy masażystka zaczęła dotykać mnie delikatnymi ruchami. Nieprzyzwyczajona do tego, że dotyka mnie ktoś inny niż mąż, zrobiłam się bardzo spięta. Na szczęście z każdą kolejną minutą przychodziło rozluźnienie. Jedyne czego nie mogłam wyrzucić ze swojej głowy, to myśli, że muszę śmiesznie wyglądać w specjalnym czepku i, że masażystka widzi wszystkie moje niedoskonałości na twarzy. Tak już niestety mam. Po tym zabiegu moja skóra stała się delikatna, pachnąca i mocno nawilżona.

Trzecim zabiegiem był masaż kręgosłupa. Na początek dostałam jednorazową bieliznę, czyli papierowe stringi, przy których zastanawiałam się gdzie jest przód, a gdzie tył. Masaż bardzo przyjemny, rozgrzewający, ale kark i ramiona zostały potraktowane po macoszemu. Masażystka skupiła się na dolnych partiach pleców, które w moim przypadku nie powodują dolegliwości, a ramiona, które mnie bolą zaledwie musnęła. Karku nie masowała wcale. Wydaje mi się, że kark należał do poprzedniego masażu, twarzy, z tym, że ciężko masować komuś kark, kiedy ten ktoś leży na plecach. Także te części ciała zostawię do poprawki mojemu mężowi. Po zabiegach jeszcze chwilka w jakuzzi i gorąca herbatka. Nie chciało się wracać do domu, zwłaszcza, że czułam błogą bezsilność, co poskutkowało tym, że po przyjeździe do domu padłam na łóżko razem z chorym synkiem i przespałam kilka godzin.

Jako, że przez kawał czasu pracowałam jako pokojowa w pięciogwiazdkowym hotelu Belweder w Ustroniu, moje oko jest dość wprawne (nawet bez okularów) odnośnie czystości i w hotelu Jawor było czysto, bardzo czysto, wiec jestem pełna podziwu dla załogi. Hotel Jawor jest hotelem czterogwiazdkowym, a Belweder może się przy nim schować. Podejrzewam, że ma to duży związek z zarządzaniem obiektem. Są dwie opcje - jest odpowiednia ilość załogi, albo nie wymienia się całego hotelu (chodzi o grupowe zjazdy) w ciągu godziny, gdzie nie ma szans idealnie w takim czasie wysprzątać wszystkiego. Niestety w Belwederze zarządzanie było nastawione na pieniądze, a nie na ludzi... Długo by opowiadać, ale tematem  postu nie jest Belweder :). 

Zachwycił mnie też piękny zapach wyczuwalny w całym obiekcie. Zapewne to zasługa kadzidełek, które palą się w wielu miejscach. Sam wystrój także jest przyjemny dla oka. Sam hotel jest ogromny, a wnętrze ma wyjątkowo przytulne, co jest sporym wyczynem przy takim metrażu. Na korytarzach są też powieszone zdjęcia sław, które odwiedziły ten przybytek oraz pamiątek z imprez tam organizowanych. Wszystko z gustem i smakiem. Obsługa hotelu, przynajmniej ta, z którą miałam do czynienia bardzo uśmiechnięta i pomocna. Super.
 
Zrobiło mi się przykro tylko w jednym momencie, kiedy siedząc i pijąc owocową herbatkę usłyszałam rozmowę starszego małżeństwa. Pani zastanawiała się na jaki kolor pomalować sobie paznokcie, a pan z autentycznym zainteresowaniem opowiadał, że może tym razem na jasno różowy, a przecież jak jej się znudzi to może zmienić kolor. On ją słuchał i z nią rozmawiał... Ja tego nie mam. Mój mąż odpowie zawsze "nie wiem", albo odpowie pytaniem na pytanie czuli "a jaki Ci się podoba?". Jednym uchem wleci, drugim wyleci.  Druga pani opowiadała, tym razem już nam, że nawet nie wie ile kosztuje tutaj pobyt, bo to mąż planował i kupował kilkudniowy wypoczynek w Hotelu Jawor...

Podsumowując - wczorajsza niedziela była dla mnie dniem niesamowitym i pełnym wrażeń. Od niepamiętnych czasów nie musiałam mieć wyrzutów sumienia, że robię coś dla siebie i że wydałam pieniądze na siebie, a nie na męża, bo ich nie wydałam. Jednak gdzieś tam w środku ciągle tkwiła we mnie obawa, że spotkam kogoś znajomego, który nie wie, że pobyt w SPA jest prezentem i zaczną się nieprawdziwe domysły i plotki. Na szczęście nikogo takiego nie spotkałam :). Równocześnie pobyt tam uświadomił mi na nowo, że ja też jestem ważna oraz, że ja też potrzebuję chwili dla siebie. Choroba męża to jedno, a ja, to drugie. Jedno z drugim można połączyć, jeżeli robi się to mądrze i z umiarem. Nigdy nie zapomnę gestu dziewczyn, nigdy !

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka