Ach, to były czasy... Ostatnio bardzo często wracam myślami do dzieciństwa, kiedy to jedynym moim problemem było to, czy uda mi się wygrać w berka, albo czy znajdę odpowiednią kryjówkę w grze w podchody.
Moje dzieciństwo różniło się bardzo od tego, jakie mają moje dzieci. Był to czasy ciężkiej komuny. Na sklepowych półkach świeciły pustki, wprowadzono godzinę policyjną, a ściany miały uszy. Moi rodzice dbali jednak o to, byśmy wraz z bratem nie odczuwali tego zbyt mocno. I udało im się to, bo o tym, jak było źle, dowiedziałam się już jako nastolatka z opowiadań.
Mieszkaliśmy na wsi i mieszkamy do tej pory, z tą jednak różnicą, że wtedy jazda traktorem była dla mnie czymś normalnym i zwyczajnym. Traktora już nie ma, gospodarstwa również, a moje dziecko, to najmłodsze i tak fascynuje się maszynami rolniczymi. Żeby stworzyć mu choć namiastkę tamtych czasów, synek został zaopatrzony w TRAKTOR GIGANT oczywiście od firmy WADER. O tym, jak cenimy sobie tą firmę, wspominałam Wam już w kilku postach.
Zanim jednak opowiem o tym, co przekonało nas akurat do tej zabawki, pokażę Wam jak i od czego zaczęła się nasza przygoda z zabawkami Wader. Najpierw były małe pojazdy, które można łączyć ze sobą tworząc kolejkę. Był to czas, kiedy synek dużo chorował i bardzo bał się lekarzy. Przestał się bać, kiedy za każdą taką wizytę dostawał autko. Jak widać uzbierała się kolekcja. Synek już dawno się nie boi, a nasza kolekcja pozostała, bo autka kosztują niewiele, a ich trwałość jest niesamowita, tak samo jak kolorystyka (cztery podstawowe kolory) , bardzo przyjazna dla dziecięcych oczek.
Potem przyszedł czas na cięższy kaliber, czyli spychy, wywrotki, ciężarówki, tiry i bohatera dzisiejszego postu, czyli traktora giganta. Takie prezenty synek zazwyczaj otrzymuje na święta i Dzień Dziecka. Mamy już spory zestaw i jak widać, zabawki nadal są w świetnym stanie, mimo częstego używania. Ich niewątpliwą i największą zaletą jest trwałość. Te zabawki są niezniszczalne.
Kiedy synek był malutki, to pojazdy służyły mu głównie do bawienia się. W chwili obecnej są też dla mnie pomocą. Traktor potrafi udźwignąć 100 kg. ciężaru , a przyczepa 60 kg. więc sporo potrafi przewieźć jak widać na zdjęciu niżej :). Kilka dni temu wykorzystałam i synka i traktor do pewnej misji, ale żeby się udała i spotkała z aprobatą, musiałam zrobić to sposobem.
Zaplanowałam prace w ogródku. Trzeba było powyrywać trawę, załadować ją do czegoś i wywieźć, a to coś, to był właśnie traktor :). Synek jest na etapie przekory, więc nawet mu nie mówiłam co będziemy robić, ale zaproponowałam rzucanie do celu kępkami trawy. I udało się, trawa załadowana i odwieziona na "wysypisko". Już pomijam fakt, że po drodze kilka razy była wysypana, ale udało się. W przypadku drugiej tury poszłam po rozum do głowy i przycisnęłam trawę synkiem, a mąż był woźnicą. Robota poszła szybko i sprawnie, a maluch nawet się nie zorientował, że niechcący pomógł mamie. Takim oto sposobem mój syn spędził całe popołudnie na dworze, nie marudząc, że musi bawić się sam. Warto włączać swoje dzieci do prac domowych, dostosowanych do ich wieku i możliwości. Owszem, praca idzie trochę wolniej, ale czas spędzony razem jest wart każdej minuty i nie są to minuty stracone.
Takich zabaw można wymyślać wiele, bo wszystko zależy od naszej wyobraźni przecież. Wystarczy przypomnieć sobie jak to jest być dzieckiem....
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.