Każdy rodzić wie jak to jest, gdy dziecko zaczyna się nudzić, a w domu nie ma już grama farb, wszystkie kredki zużyte, no i przecież takie malowanie jest mało ciekawe, bo nasze dziecko ciągle tylko maluje, maluje i maluje.
Oczywiście kiedy maluje, często pilnujemy, żeby farba nie znalazła się wszędzie wokół. A gdyby tak pozwolić maluchowi trochę pobrudzić i zamiast pędzla użyć paluszków? To się nazywa frajda, bo to taki trochę zakazany owoc dla pociechy, a dodatkowo malec dowie się, że z odbicia palca można wyczarować wiele ciekawych obrazków.
"Twórczynią metody malowania palcami jest pedagog, terapeutka Ruth Faison
Shaw (1888-1969) która przypadkowo odkryła starodawną techniką
malowania palcem.
W 1926 r. uczeń z klasy R. F. Shaw przypadkowo rozciął palec, został wysłany do łazienki aby jodyną zdezynfekować ranę. Gdy uczeń nie wracał, poszła go szukać i odkryła, że ten w łazience szczęśliwie rozmazuje jodynę na ścianach. Kiedy inni uczniowie go zobaczyli, też chcieli się przyłączyć do rozmazywania jodyny. Doświadczenie to było początkiem długich i intensywnych badań wykorzystania palców w malarstwie.
Mimo, że Shaw dopuszczała do siebie możliwość wykorzystania malowania palcem w edukacji, potrzebowała aż pięciu lat intensywnych badań by znaleźć nieszkodliwe farby do użycia przez dzieci. Farba musi być rozpuszczalna w wodzie, mieć konsystencję błota, być łatwo zmywalna i całkowicie bezpieczne.
W 1931 roku, pięć lat po jej odkryciu, że nie próbowałem malowania palcami z dziećmi.
Shaw zaobserwowała, że malowanie 10-ma palcami, obejmujące manipulacje farbami przy użyciu dłoni i palców, ma wiele wspólnego z naturalną skłonnością dziecka do “paćkania się” w substancjach o konsystencji błota. Wykorzystanie tej skłonności okazało się przydatne w terapii." ( informacja znaleziona na stronie http://www.rozbrykanajulka.pl/terapie/metoda-malowania-10-palcami/).
W 1926 r. uczeń z klasy R. F. Shaw przypadkowo rozciął palec, został wysłany do łazienki aby jodyną zdezynfekować ranę. Gdy uczeń nie wracał, poszła go szukać i odkryła, że ten w łazience szczęśliwie rozmazuje jodynę na ścianach. Kiedy inni uczniowie go zobaczyli, też chcieli się przyłączyć do rozmazywania jodyny. Doświadczenie to było początkiem długich i intensywnych badań wykorzystania palców w malarstwie.
Mimo, że Shaw dopuszczała do siebie możliwość wykorzystania malowania palcem w edukacji, potrzebowała aż pięciu lat intensywnych badań by znaleźć nieszkodliwe farby do użycia przez dzieci. Farba musi być rozpuszczalna w wodzie, mieć konsystencję błota, być łatwo zmywalna i całkowicie bezpieczne.
W 1931 roku, pięć lat po jej odkryciu, że nie próbowałem malowania palcami z dziećmi.
Shaw zaobserwowała, że malowanie 10-ma palcami, obejmujące manipulacje farbami przy użyciu dłoni i palców, ma wiele wspólnego z naturalną skłonnością dziecka do “paćkania się” w substancjach o konsystencji błota. Wykorzystanie tej skłonności okazało się przydatne w terapii." ( informacja znaleziona na stronie http://www.rozbrykanajulka.pl/terapie/metoda-malowania-10-palcami/).
W naszym domu zawitało ostatnio para książeczek Wydawnictwa Wilga pod tytułem "Wesołe zabawy. Malujemy palcami", które można teraz na stronie Empik kupić ze sporym rabatem. Książeczki te pozwoliły mojemu synkowi na kilka godzin świetnej zabawy, do której potrzebował tylko trochę wody i swój paluszek. Farbek nie musieliśmy mieć bo te są już w zestawie z książeczkami.
Zacznę od tego, że strony książek są z twardego papieru, tak żeby nie przemokły, gdyby naszemu dziecku nieco bardziej namoczyły się palce. Już na pierwszej stornie znajdziemy informację/instrukcje co i jak należy zrobić. Napisano ją dziecięcym językiem, bo przecież takie zabawy lubią nie tylko pięciolatki, ale też dzieci, które potrafią już czytać. Tak więc dowiemy się, że większe koła robimy kciukiem, a mniejsze pozostałymi palcami. Żeby pokolorować większe obszary musimy po wypełnić go większą ilością odcisków. Ważne jest też to, żeby mieć pod ręką wilgotną ściereczkę, w którą wytrzemy palec zanim wybierzemy nowy kolor. Farbka zmywa się bardzo dobrze, jest rozpuszczalna w wodzie, ma konsystencję błota i całkowicie bezpieczna.
Kiedy już wszystko wiemy, przystępujemy do działania. Wybieramy obrazek z wielu dostępnych w książeczce i malujemy :). Wybór obrazka wcale nie jest taki prosty, bo każdy z nich jest śliczny i kolorowy. Zaczynamy więc! Mój synek zaczął od malowania kolorowych kropek na skorupach żółwi, potem zdobił indiańskie tipi, dłużej zatrzymał się przy inwazji Marsjan, a potem znalazł się na łące pełnej kwiatów. Długo by wymieniać wszystkie przygody jakie przeżył na poszczególnych stronach. Wspaniała zabawa, ale oprócz zabawy nasze dziecko nauczy się rozpoznawać kolory, jeżeli jeszcze nie umie, będzie wiedziało jak rozpoznawać poszczególne paluszki i części dłoni oraz usprawni zdolności manualne. Dziecko wyzbywa się też zahamowań nim tkwiących i uczy się wiary we własne siły. To taka nauka przez zabawę :).
Za mniej niż trzynaście złotych, my rodzice mamy chwilę dla siebie, a nasze pociechy radość i świetnie spędzony czas. Polecam!
PROSZĘ O WSPARCIE MOJEGO MĘŻA W WALCE Z RAKIEM.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.