Wiosnę mamy w pełni, przynajmniej teoretycznie, bo w praktyce trochę gorzej i kiedy tylko chociaż na moment pojawi się słońce, każdy z nas stara się jak najwięcej czasu spędzić na dworze. Każdy, tylko nie moje dzieci.
Częste, zimowe choroby odzwyczaiły głównie synka od spacerów i zabaw na zielonej trawce i muszę się sporo nagimnastykować, żeby najpierw wyciągnąć go ze sobą, a potem znaleźć coś ciekawego do roboty. Wszystko go nudzi, nic mu się nie chce. Czteroletnie dziecko, a chwilami zachowuje się jak mój mąż ;). Jest coś, co sprawia mu przyjemność - pozowanie do zdjęć :). Już podczas recenzji dziecięcych artykułów, jakie miałam przyjemność pisać, moje dziecko nauczyło się automatycznie ustawiać do zdjęć. Oczywiście spontaniczne fotografie też mamy :). I taki właśnie ostatnio robiliśmy. Nie wiem kto ma więcej radości - ja czy on. Ja, bo mogę na kimś trenować swoje hobby, a on, bo coś się dzieje.
Mamy koło domu łąkę, pełną mleczy i od niej zaczęliśmy całą zabawę. Wiem, że teraz modna są białe, sterylne zdjęcia, ale dla mnie najpiękniejsze są te w kolorach żółtego, bo dodają radości i światła fotografiom. Ja widać mlecz vel mniszek lekarski nadaje się nie tylko na syrop, o którym pisałam TU i zaplatania wianków. Nasze podwórko również jest już obfotografowane ze wszystkich stron. Najśmieszniejsze jest to, że synek chcąc mi dokuczyć, kiedy jest na mnie zły, woła - "nie będę już z tobą pracował".
POZDRAWIAMY ZE SŁONECZNEGO PIERŚĆCA :)
Nie zawsze jednak jest odpowiednia pogoda i niestety dla mnie, a "stety" dla synka, tworzą się wielkie kałuże. Zawsze zastanawiam się czemu nikt jeszcze nie zrobił kaloszy dla dziecka długich aż za kolana. Przecież jedno wejście do kałuży i kalosze są pełne wody, ale za to ile frajdy, a potem kataru... Tak czy tak warto zabierać dziecko na dwór, niezależnie od pogody. Wiosną możemy wspólnie oglądać budzącą się do życia roślinność, porównywać wróbelki do szpaków, pleść wianki i skakać w kałużach - to się nazywa dzieciństwo.
A kiedy pogoda już całkiem nie dopisuje, wtedy można wybrać się na pyszne ciacho do pobliskiej cukierni i wraz z tatą obserwować gołębia, albo uczyć się kolorów na przejeżdżających samochodach. To najprostsze czynności, a zarazem najbardziej zapamiętywalne. Ja z dzieciństwa pamiętam właśnie wypady z tatą na grzyby i wspólne rozmowy. Wszystko było takie ciekawe, a to, co mówił tata było dla mnie świętością, oczywiście do czasu, kiedy to z małego bezkrytycznego dziecka, zmieniłam się w uważnego obserwatora, który sam wyciąga wnioski. Wykorzystujcie więc ten czas, kiedy jeszcze jesteście dla swoich dzieci superbohaterami.
Na zdjęciach poniżej widać, że i starsza pociecha skusiła się na "maminą" sesję zdjęciową. Tu już nie było tak spontanicznie, bo przecież trzynaście lat, to już prawie dorosłość, a dorosłość to "nierobienie siary".
Ktoś mógłby powiedzieć, że to tylko robieni zdjęć. Dla mnie, dla nas to coś więcej, bo aparat potrafi uchwycić to, czego na co dzień nie zauważamy. Wystarczy tylko pstrykać, pstrykać i pstrykać. I tak tera patrzę, że na jednym ze zdjęć wyżej znalazła się pewna rzecz, pewnej firmy, o której niebawem Wam napiszę w poście o prezentach na dzień dziecka dla czterolatka.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.