Przed lekturą "Króla węży" nie miałam pojęcia jak złudne jest moje wyobrażenia o Ameryce. Przecież zawsze sądziło się, że to kraj idealny, miodem i mlekiem płynący. Jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, że może tam być szaro i ponuro... Poczułam się oszukana przez własne wyobrażenia...
Ponure, zaściankowe miasteczko na południu Stanów Zjednoczonych.
Młodzieńcze życie Dilla nie jest łatwe. Nie dość, że czuje się
napiętnowany przez trudną rodzinną sytuację, to dodatkowo w szkole
traktowany jest jak odmieniec. Jedynym antidotum na cały ten
wszechogarniający jad, jest jego przyjaźń z innymi wyrzutkami Travisem i
Lydią. Historia wzlotów i upadków trójki przyjaciół, którzy za wszelką
cenę chcą wyrwać się z tego nieprzyjaznego dla nich miejsca.
Trójka przyjaciół - Lydia, Travis i Dill - łączy ich to, że wszyscy uczęszczają do ostatniej klasy, ale również fakt, że wszyscy troje czują się wyrzutkami i tak też są traktowani. Są wrażliwymi młodymi ludźmi, pełnymi marzeń i pasji, jednak brutalna, szara rzeczywistość wpędza ich w kompleksy. To ich przyjaźń pozwala im na normalne funkcjonowanie. Dill - syn pastora skazanego za pedofilię, Travis - dziecko ojca uznającego brutalność i siłę jako cel nadrzędny i Lydia - sympatyczna blogerka modowa, bardzo uznawana w internecie, jednak jej "inność" nie jest tolerowana w małej miejscowości, w której mieszka - to oni tworzą swoją małą społeczność i pokazują nam, że amerykańska młodzież to nie tylko bogate dzieciaki aktorów.
"Nie pytaj co Ameryka może zrobić dla Ciebie, ale co Ty możesz zrobić dla Ameryki" te słowa brzmią w moich uszach odkąd pierwszy raz je usłyszałam. Wydawały mi się kiedyś takie piękne, takie mocne, takie przekonujące. A kiedy oglądałam "Beverly Hills" zazdrość zżerała mnie od środka, bo oni byli tam tacy piękni i tacy bogaci. Ameryka to był dla mnie kraj cudów (zresztą do dziś moim marzeniem jest ją zobaczyć) i chyba nadal jest, z tym, że w chwili obecnej zdaję sobie wreszcie sprawę, że i w tym medialnym pięknie jest też drugie dno. Autor rewelacyjnie nakreślił nam "drugą stronę medalu"i zrobił to prostym w odbiorze językiem literackim, wciągając nas równocześnie w fabułę obfitującą w zdarzenia i miejsca jakże podobne do tych, które widzimy na swoim własnym podwórku. Mgła ukrywająca biedę, problemy i zło amerykańskich złudzeń opadła!
Jestem pod wielkim wrażeniem umiejętności literackich autora. Rewelacyjnie równoważy opisy z mądrymi dialogami oraz przekazuje na papierze ogrom uczuć, które targają bohaterami. Robi to tak, że czytelnik nie może oderwać się od lektury i płynie wraz z fabułą, czując się jej częścią. Tak, jak pisałam na początku - po przeczytaniu "Króla węży" poczułam się oszukana przez własne wyobrażenia o Ameryce i to autor pokazał mi, że ten wielki kraj to nie tylko Hollywood, Wodospad Niagara i Christian Grey. Ameryka to kraj w dużej mierze zamieszkany przez ludzi takich, jak my.
Polecam powieść szerokiemu gronu czytelników, bo każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Jedni ciekawą historię, innym opadną klapki z oczu, a jeszcze inni spędzą przyjemnie czas z dobrze napisaną i mądrą książką.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Cieszę się, że tu jesteś. Twoja obecność jest moją motywacją. Zapraszam.